poniedziałek, 24 lipca 2017

ROZDZIAŁ XXVIII

-Kochanie, obudź się! Czas wstawać!-Usłyszałam wołanie nad sobą.
-Która godzina?-Wymamrotałam.
-Już trzecia!-Maciek powiedział mi do ucha.
-Czy Ciebie pogięło?!-Oburzona próbowałam go przegonić ręką. Nadal nie otwierałam oczu.
-Chyba zapomniałaś, że dzisiaj wyjeżdżamy? Japonia czeka!
-Ooo Matko... To już dzisiaj...-Wreszcie postanowiłam na niego spojrzeć.
-Chodź, niedługo musimy jechać do Krakowa.-Pocałował mnie w policzek.
-Wiem, wiem... już się ruszam...-Ostatnie słowa wypowiedziałam bez jakiegokolwiek przekonania. To było wręcz niewykonalne! Kto normalny wstaje w nocy? Chyba tylko sportowcy i ich sztaby. Więc dotyczyło to i nas. Nie chciało mi się kompletnie jeść. Kupię coś już na lotnisku. Maciek z kolei natychmiast poleciał do kuchni. Z niego jest wieczny głodomor. W tym samym czasie udałam się do łazienki, aby wziąć kąpiel. Ciągle starałam się być cicho. Nie mogłam obudzić państwa Kot o takiej porze! Wszystkie ruchy miałam bardzo powolne. Tak to jest, gdy się wstaje niewyspanym. Na szczęście miałam na to całą drogę do Japonii, umiałam zasypiać w samolocie. Chociaż w przypadku podróży do tego kraju będzie to trochę inne. W końcu nastąpi zmiana strefy czasowej, a musimy być tam wypoczęci. Na szczęście będzie ze mną Maciek, który da mi na pewno kilka wskazówek na ten temat. Aby wszystko było ok lecieliśmy trochę wcześniej, niż na wcześniejsze zawody w Europie. Po ogarnięciu się wzięliśmy nasze bagaże i udaliśmy się do białego subaru. Najchętniej zasnęłabym już teraz, ale musiałam coś mówić, aby mój chłopak nie zasnął za kierownicą. Zakopianka jak zwykle nie była drogą szybką do przebycia. Co prawda do Krakowa i tak nie było blisko, ale jazda zajęła nam 2,5h. Samochód zostawiliśmy pod blokiem cioci Maćka, która mieszkała nieopodal Balic. Nie chcieliśmy już się bawić w autobusy, więc wezwaliśmy taxi. Na miejscu było już kilka osób, na resztę czekaliśmy dosłownie chwilę. Najpierw mieliśmy lot do Frankfurtu, następnie do jakiegoś miejsca, którego nawet nie umiałam wymienić. Dopiero stamtąd lecieliśmy do Sapporo. Czekała nas wielogodzinna podróż... Ah, nie mogłam się doczekać. Zaraz po starcie zasnęłam z głową na ramieniu Maćka. Był cudowny, że mi na to pozwalał, chociaż doskonale wiedziałam, że zapewne nie jest to dla niego zbyt wygodne. Droga do Niemiec nie zajęła nam dużo czasu. Gorzej było z drugim etapem. Spędziliśmy kilka ładnych godzin na lotnisku we Frankfurcie. Było tam dużo ludzi, więc nie było jak rozłożyć się na kilku krzesłach w poczekalni. Z pomocą przyszedł mój ukochany Kociak, pozwalając mi położyć się na swoich kolanach. Nie było to wygodne, ale zawsze coś. Wkrótce weszliśmy do samolotu, który leciał ładnych 12 godzin. Na następnym lotnisku czekaliśmy godzinę na lot do Sapporo. Nasz hotel znajdował się w centrum, niedaleko skoczni. Okazało się, że dostałam pokój w pojedynkę. Może to i lepiej. Maciek dzielił go z nikim innym jak z Piotrkiem. Natychmiast rzuciłam swoje bagaże i poszłam pod prysznic. Po niemal 40h w samolocie czułam, że śmierdzę potem na kilometr. Po długiej kąpieli nie marzyłam o niczym innym, jak o spaniu. Na szczęście w Japonii był już późny wieczór, więc idealna pora. Zasnęłam niemal natychmiast. Rano obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Proszę.-Odpowiedziałam nieprzytomnym głosem.
-Śpisz jeszcze?-W drzwiach zobaczyłam Maćka.
-W nocy się śpi.-Odrzekłam oschle, chowając twarz w poduszki.
-Kochanie, trener już kazał przyjść i Ciebie obudzić.-Wskoczył mi do łóżka.
-Kolejny, który mnie terroryzuje.
-Kolejny? To kto jeszcze?
-TY!-Zaśmiałam się przyciągając go do swoich ust.-Serio nas wzywa? Trening pierwszego dnia miał być odpuszczony...
-Szczerze? Nie. Chciałem mieć pretekst, by Cię obudzić.
-Wiesz, że mogłeś to zrobić w inny sposób...-Zaniżyłam głos.
-Trzeba się rozwijać, a nie wiecznie tak samo.-Jeszcze bardziej się do mnie przybliżył.
-Ty mi się tam nigdy nie znudzisz.-Odpowiedziałam, po czym wpiłam się w jego wargi i zdjęłam mu koszulkę.

-Ania, jesteś już gotowa?-Usłyszałam wołanie Maćka.
-Tak, już idę!-Zabrałam tylko torebkę i wyszłam z pokoju. Na zewnątrz czekał już na mnie Kot.
-Wczoraj cały dzień się byczyliśmy, ale dzisiaj już musisz poznać japońską kulturę!
-Jeszcze nigdy tutaj nie byłam! Idziemy sami?
-Pieterowi zachciało się do nas przyłączyć. Nie masz nic przeciwko?
-Jasne, że nie!
Chwilę później znaleźliśmy się pod ich pokojem, gdzie dołączył do nas Żyła. Dojście do centrum nie zajęło nam dużo czasu. Byliśmy bardzo blisko. Na pierwszy rzut oka było widać, że to duże miasto. W centrum znajdował się park, co troszkę mnie zaskoczyło. W Polsce o mówi się zazwyczaj, że Japonia to owszem kraj kwitnącej wiśni, jednak z tzw. "betonowymi" miastami. To był duży plus! Miałam wrażenie, że jesteśmy tutaj wręcz wielkoludami. Tubylcy wydawali się tacy malutcy! I jednocześnie mili. Niemal każdy się do nas uśmiechał, zwłaszcza w sklepach. Nie mogłam wyjechać stąd z jakimiś pamiątkami dla rodziców, Marty i Kasi. Na obiad wybraliśmy się na sushi. Byłam cholernie ciekawa jak bardzo różni się od tego w Polsce. Co chwilę podpływały do nas nasze talerzyki. Smak był wyborny, u nas aż tak dobrych na pewno nie robią. Na sam koniec dnia chłopacy postanowili pokazać mi jedną z buddyjskich świątyń. Zarówno na zewnątrz jak i w środku była bogato zdobiona, a wszędzie dało się zauważyć wielką postać Buddy. Kiedy wróciliśmy do hotelu udałam się z chłopakami do ich pokoju. Byłam zmęczona, ale bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia. Opadłam na łóżko i przytuliłam się do Maćka.
-Ej, chodźcie tutaj!-Usłyszeliśmy po chwili głos Pietera z łazienki.
-Co się dzieje?-Spytałam wchodząc do środka.
-W sumie Maciek mi bardziej pomoże... Słuchaj, pamiętasz który to przycisk było do podgrzania kibelka?
-Boże, Piotrek...-Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym litości.
-Żyła... nie jesteś tutaj pierwszy raz... I za każdym razem prosisz o to samo!-Kot wywrócił oczami.-Przyciskasz tutaj, a potem regulujesz.
-Aaa faktycznie! Dobra, dzięki! A teraz uciekajcie, muszę się wysrać hehe.
-Czy on kiedykolwiek dojrzeje?-Oparłam się czołem o ramię swojego chłopaka po tym, jak wyszliśmy z łazienki.
-Obawiam się, że jest już za późno.-Poklepał mnie po plecach.
-AAAAAA!!-Nagle usłyszeliśmy krzyk.
-Co się stało??!!!-Kot wbiegł z powrotem. Stanęłam tuż za nim.
-Niechcący ustawiłem sobie na najwyższą temperaturę i przypaliłem sobie dupę...-Piotrek mówił tak, jakby chciał i się śmiać i płakać.
-Nie wierzę...-Wyszłam kręcąc głową.
-Posmaruj ją sobie kremem.-Maciek nie wyrabiał ze śmiechu.
-Pomyłka. On nie dojrzeje. On się cofa w rozwoju.-Schowałam twarz w dłonie.

Następne dni nie były już tak ulgowe, jak te pierwsze. Ciągłe treningi, jednak dalej przeplatane z wolnym czasem. Razem z resztą chłopaków przepełnialiśmy je różnymi grami, lub przyjmowałam Maćka osobiście w swoim pokoiku :) . Trzy dni później miały się odbyć pierwsze zawody. Seria próbna wskazywała na to, że po raz trzeci z rzędu wygra Stefan Kraft. Austriak wygrał już dublet w Willingen, teraz szedł po to samo w Sapporo. W serii próbnej najlepszym z naszych był Maciek, który zajął trzecie miejsce. Zaraz po skoku narzekał, że popełnił jakiś błąd przy progu. Eh, wiecznie niezadowolony! Na pierwszą serię szedł wyjątkowo skupiony. Ale widziałam, że jest mocny. Wierzyłam w niego. Z Kacprem mieliśmy masę roboty, ale nie mogłam odpuścić jego skoku. Nieźle się wybił, po czym... 139 metrów! Pięknie! Zwłaszcza, że w klasyfikacji po pierwszej serii prowadził! Kiedy ponownie siedział na belce, moje serce waliło jak dzwon. Myślałam, że odejdę na zawał. 138 metrów. Piękny wynik, lepiej niż Peter Prevc. Jednak Maciek miał lepsze warunki. To czekanie na wynik mnie wykończy.... PIERWSZY !!! RAZEM Z PETEREM !!! Boże, nie mogłam w to uwierzyć... Wreszcie mu się udało! Tyle na to czekał, kilku Polaków przed nim już wygrało zawody Pucharu Świata, a to on ciągle był uważany za wicelidera kadry. Widziałam, że to go nurtuje. Jego ambicja była bardzo wysoka. I wreszcie się udało. Kiedy stał na podium, a dla niego grano ,,Mazurka Dąbrowskiego", popłakałam się. Jednak udało mi się nagrać ten moment telefonem. Mój chłopak musiał to później zobaczyć. Zaraz gdy zszedł z pudła, wpadłam mu w ramiona. Jak mogłabym mu nie pogratulować? Nie trwało to jednak zbyt długo, Maciek miał teraz masę zobowiązań. Ale kazałam mu przyjść w nocy do mnie, musieliśmy chociaż trochę poświętować. Na drugi dzień odbyły się kolejne zawody. W takiej sytuacji denerwowałam się jeszcze mocniej. Chociaż widziałam, że z Maćka spadł jakiś kamień. Pewnie już wystarczająco czuł tę presję, że nie wygrywał. Nie dość, że media go cisnęły, to jeszcze sam nie był dla siebie łagodny. Kwalifikacje do drugiego konkursu wygrał Dawid. Jednak popis dał ponownie mój Maciek! Co prawda nie musiał się kwalifikować, ale i tak skakał. I to jak!! Nowy rekord skoczni! Coś pięknego. Po pierwszej serii zawodów prowadził Andreas Wellinger, tuż przed Kamilem Stochem i Kotem. Jednak tym razem wiatr pokręcił losem tego konkursu. Ostatecznie mieliśmy i tym razem powody do zadowolenia. Wygrał Kamil! Niestety, Maciek wypadł tuż za podium. Chodził później cały na siebie zły. Na następny dzień ruszyliśmy w drogę do Korei. Kolejny azjatycki kraj, który zobaczę! Tym razem czekała nas próba przedolimpijska. Bardzo ważna próba. Chłopacy się bardzo ekscytowali tym, że poznają nowe miejsca. Kwalifikacje do pierwszego konkursu wygrał... Janek Ziobro. Ale to w sumie nie miało znaczenia. W pierwszych zawodach triumfował Stefan Kraft, trzecie miejsce przypadło naszemu Kamilowi. Niestety, Maćkowi tym razem nie wyszło po jego myśli i ostatecznie zajął 7 miejsce. Pojawiła się ta sportowa złość, ale to dobrze. Miałam wrażenie, że to go zawsze jeszcze bardziej motywowało do ciężkiej pracy. Chociaż i tak już hardo pracował. Tym razem zawody zostały przeniesione na skocznię normalną. Wiatr uniemożliwił start na skoczni dużej. Może jest to i mniej atrakcyjne dla widzów, jednak przynajmniej umożliwia odbycie się zawodów. Po pierwszej serii prowadził Peter Prevc. Moje kochanie uplasowało się na 4 miejscu, 3 punkty za Słoweńcem. Jeszcze nic nie było stracone, chociaż Kot chodził wkurzony. Dlatego w przerwie poszłam do niego, aby go spróbować zmotywować. Generalnie nie powinnam tego robić, aby go nie rozproszyć. Ale jak mam nic nie robić, gdy widzę swojego partnera w takim stanie? I chyba pomogło. Maciek skoczył bardzo dobrze i... wygrał!! Mojemu szczęściu nie było końca. Ponownie płakałam ze szczęścia.
-Kochanie, jeszcze raz gratulacje!!-Zawołałam siedząc w pubie razem z resztą kadry. My też musimy się czasami rozerwać i świętować.
-To Ty mnie zmotywowałaś!-Odpowiedział radośnie.
-Mam jeszcze jedne dobre wiadomości!-Oznajmiłam.
-Mów!
-Dzwoniła do mnie mama. Odbyła się kolejna rozprawa. Alana skazano za gwałt na Marcie. Niestety, dostał tylko 5 lat. Ale to zawsze coś.
-Dzisiaj jest cudowny dzień!-Ucałował mnie w usta.

poniedziałek, 10 lipca 2017

ROZDZIAŁ XXVII

Niestety, po feralnych wydarzeniach nie było mowy o chwili wolnego. Zaraz po Zakopanem miały odbyć się zawody w niemieckim Willingen. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Było mi cholernie wstyd za te wszystkie wydarzenia. Najpierw pobiłam się z Agnieszką, potem wylądowałam przez to w areszcie. I na tym na pewno się nie skończy. Aż się bałam pomyśleć, jaka droga mnie czeka. Sądowa. A doskonale ją znałam. W końcu sprawa gwałtu na mojej siostrze nadal się nie skończyła. I nie było widać końca, chociaż wszystkie dowody opowiadały się przeciwko Alanowi... Teraz to ja będę jedną ze stron. I to oskarżoną. Nieźle się wkopałam. Dwa dni po wyjściu z aresztu mieliśmy trening na siłowni w COSie w Zakopanem. Z samego rana pod internat przyjechał po mnie Maciek. Bałam się, jednak na jego widok ten strach nieco złagodniał.
-Cześć.-Ucałowałam go, kiedy stał przy swoim białym subaru.
-Gotowa?-Założył mi włos za ucho.
-Nie za bardzo...-Spojrzałam na niego znacząco.
-Spokojnie, cały czas jestem przy Tobie. Zresztą, powiedziałem chłopakom, że mają Cię nie męczyć.-Uśmiechnął się pogodnie, po czym mnie przytulił.
-Nie wiem co bym zrobiła, gdyby Ciebie nie było.-Wtuliłam się w niego mocniej.
-Na pewno byś się wtedy nie biła z moją byłą!-Zaśmiał się.
-Fakt.-Zawtórowałam mu.-Ale to akurat jakoś przeboleję.
-Chodźmy, czekają na nas.-Ucałował mnie w czoło, po czym otworzył mi drzwi do samochodu. Umiał mnie podnieść na duchu. Nie chciało mi się odrywać od niego ani na chwilę, jednak wiedziałam że muszę to zrobić. Bardzo niechętnie wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Chwilę później za kierownicą usiadł Maciek i uruchomił subaru. Całą drogę opowiadał mi różne kawały i śmieszne anegdotki. Byłam mu za to cholernie wdzięczna, przynajmniej w tym momencie nie myślałam o tym, że za chwilę zostanę zlinczowana przez chłopaków z kadry. No, może nie tyle co zlinczowana, a wyśmiana. No nic, muszę stawić temu czoła. Kilka minut później znajdowaliśmy się pod budynkiem Centralnego Ośrodka Sportowego. Zrobiłam dobrą, mocną minę. Do tego Maciek złapał mnie za rękę i poprowadził. W środku była już cała kadra A i kadra B. Chłopacy śmiali się z czegoś tuż przed rozpoczęciem sesji treningowej. 
-Ooo nasz Tyson!-Usłyszałam roześmiany krzyk.
-Pieter!-Warknął Maciek.
-Spokojnie, Kocurze!-Żyła poklepał go po plecach.-Jestem pod wrażeniem, Ania ma charakterek!
-I nie jestem z tego dumna.-Odpowiedziałam unosząc brwi.
-Przesadzasz!-Podszedł do nas Kacper, po czym mnie lekko przytulił. Zaraz po nim zjawił się Kamil.
-Walczyłaś o swoje, to ona Cię sprowokowała.-Uśmiechnął się mój były.
-Na pewno nie pozwolimy Cię wsadzić do paki. Byliśmy z Kamilem niedaleko, więc zamierzamy zeznawać przeciwko Agnieszce.-Oznajmił starszy z braci Skrobot.
-Dziękuję Wam bardzo mocno!-Teraz to ja się uśmiechnęłam.
-A jak tam było na dołku?-Spytał nadal roześmiany Piotrek.
-Jak w luksusowym hotelu!-Odpowiedziałam sarkastycznie.
-A kawior Ci podali?-Zawtórował mu Janek.
-Lepiej, podali ambrozję!-Wywróciłam oczami.
-Kogoś tam poznałaś?-Przyleciał Dawid.
-Tak, kilka gejów którzy nie mogą się doczekać, aby Was poznać!
-Chyba ich tutaj nie zaprosisz?
-Za późno, już to zrobiłam.-Przykleiłam na buzię sztuczny uśmiech. Na szczęście nie zdążyli nic dodać, ponieważ w tej chwili na salę wszedł trener. Szybko zaprosił wszystkich zawodników i członków sztabu wokół siebie. Zaczął omawiać program dzisiejszego treningu, po czym przeszedł do naszego wyjazdu do Niemiec. Na zawody mieliśmy się wybrać już dzisiaj. Kiedy wszystko zostało wyjaśnione wezwał mnie na osobistą  rozmowę. Właśnie tego bałam się najbardziej.
-Ania, masz mi coś do powiedzenia?-Spytał wyraźnie lekko poddenerwowany.
-Zależy o co pytasz.
-Doskonale wiesz, o co! Co to była za sytuacja w klubie? Byłaś aresztowana?
-Aaa, o to.-Spuściłam głowę.-Była dziewczyna Maćka mnie sprowokowała. I niestety, rozpoczęłam bójkę. Owszem, Agnieszka doniosła na mnie na policję.
-Co ja mam z Tobą zrobić?-Skrzyżował ręce.
-A czy zaniedbałam jakieś obowiązki zawodowe?-Uniosłam brwi.
-Zgadza się, nie zaniedbałaś. Ale martwię się o Ciebie. Czuję się za Ciebie odpowiedzialny.
-Nie musisz. Poradzę sobie.-Uśmiechnęłam się blado.
-Obiecaj mi, że to ostatni raz.
-Obiecuję!-Odpowiedziałam pospiesznie.
-No dobrze. Wracaj do swoich obowiązków.-Poklepał mnie po ramieniu i odszedł.
Zauważyłam, że cały czas przyglądał nam się Maciek. Jeny, jak on się martwił. Przez to jeszcze zaniedba swoje treningi! Oo nie, nie mogłam do tego dopuścić. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym uniosłam do góry kciuk, aby pokazać że wszystko jest w porządku. Odniosłam wrażenie, że nieco go to uspokoiło, ponieważ jakoś lepiej się skupiał na swoich ćwiczeniach. Sama natychmiast zabrałam się do pracy. Musiałam poprawić kilka kombinezonów, które przygotowywaliśmy już w kontekście zbliżających się Mistrzostw Świata w Lahti. Nie obyło się oczywiście bez komentarzy chłopaków. I samego Maćka! Doskonale wiedziałam, że sobie żartują, więc też starałam się to robić. Zostałam okrzyknięta dosłownie przez wszystkich Tysonem. Udałam, że jestem chwilowo obrażona na swojego chłopaka. Co prawda, nie obraziłam się, ale czymże byłby związek bez małego focha? :) Trening trwał murowane 2 godziny. Wszyscy dali z siebie 300% normy. Zresztą, nie mieliśmy wyjścia. Trener Horngacher rządził nami twardą ręką. Jednak to było bardzo dobre. Pomimo tego, stwarzał również bardzo dobrą atmosferę, która panowała w całym zespole. Dzisiaj wykończył dosłownie wszystkich, chłopacy ledwo stali na nogach.
-Nadal masz focha?-Maciek przytulił mnie od tyłu.
-Mam!-Odpowiedziałam mocnym głosem.
-Oj, nie miej.-Próbował pocałować mnie w policzek, ale go cofnęłam.
-Nadal mam!
-Przepraszam..-Mówił takim głosem, jakby miał się zaraz załamać.
-A bardzo żałujesz?-Uśmiechnęłam się lekko, ale próbowałam mu tego nie pokazywać.
-Bardzo, bardzo!-Przycisnął mnie jeszcze mocniej.
-No dobrze, ale żeby mi to było ostatni raz!-Zagroziłam mu palcem. Odwróciłam się w jego stronę, po czym wbiłam się w jego usta. Kątem oka zauważyłam, że przygląda nam się Kamil. I to wzrokiem pełnym bólu. Jednak pozostałam kompletnie obojętna, nie obchodziło mnie to ani trochę.
-Zakochani, te czułości to po pracy!-Zawołał Stoch.
-My już jesteśmy po pracy!-Odparł mój chłopak.
-Ty, Maciek musisz uważać.-Zaczął Pieter.-Jeden zły wyskok i dostaniesz od Tysona!
-Najpierw ten Tyson dobierze się Tobie do tyłka!-Uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową.
-Już się zaczyna!-Zaśmiał się.
-Dobra, dobra. Będziecie się bić innym razem.-Maciek złapał mnie za rękę.-Chodźmy już.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Kot kazał mi wsiąść do swojego auta. Myślałam, że zawiezie mnie po prostu do internatu, jednak on podjechał pod swój dom.
-Czy już Ci mówiłem, że idziemy na obiad do mojej mamy?-Wyszczerzył zęby, gdy parkował.
-My?-Zdziwiłam się.
-Tak, my. Bardzo chce Cię zobaczyć.
-Ale ja muszę się przebrać... przygotować jakoś...
-Właśnie prosiła mnie, bym Cię przywiózł od razu po treningu.
-Dzięki, że mnie wkopałeś!-Nie kryłam niezadowolenia.
-Oh, daj spokój, nie będzie tak źle.
Jedynie wywróciłam oczami. Nie miałam już żadnego wyboru, musiałam iść. Nie licząc zimowej kurtki i kozaków, byłam ubrana typowo na sportowo. Sportowe kolorowe legginsy, sportowa bokserka. Nie musiałam, jednak tak mi było najwygodniej pracować. Dlatego byłam zła na Maćka, nie nadawałam się na obiady z jego rodzicami. Ale nie mogłam już nic poradzić. Przykleiłam do siebie uśmiech i wysiadłam z samochodu. Mama Maćka przywitała nas bardzo ciepło, po czym zaprosiła do jadalni. Wszystko było pięknie nakryte, aż zrobiło mi się jeszcze bardziej wstyd. Szybko skierowałam się w kierunku kuchni, aby pomóc pani Małgosi w przynoszeniu potraw. Na obiad zrobiła klasyczne schabowe z ziemniakami i marchewką z groszkiem. Przeprosiłam ją i jej męża za mój strój, zwalając całą winę na Maćka. Jednak oni się jedynie ucieszyli z tego, że nie wyszło nic oficjalnego. W trakcie posiłku oczywiście został poruszony temat Agnieszki i naszej bójki. Czy ja muszę tego przez cały dzień wysłuchiwać? Jednak państwo Kot oznajmiło, że są po mojej stronie i zaprosili mnie właśnie po to, aby mi to powiedzieć. Zrobiło mi się bardzo miło z tego powodu. Obiad wyszedł znakomity. Zaraz po nim Maciek zabrał mnie na spacer. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim i o niczym. Czułam, że jest to osoba której mogę powiedzieć o każdej nurtującej mnie sprawie. Położyliśmy się na polanie i patrzyliśmy na zachód słońca.


____________________

Heeej!
Najmocniej przepraszam za taką nieobecność... Miałam niestety ogromny nawał obowiązków, przez co nie było kompletnie czasu na zaglądanie tutaj.... 
Mam nadzieję, że jeszcze tutaj jesteście??
Obiecuję, że postaram się, aby taka sytuacja nie miała już miejsca (przynajmniej by nie było aż tak długiej przerwy!)!
I z kim się widzę za kilka dni w Wiśle?? :)













poniedziałek, 29 maja 2017

ROZDZIAŁ XXVI

Mogłam jedynie się ubrać, po czym miałam wyjść z policjantami.
-Ale o co chodzi?-Wołał Maciek, który zerwał się na równe nogi.
-Wszystko wyjaśnimy na komisariacie.
-Mogę jechać z Wami?
-Niestety nie. A pani już jest gotowa?-Zwrócili się do mnie.
-Tak...-Odpowiedziałam przerażona, ciągle patrząc na Kota. Na szczęście odbyło się bez kajdanek. Na korytarzu internatu jak na złość było dużo ludzi. Czemu zawsze ich się tyle zlatuje, gdy komuś nie dzieje się za dobrze? Wszyscy mieli szeroko otwarte oczy ze zdziwienia. I z szoku. Nawet nie mieli pojęcia jak ja byłam zdziwiona. I przerażona. Szybkim krokiem zeszliśmy po schodach, po czym panowie wsadzili mnie do radiowozu. Całą drogę biegł za nami Maciek, który wołał że wszystko będzie dobrze. Łatwo mu mówić... Razem ze mną z tyłu auta wsiadł jeden z funkcjonariuszy. Drugi natomiast prowadził. Próbowałam się ciągle dowiedzieć o co chodzi, ale odpowiadali jedynie że wszystkiego się dowiem na komisariacie. Zresztą, niedługo później byliśmy na miejscu.
-To Pani!-Usłyszałam wchodząc do środka gabinetu. Przywitał mnie policjant, któremu składałyśmy z Martą zeznanie na Alana.
-Czy mogłabym się wreszcie dowiedzieć o co chodzi?-Byłam już zniecierpliwiona.
-Oczywiście, proszę usiąść.-Pokazał mi miejsce naprzeciwko siebie.-Przyszła do nas niejaka Agnieszka Lewkowicz, która oskarża Panią o pobicie.
-Słucham?!-Myślałam, że się przesłyszałam. Chociaż mogłam się tego spodziewać.
-Tak, jak powiedziałem. I że do incydentu doszło wczoraj w nocy. Czy się Pani przyznaje?
-Nie wierzę...-Odpowiedziałam kręcąc głową.-Owszem, doszło do bójki. Ale Agnieszka była prowokatorką.
-Czy może nam Pani o tym opowiedzieć?
-Oczywiście, że mogę. Byłam ze znajomymi na imprezie w Morskim Oku.
-Z Panią Agnieszką też?
-Nie, To nie jest moja znajoma.-Powiedziałam mocnym głosem.-W pewnym momencie poszłam wraz z dziewczynami do baru po jakiegoś drinka. I wtedy podeszła do mnie Agnieszka. Zaczęła mi mówić, że odbije mi mojego Maćka. Warto dodać, że to jego była dziewczyna. Ale go zdradziła.
-I wtedy Pani ją uderzyła?
-Nie. Odpowiadałam, ale nie dotknęłam jej. W końcu ona powiedziała, że Maciek sam mnie zostawi, bo jestem dla niego zwykłą dziwką. I wtedy nie wytrzymałam.-Urwałam.
-Co było potem?
-Pytacie, czy mi oddała? Oczywiście. Zresztą, chyba to po mnie widać.-Wskazałam na obrażenia na swojej twarzy.
-Rozumiem. Czy ma Pani jakiś świadków tego zdarzenia.
-Tak. Była przy tym moja siostra i dwie przyjaciółki.
-Pani wersja nieco się różni od wersji Pani Agnieszki.
-Domyślam się, że nie dodała tego, że najpierw sama zaczęła ze mną potyczkę słowną.-Prychnęłam.
-Między innymi. Sprawdzimy wszystko. Niestety, ale musi Pani u nas zostać.
-J.. jak to? Zostać?
-Na dołku. Proszę wyprowadzić.
-Ale...-Nie zdążyłam powiedzieć. W tej chwili przyszedł policjant, który wyprowadził mnie z gabinetu. Szliśmy jakiś czas schodami w dół, po czym zostawił mnie w celi. Byłam tutaj sama. I byłam przerażona. Dookoła szare, popękane ściany. Stare drewniane łóżko, maleńki stolik ze sztućcami, kubkiem i talerzem. A w samym "centrum"  niewielkie okienko. No pięknie. Siedziałam. Co jak co, ale tutaj mnie jeszcze nie było. I jakoś nigdy nie chciałam się tutaj znaleźć. Nie byłam nigdy grzeczną dziewczynką, ale bez przesady! I to przez co. Kogo. Byłą mojego chłopaka. Nieźle się wkopałam. Pewnie Aga już siedzi przy Maćku i opowiada jaka jest biedna. Aż zrobiło mi się niedobrze. W sumie... Może ona specjalnie to rozegrała? Pomyślała, że Kot widząc mnie w takiej akcji rzuci mnie i ucieknie w jej ramiona. Cholera, mam nadzieję że jej się nie udało jak tak. Co jak co, ale zła kobieta potrafi zrobić wszystko. Przecież ona jest w podobnej sytuacji, co Kamil. Obydwoje zdradzili, obydwoje chcieli odzyskać. Jednak faceci nie są aż tak perfidni jak my, U nas jest to najczęściej dążenie po trupach do celu. Dosłownie, po trupach. Zresztą, i tak miałam teraz masę czasu, aby sobie to wszystko przemyśleć. Bałam się, że Maciek teraz mnie zostawi. Kto by chciał być z kryminalistką? Ale ja go tak kochałam... Co mam zrobić, by odzyskać jego zaufanie? Będąc na dołku cały czas myślałam na ten temat. Czy całe moje życie ma sens? Czy dobrze je wykorzystuje? Nagle moje przemyślenia zostały przerwane.
-Proszę wychodzić!-Przy kratkach stanął policjant.
-Co się stało?-Spytałam zdziwiona, gdy podeszłam do niego.
-Wychodzi Pani po tych kilki godzinach. Została zapłacona kaucja.
-Kaucja?-Coraz bardziej nie dowierzałam.
-Proszę wychodzić!-Ponaglił mnie funkcjonariusz. Zaczął mnie prowadzić schodami. A na górze zauważyłam znajomą postać.
-Maciek!-Zawołałam podbiegając.
-Jak się czujesz?-Spytał zatroskany.
-Dobrze. Przepraszam Cię...
-Chodźmy stąd. To nie jest dobre miejsce.-Złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Przez całą drogę obydwoje milczeliśmy. Jednak zauważyłam, że podjechał pod jakiś hotel.
-Dlaczego tu mnie przywiozłeś?-Byłam zdziwiona.
-Pomyślałem, że nie będziesz chciała się z nikim widzieć.-Uśmiechnął się do mnie.
-Maciek, przecież to wszystko kosztuje...-Zmarszczyłam brwi.
-Chodź.-Wysiadł z auta, po czym zrobiłam to samo. Skierowałam się za nim w stronę recepcji. Okazało się, że Kot już zarezerwował tutaj pokoik.
-Jesteś głodna?-Spytał po wejściu.
-Trochę...-Mówiłam zmieszana.
-Wziąłem z internatu kilka Twoich rzeczy, są w szafie.-Uśmiechnął się i wyszedł do łazienki. Wtedy rozejrzałam się dookoła. Pokoik nie był duży ani jakiś bogaty, ale ładnie urządzony. Podobał mi się. Szybko zajrzałam do szafy, po czym się przebrałam. Od razu zeszliśmy na dół na kolację. Byłam zdziwiona, że Maciek nie porusza kompletnie tematu tego, co zaszło. Mówił ciągle o zawodach w Zakopanem, o wynikach. Po powrocie do pokoju nie wytrzymałam.
-Maciek chyba musimy porozmawiać.-Spojrzałam mu w oczy
-Wiem.
-Chciałabym Cię bardzo mocno przeprosić... Wiesz, że tego nie chciałam.
-Ania...-Zaczął, ale mu przerwałam,
-Jest mi cholernie głupio. Poniosło mnie... Przecież ja się tak nigdy nie zachowuję...-Coraz bardziej smutniałam.
-Wiem o tym. Widziałem to z daleka. Aga Cię sprowokowała.
-Wierzysz mi?-Miałam łzy w oczach.
-A dlaczego miałbym Ci nie wierzyć?-Otarł mi policzek kciukiem.
-Nie wiem...
-Poradzimy sobie. Na pewno Cię z tym nie zostawię.-Przytulił mnie jeszcze mocniej, po czym dotknął nosem mojego czoła.
-I jeszcze ta kaucja...
-Ania... Zamknij się.-Przybliżył się do mnie i pocałował w usta. Szybko rozpłynęłam się w jego objęciach, po czym opadliśmy na łóżko.

czwartek, 18 maja 2017

ROZDZIAŁ XXV

Niemal całą drogę biegłam. Adrenalina kompletnie ze mnie zeszła, więc poczułam że dostałam nieco w kość od Agnieszki. Czułam się okropnie z tym, że dałam się ponieść emocjom. Przecież zawsze udawało mi się nad nimi panować. A dzisiaj? Tak naprawdę zachowałam się jak kompletna idiotka. Gdy przybiegłam do pokoju od razu usiadłam na łóżku. Głowę schowałam w dłonie, cała drżałam z nerwów. Co mnie opętało? Aga kompletnie mnie wyprowadziła z równowagi. Jakieś pięć minut po mnie do sypialni wbiegł Maciek.
-Wszystko w porządku?-Spytał kucając przede mną.
-Tak.-Odpowiedziałam cierpko nie zmieniając pozycji.
-Opowiesz mi, co się stało?
-Nie.
-Ania...-Wtedy udało mu się oderwać moje ręce od twarzy.-Boże, jak Ty wyglądasz!
-Nawet nie widziałam. Teraz czuję, że coś mnie piecze.
-I ma prawo... Masz rozcięty łuk brwiowy, dolną wargę i coś czuję, że wyskoczy Ci niezłe limo pod lewym okiem.
-Nic mi nie będzie.
-Poczekaj, mam tu gaziki. Musimy zatamować krwawienie.-W tej chwili Kot wstał, po czym przyniósł mini apteczkę. Zawsze ją braliśmy na każde zawody. Wyjął z niej kilka gazików i octenisept, którym spryskał mi ranne miejsca. Zapiekło, przez co odchyliłam automatycznie głowę. Chwilę później skoczek przyłożył mi materiał, by zatamować.
-Zawołam doktora Winiarskiego, niech to obejrzy.-Wstał i udał się w stronę drzwi.
-Nie... Maciek. Jest późno, Obudzisz go.
-To jedziemy do szpitala.
-Oszalałeś?!-Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem.
-Musi to zobaczyć lekarz. A poza tym, ten łuk brwiowy trzeba zszyć. Inaczej paskudnie się to zrośnie.
-Oj tam. Przemyję to i będzie ok.
-Oo nie. Już dopilnuję, byś się tam udała.
-Ale Ty piłeś, nie możesz prowadzić.
-Weźmiemy taksówkę,
-No dobra...-Odpowiedziałam zrezygnowana. Nie chciało mi się tam jechać, ale nie miałam wyboru. Kot by mi na to nie pozwolił. I do tego ględziłby mi o tym dobrych kilka dni. Bardzo wolno wstałam i udałam się do walizki. Wyciągnęłam jakieś ubrania, po czym weszłam do łazienki w celu przebrania się. Nie mogła jechać w ubraniach z imprezy. Nie zajęło mi to dużo czasu. Bałam się, że wychodząc z pokoju spotkam na korytarzu znajomych z kadry. Na szczęście nikt się tamtędy nie panoszył, jednak i tak założyłam duży kaptur. Gdy wyszliśmy pod budynek COSu, podjechała już taksówka. Wsiedliśmy w milczeniu, a kierowca zawiózł nas do szpitala. Na SORze nie było dużo ludzi. Jednak lekarze i tak bardzo się gramolili. Kiedy po prostu spisywali moje dane próbowali mi wmówić, że jestem pijana. A przecież w MO wypiłam niedużo. Po tych wszystkich torturach czekało mnie posiedzenie na poczekalni. Ehh. Byłam jedyną pacjentką, a i tak nie chcieli mnie przyjąć od razu.
-Powiesz mi wreszcie, co się stało?-Spytał Maciek podając mi kawę z automatu. Nie miałam wyboru, musiałam mu powiedzieć.
-Poszłyśmy z dziewczynami po alkohol. W pewnej chwili podeszła do nas Agnieszka. Od samego początku próbowała mnie atakować.
-W jaki sposób?
-Zaczęła mi mówić, że... że mnie nie kochasz, tylko cały czas ją.
-I to był powód do bójki?-Spojrzał na mnie unosząc brwi.
-Nie. Spytałam jej, jak to możliwe że już nie kocha tego swojego trenera.-Na moje słowa Maciek się zaśmiał.-Zaczęła mi mówić, że Cię odzyska.
-Taa..-Wtrącił Kot.
-Nadal trzymałam nerwy. Jednak, gdy powiedziała, że jestem dla Ciebie tylko dziwką, to... nie wytrzymałam. I wtedy dałam jej prawego sierpowego.-Spuściłam głowę.
-Jak Cię nazwała?!-Maciek niemal krzyknął.
-Dziwką. Twoją dziwką.
-Już ja z nią sobie porozmawiam...-Skrzyżował ręce na piersiach.
-To nie ma sensu.
-Kochanie, nie pozwolę by Cię ktoś obrażał.
-Jesteś kochany.-Powiedziałam obejmując ręką jego ramię.-Ale... nie kochasz jej?
-Co Ty wygadujesz? Chyba nie uwierzyłaś w jej słowa?
-Nie no... Tak pytam...
-Kocham Ciebie. Jej nie. Nie da się wybaczyć zdrady. Sama wiesz, jak to jest.
-To znaczy... ja już nie chowam urazy do Kamila.
-Jak to?-Spytał zdziwiony.
-Odkąd mam Ciebie... Dzięki temu, że miał te skoki w bok, jesteśmy razem. Jak mam się na niego gniewać za takie coś?-Wyszczerzyłam do niego zęby.
-Jesteś niemożliwa.-Zaśmiał się i pocałował. Kiedy jęknęłam z bólu natychmiast przestał. Nagle zostałam poproszona przez lekarza do środka. Opatrzyli mi rany, a łuk brwiowy zszyli. Dostałam pięć szwów. które musiałam zdjąć za tydzień. Pobyt w szpitalu przeciągnął się łącznie do 4 godzin. Po głupi opatrunek tyle czasu! Kiedy weszliśmy do pokoju, niemal od razu padłam do łóżka. Obudziłam się o godzinie 10. Maciek chciał mnie zaprowadzić na śniadanie, jednak bałam się reakcji innych zawodników. Jednak ubrałam się, ale zaraz rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył je Kot. W nich stał Kamil.
-Hej. Mogę wejść? Mam ważną sprawę.
-Chodź.-Maciek go wpuścił.
-Oj oj Ania... Jak Ty wyglądasz.-Zaśmiał się mój były wchodząc do środka.
-Tak, jakbym dostała w twarz.-Uśmiechnęłam się blado.-Coś się stało?
-Tak... Wczoraj po tym, jak wyszliście, podeszła do mnie Agnieszka.
-Moja była?-Spytał zaskoczony Maciek.
-Zgadza się. Zaoferowała mi swojego typu... sojusz. Abyśmy zostali wspólnikami.
-To znaczy?
-Żeby Was rozdzielić. I ona miałaby wtedy odzyskać Maćka, a ja Anię...
-Słucham?-Myślałam, że się przesłyszałam.
-Spokojnie... Odmówiłem jej. Ale mówię Wam o tym, byście wiedzieli, że na nią trzeba uważać.
-Odmówiłeś? Dlaczego?-Spytał zdziwiony Kot.
-Kiedy Ania pojechała z nami do Ramsau, mieliśmy sporo czasu.-Zaczął, a mi stanęło serce. Nie, tylko nie to. Nie mógł mu powiedzieć, że ze sobą spaliśmy. W tej chwili patrzyłam na niego tak, jakbym chciała go zabić.
-Czasu na co?-Dopytywał zniecierpliwiony Maciek.
-Na rozmowę. I sobie wszystko wyjaśniliśmy. Ania mi powiedziała, że mi wybaczyła, ale nie możemy być znowu razem bo... bo kocha Ciebie. Zrozumiałem, że już swoją szansę zaprzepaściłem na dobre. A chcę, by Ania była szczęśliwa. Sam ją skrzywdziłem i nie chcę, by znowu cierpiała. Temu pomyślałem, że powinniście wiedzieć o tym, co kombinuje Aga.-Po jego słowach kamień spadł mi z serca. Nie wydał naszej przygody. Delikatnie uśmiechnęłam się po jego wypowiedzi.
-Dzięki.-Maciek podał mu rękę, którą uścisnął.
-Kamil!-Zawołałam, gdy mój były stał już przy drzwiach.
-Tak?-Odwrócił się w moim kierunku.
-Ja też dziękuję.-Podeszłam do niego i go przytuliłam. Zaraz później odszedł.

Dwa dni później Maciek wpadł do mnie do internatu. Mieliśmy jeszcze trochę czasu przed wyjazdem na następne zawody. Leżeliśmy i oglądaliśmy film ,,Lektor" z Kate Winslet. W pewnej chwili usłyszeliśmy pukanie.
-Pani Anna Molęda?-W drzwiach stało dwóch funkcjonariuszy policji.
-Tak. Czy coś się stało?
-Musi pójść Pani z nami na komisariat.

_________________

Hej!
Najmocniej przepraszam za aż taką zwłokę, ale ostatnio na nic nie mam czasu. Niestety, ale nie mogę obiecać, że to się już nie powtórzy. Teraz szykuje mi się gorący okres...
Jednak obiecuję, że się postaram !

czwartek, 4 maja 2017

ROZDZIAŁ XXIV

Wszystko toczyło się jak w bajce. Miałam księcia, dobrze płatną pracę. Byłam naprawdę szczęśliwą osobą, za nic nie chciałam zamienić się w tej chwili z nikim na własne życie. Nie rozłączaliśmy się ani na krok. Co prawda, zastanawiałam się czy to jest na pewno dobrze. Bałam się nieco, że przez to szybko znudzę się Maćkowi. Ale tak mi było z nim dobrze... Dlatego też, gdy przyjeżdżaliśmy do Polski staraliśmy się spędzać ten czas bardziej z rodziną. Choć najczęściej i tak byliśmy razem. Taki paradoks.. reszta skoczków wracało głównie do swoich partnerek. A u nas działało to nieco inaczej :) Cieszyłam się, że mogę go mieć dla siebie nieco częściej, niż inne dziewczyny zawodników. Same mi mówiły, że tego mi zazdroszczą. I prosiły bym... miała ich panów na oku! Ooo nie. Co to, to nie. Obiecywałam, że jak najbardziej się nimi zaopiekuję, ale nie zamierzałam być ich przyzwoitką. Muszą mieć swój własny rozum. Czym jest w końcu związek bez zaufania? Jednak w pełni je rozumiałam. Jeszcze zanim byłam związana z naszą kadrą chodziłam na imprezy, gdzie znajdowali się skoczkowie. Doskonale wiedziałam, którzy mniej więcej są zajęci. I nie wszyscy zachowywali się fair wobec swoich partnerek. Serio, współczułam tym dziewczynom. Aż ręce same chciały sięgnąć po telefon, by zrobić zdjęcie, jak facet liże się z jakąś inną... I dokładnie tego się po niektórych zagranicznych spodziewałam w trakcie dwóch następnych weekendów. Puchar Świata zawita wtedy do Polski. A tutaj zawsze się działo w tych klubach. Pierwszym przystankiem była Wisła, do której jechaliśmy za dwa dni.
-Byłaś tam kiedyś?-Spytał mnie Maciek miziając po nagich plecach.
-W Wiśle? Jasne. Jeździłyśmy z Kaśką na Letnie Grand Prix. I to jakieś cztery razy z rzędu.-Masowałam jego brzuch.
-Jak Ci się podobało?
-A pytasz pod względem sportowym, czy imprezowym?-Zaśmiałam się.
-Oba!-Poczułam nutkę zainteresowania w jego głosie.
-Wiesz.. wcześniej patrzyłam głównie sportowo. Kamil nam załatwiał akredytacje. Ale było bardzo fajnie. Ostatniego lata bardziej imprezowałyśmy, już bez FIS Family, a ze zwykłymi biletami.
-Balowałaś z jakimś skoczkiem?-Zmienił pozycję z pleców na bok, aby być przodem do mnie.
-Tak trochę...-Zmieszałam się nieco.
-Opowiedz mi o tym.
-Eeee... nie ma o czym.
-Ania... Każdy z nas ma jakąś przeszłość. PRZESZŁOŚĆ. Za którą żadne nie powinno się obrażać.-Uśmiechnął się odgarniając włosy z mojego policzka.
-No dobra... Balowałam. Z Danielem Tande, Johannem Forfangiem i Phillipem Sjoeenem.
-Z trzema? A ostro?-Spytał ewidentnie rozbawiony.
-A no... dosyć ostro.-Znowu się zmieszałam.
-Czekaj, czekaj... Ale przecież Forfang i Sjoeen mają już od dawna dziewczyny...-Zmarszczył czoło.
-Wiem o tym. Co poradzić...-Odpowiedziałam krótko.
-Ładnie jak tak...-Widać było, że był zaskoczony. Serio nigdy tego nie widział, czy udawał? A może jest ślepy? W końcu on z nimi wszystkimi lądował częściej na imprezach, a ja raz dwa razy w roku.
-Ale dobrze, że wokół nich zawsze latało masę fanek, dzięki czemu raczej słabo nas pamiętają. Tego się nieco obawiałam zaczynając z Wami pracę.
-Że co? Nagle Cię znajdą i znowu będą chcieli pobalować?-Śmiał się ze mnie.
-Że Ci o tym powiedzą i od razu sobie wyrobisz o mnie niezłą opinię.-Spojrzałam mu prosto w oczy.
-Skarbie... Ja i tak od razu pomyślałem, jaka z Ciebie imprezowiczka.-Chciałam coś mu na to odpowiedzieć, ale zamknął moje usta pocałunkiem. Nie dałam rady się mu oprzeć, mogłam z nim spędzać cały dzień w łóżku. Od razu przeszedł do całowania mnie po szyi, a jego ręce zaczęły wędrować po całym moim ciele, czym rozpalił mnie tego ranka jeszcze mocniej, niż to miało miejsce w nocy. Dobrze, że tym razem pamiętaliśmy o zabezpieczeniach. A raczej, że tym razem ja pamiętałam. Zresztą, to nie było trudne. W końcu na tamtą torbiel lekarka zaleciła mi hormony, więc tabletki antykoncepcyjne. W samą porę je dostałam. Tym razem Maćkowi zachciało się kochać bardziej delikatnie, co mi pasowało. W sumie, to było nowe doświadczenie. Po całym akcie ponownie położyłam się na jego torsie. Obydwoje byliśmy cali spoceni, jednak zbyt nie chciało nam się wstawać z łóżka. Zwłaszcza, że mieliśmy dzisiaj wolny dzień.
-A Ty? Korzystałeś kiedyś ze swojej sławy, by pobalować z fankami?-Zapytałam wtulając się w niego jeszcze bardziej.
-Kompletnie nie wiem o czym mówisz.-Zaśmiał się wtapiając swój nos w moje włosy.
-Zaraz, zaraz... A kto przed chwilą mówił coś tam o przeszłości, na którą nie powinniśmy się obrażać?-Spojrzałam na niego unosząc nieco brew.
-Nie takie przed chwilą, tylko minimum godzinkę temu!-Uśmiechnął się zawadiacko.-No dobra. Troszkę mi się zdarzyło.
-Opowiedz mi o tym!-Teraz to ja chciałam posłuchać jego opowieści.
-Kiedy byłem z Agnieszką to nie tak za bardzo... Tak samo, jak Ty będąc z Kamilem. Chodziliśmy na te imprezy razem. A że rozstaliśmy się już po zawodach LGP w Polsce to wiesz...
-A przed Waszym związkiem?
-No... To trochę krew mi buzowała i balowałem z jakimiś fankami.-Widziałam jak się zmieszał.
-Ostro?-Zadawałam mu dokładnie te same pytanie.
-No, tak trochę ostro.
-To widzę mamy podobnie.-Uśmiechnęłam go, po czym ucałowałam go w usta.-A gdy byłeś z Agnieszką, to balowałeś z innymi na zagranicznych imprezach? Ale odpowiedz szczerze.
-Nie. Nie jestem z tych, co mając dziewczynę doprawiają jej rogi za plecami.-Uśmiechnął się, co mu odwzajemniłam. Przez chwilę leżeliśmy wtuleni w siebie w kompletnej ciszy. Jednak nagle nam ją przerwano.
-Dzieci, zjecie śniadanie.....-W tej chwili bez pukania weszła mama Maćka. Jak najszybciej się dało zgarnęłam na siebie całą kołdrę. W końcu byliśmy kompletnie nadzy. Obydwoje aż osłupieliśmy. Zresztą, pani Gosia również. Na nasz widok wytrzeszczyła oczy z szoku.
-W sumie... Czemu nie...-Odpowiedział Kot bardzo zakłopotany.
-Dobrze.-Odpowiedziała jego mama, po czym w ekspresowym tempie uciekła z pokoju. Spojrzeliśmy na siebie i aż wybuchliśmy śmiechem.
-A wiesz, że mama nigdy nie przyłapała mnie i Agi w takim stanie? Ani z Mają, moją poprzednią dziewczyną.
-Naprawdę? To jestem pierwsza!-Po moich słowach Maciek przybliżył się do mnie i ucałował mnie w policzek.-Ale już wstańmy, chyba zaraz południe.
Tak też i zrobiliśmy. Jednak zanim poszliśmy do reszty domowników, musieliśmy się wykąpać. Następnie szybko się umalowałam, po czym zeszliśmy na dół. Było mi bardzo głupio przed jego mamą. Podeszliśmy do niej wolno, aż schowałam się za Kotem. On chyba też czuł to zakłopotanie. Pani Gosia na początku nie miała zbyt ciekawej miny, jednak zaczęła z nami normalną rozmowę. Tak, jakby się nic nie wydarzyło. Aż odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że dostaniemy wykład, że przed ślubem to tak być nie powinno. Chociaż Maciek w tym roku kończył 26 lat. 
2 dni później udaliśmy się do Wisły. Jechaliśmy jedynie kadrą A, ponieważ trener postanowił wystawić kadrę narodową w Zakopanem. Kadra B pojechała w tym czasie do Garmisch-Partenkirchen. Poza Kamilem, który miał pomóc bratu w trakcie zawodów w Polsce. W Wiśle miała się również pojawić Marta i Kaśka, którym załatwiłam akredytacje na każdy dzień zawodów. Domyśliłam się, że będzie niezły kocioł. Zawsze był. Trybuny na skoczni im. Adama Małysza były znacznie mniejsze, niż te na Wielkiej Krokwi. Dlatego cała wrzawa była nieźle ściśnięta. Na skoczni pojawił się również jej gospodarz. Jednak nie robiło to na mnie wrażenia, naszą legendę sportową poznałam już dawno temu, jeszcze chodząc z Kamilem. Także tym razem nie zawiodły tzw. hotki. Już kiedyś uważałam je za wyjątkowo dziwne osoby, ale teraz zauważyłam je bardziej. A dlaczego? Bo z kadry Polski najczęściej wzdychały mi tutaj do Maćka. Nie rozumiałam, jak można być aż takim natarczywym i nachalnym. Skoczkowie przecież raz je zobaczą i zapomną o konkretnej osobie. Za to zrobią z siebie kompletne idiotki. Będąc w hotelu nieraz słyszałam rozmowy między sobą zagranicznych skoczków, że aż nie chcą wychodzić na zewnątrz. Bo to jest bardzo dla nich uciążliwe, a raczej są aż zniesmaczeni ich zachowaniem. Już dookoła hotelu było ich mnóstwo, a co dopiero na skoczni. Na szczęście każda osoba z nami pracująca to profesjonaliści, więc nie mieliśmy trudności ze skupieniem się na swoich zadaniach. Jak to na zwykłych zawodach, ciągle latałam od skoczków do serwismenów, po trenera i Adama Małysza. Dawał takiego pozytywnego kopa dla chłopaków, wnosił dobrego ducha do tej drużyny. Nasza praca i tym razem nie poszła na marne. Dwa razy pod rząd wygrał Kamil Stoch! Tym samym nasz skoczek został królem skoczni w Malince. Myślałam, że ta wrzawa pod skocznią nie może być już większa. Jednak się myliłam. Ludzie wręcz oszaleli po wygranych Kamila. A w czasie hymnu wręcz się popłakałam. Po niedzielnym konkursie niemal wszyscy kibice udawali się na imprezę do Gołębia. Jakoś nie chciało nam się iść, ale jednak postanowiliśmy to zrobić. Na samym dole zauważyliśmy z naszej kadry jedynie Kacpra i Kamila. Przysiedli się do nas, po czym wszyscy zamówiliśmy po piwie. Czułam się dziwnie będąc z Maćkiem koło nich, ale zachowywałam się normalnie, co w sumie wychodziło mi dosyć łatwo. Jednak to uczucie zaraz zastąpiło zdenerwowanie. Faneczki zauważyły Kota i od razu do niego podleciały nie patrząc na nikogo dookoła. No, może nieco na serwismenów. Gdy byłam ze Skrobotem podchodziły jedynie nieliczne, nie był aż tak sławny. Ale to mnie aż przeraziło.
-Przyzwyczaj się do tego!-Powiedział mi do ucha Kacper. Każda chciała zamienić chociaż słówko z moim chłopakiem. Ale Maciek kompletnie je olał, powiedział że jest tutaj ze swoją dziewczyną i nie będzie z nikim innym imprezował. Na słowo "dziewczyna" fanki spojrzały na mnie tak, jakby chciały mnie zabić. Ładnie, jutro będę obsmarowana na wszystkich hotkowych forach. Oh, jak ja to przeżyję?
Tydzień później miały się odbyć zawody w Zakopanem. W naszym mateczniku, stolicy polskich Tatr. Tutaj to się będzie działo. Od samego rana na ulicach było widać biało-czerwone barwy, w które byli ubrani kibice. Trener postanowił, że na ten czas wszyscy zamieszkamy w Centralnym Ośrodku Sportowym. Znaliśmy go jak nikt inny. Pierwszego dnia odbyły się zawody drużynowe. Na naszych spoczywał ogromny ciężar, który naważyli sobie sami skoczkowie. Ale to dobrze, oni i tak radzili sobie z presją. Jednak tym razem wszyscy musieliśmy się zadowolić drugim miejscem. Trener był z naszej pracy zadowolony. Na następny dzień mieliśmy jeszcze większy powód do radości. Znowu wygrał Kamil, łącznie trzech Polaków znalazło się w czołowej 10. Maciek nie był zadowolony swoim wynikiem, znalazł się na 12 pozycji. Dlatego też postanowiliśmy pójść razem ze wszystkimi do Morskiego Oka. Tym razem poza nami, Kamilem i Kacprem poszedł Krzysiek Miętus i Dawid Kubacki. Każdy z partnerką. Nie mogłam oczywiście zapomnieć o Marcie i Kasi. Od razu poszłyśmy po jakieś drinki, a panowie zostali sami. Tutaj przynajmniej było taniej, niż w Gołębiu. Dziwnie się czułam widząc, jak mój aktualny chłopak pił wraz z moim byłym. Zauważyłyśmy, że do naszych mężczyzn znowu od razu przyleciały fanki. I to w większej ilości, niż w Wiśle. Musiałam się do tego naprawdę przyzwyczaić, jeżeli chciałam być z Maćkiem. Jedynie wywróciłam oczami i spojrzałam w kierunku innych skoczków. Jak to było i ostatnim razem, niektórzy nadal nie byli fair wobec swoich dziewczyn. Nie mogłyśmy aż na to patrzeć. Nagle zauważyłam, że ktoś siada koło mnie przy barze.
-Dobrze Wam razem?-Usłyszałam z tej samej strony. Automatycznie odwróciłam się w tamtym kierunku, a moim oczom ukazała się Agnieszka. Była dziewczyna Maćka.
-Nawet bardzo dobrze.-Powiedziałam mocnym głosem.
-Biedulka z Ciebie. Wierzysz w jego miłość?-Mówiła perfidnym głosem.
-Przepraszam Cię bardzo, ale do czego zmierza ta rozmowa?
-Jeżeli myślisz, że on Cię kocha, to jesteś w błędzie.
-Jesteś tego pewna?-Spytałam mocniejszym głosem.
-Tak. On nadal kocha mnie.-Spojrzała mi w oczy.
-Słucham?-Myślałam, że się przesłyszałam.
-To co słyszałaś. Wróci do mnie, jeszcze do zobaczysz.
-A co, już ulotniła się Twoja wielka miłość z trenerem fitness?-Mówiłam coraz bardziej sarkastycznie.
-To był tylko przelotny romans.
-Ale zdradziłaś go. Takiego czegoś się nie zapomina. Zresztą... on Cię już nie kocha.-Patrzyłam na nią coraz mocniej z odrazą.
-Ania, daj spokój. Ona nie jest tego warta.-Usłyszałam głos Magdy.
-Nie, poczekaj. Niech się koleżanka wyżali. Mi i tak wleci to jednym uchem, a wyleci drugim.-Wypiłam łyk piwa, nie spuszczając wzroku z mojej rywalki.
-A to, że jesteś dla niego zwykłą dziwką, którą jedynie chciał przelecieć dla zabawy.
-Że jestem kim?-Aż wstałam z krzesła.
-Ania...-Magda złapała mnie za rękę, jednak ją od niej wyrwałam.
-Dziwką. Zwykłą dziwką.-Agnieszka stanęła blisko mnie. Nie wytrzymałam. Z całym impetem zadałam jej prawego sierpowego.
-MÓJ NOS!!!-Krzyknęła była Kota.
-I bardzo Ci dobrze!-Wrzasnęłam. Adrenalina osiągnęła u mnie apogeum. Natychmiast podleciałam do niej i zaczęłam okładać ją pięściami chyba w każdą możliwą część. Jej w pewnej chwili udało się mi oddać, przez co zaczęłyśmy się ewidentnie lać. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i podnosi do góry.
-PUSZCZAJ MNIE  W TEJ CHWILI!!!!-Wydzierałam się próbując wyrwać. Jednak on nie słuchał. Postawił mnie na ziemi dopiero przy szatniach, gdzie aż zebrało się dużo znajomych.
-Już dobrze.-Osobą, która mnie zabrała był nie kto inny, a Maciek. Cała się trzęsłam, na co on mnie przytulił. Dopiero teraz adrenalina zaczęła mi schodzić i poczułam jakieś bóle na twarzy, po której chyba leciała mi krew. Dookoła było bardzo dużo ludzi, w tym Polacy, Niemcy i Norwegowie. Wtedy spojrzałam na Maćka, który cały czas trzymał mnie mocno za ramiona. Chyba się bał, że znowu wybuchnę. W tej chwili zrobiło mi się bardzo głupio. Udało mi się rozluźnić jego uścisk, po czym uciekłam do COSu do pokoju.

sobota, 29 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XXIII

Wreszcie nadszedł ten przez wszystkich wyczekiwany moment. Święta Bożego Narodzenia. Magiczny czas, który spędzamy razem z najbliższymi. Mama miała mi za złe, że zamiast jej pomagać, latałam na treningi chłopaków. No cóż, taką mam pracę i nie mogę się ot tak wyrwać, bo trzeba zrobić jedzenie. W tej branży tak się nie da. Jednak ile mogłam, tyle zrobiłam. Czekałam już mocno na święta, bo przynajmniej na godzinkę będę mogła się po prostu położyć i nic nie robić. Najchętniej odpoczęłabym kilka ładnych dni, ale niestety tak się nie dało. Wigilię spędzaliśmy tradycyjnie u babci Krysi. Organizuje ją co roku. I co roku zbiera się na niej cała nasza rodzinka. A jest tego sporo. Kilka wujków, cioć, kuzynów... I już jest pełny dom. Nie wiem, jakim cudem wszyscy mieścimy się przy stole. Ale się da! Jak zwykle atmosfera była niesamowita. A tematem nr 1 były... skoki. Dosłownie każdy je oglądał. A teraz, gdy nasi pięli się w górę to tym bardziej. Aż się uśmiechałam sama do siebie, gdy wszyscy chwalili moich kolegów, zwłaszcza za występy w Lillehammer. Nawet padło, że Kot wreszcie stanął na podium. Aż piałam z dumy. Wtedy babcia wypaliła, że pracuję razem z kadrą A. Wszystkie oczy natychmiast zwróciły się w moją stronę, a sama zostałam zasypana gradem pytań. Głównie jak to zrobiliśmy, że jest póki co tak dobrze. Jednak starałam się studzić wszystkim emocje, by przedwcześnie nie nadmuchiwali balonika. Powiedziałam, że dla skoczków to jest bardzo krępujące i niezbyt komfortowe psychicznie. Udało mi się ich ostudzić, jednak nie na długo. Wtedy Marta (dzięki siostra!) oznajmiła, że nawet chodzę z jednym skoczkiem. Ścięłam ją dosłownie wzrokiem, na co ona dumnie oznajmiła, że jej przyszłym szwagrem jest Maciek, I znowu się zaczęło... Grad pytań i wszelkich opinii. Dosłownie każdy był trenerem. Nawet padło, czy Maciek jest w rzeczywistości też taki nadęty, jak przed kamerami! Myślałam, że ich za to uduszę... Rozumiem, że nieraz pokazywał, że ma bardzo wysokie ambicje, ale by tak od razu nazwali go nadętym? To już przesada. Na szczęście przed kolejną dawką niewygodnych pytań uratował mnie dziadek, który zaczął śpiewać kolędy. Byłam mu okropnie wdzięczna! Miałam już tego dość. Za nim poszli dosłownie wszyscy. Kiedy się rozkręcili, ciocia zaczęła opowiadać jakieś dowcipy. Były tak zabawne, że bolał mnie brzuch od śmiechu. Po godzinie 23 zaczęliśmy się zbierać na pasterkę. Nie ominęliśmy jej odkąd pamiętam, więc i tym razem była wręcz obowiązkowa. Na pierwszy dzień świąt cała ekipa zjechała się do nas. Z mamą i siostrą podałyśmy masę potraw na obiad, natomiast ojciec zajął się alkoholem. Jakoś niespecjalnie chciało mi się pić, chociaż każdy nalegał, bo przecież wypiję po raz pierwszy w życiu, nie licząc mojej osiemnastki... Ta, pierwszy. Zdziwiliby się. Jednak udało mi się wkręcić jako kierowca wujka, dzięki czemu miałam wymówkę. Obiad trwał i trwał, a wszyscy byli coraz bardziej pijani. Kiedy myślałam, że w święta uda mi się choć godzinkę poleżeć i nic nie robić, to byłam w dużym błędzie. Teraz byłam tego pewna, że nie będę miała na to nawet minuty. Zwłaszcza, że na drugi dzień był konkurs świąteczny Mistrzostw Polski. Kto wymyślił dla nich taki termin? Myślą, że zawodnicy i sztaby nie mają swojego życia, że nie mają z kim spędzać tego okresu? I dziwię się kibicom, że wtedy im się chce przychodzić. No, chyba że chodzi o tak zwane hot fanki... Jak zwykle na skoczni byłam dużo wcześniej, niż skoczkowie. Przyjeżdżałam razem z serwisem, by wszystkiego dopilnować. Tak się mówi, że to aż 3 godziny przed serią próbną. A ten czas tak naprawdę mija bardzo szybko i ciągle w biegu. Po pewnym czasie zaczęli zbierać się kibicie, dziennikarze. Dzisiaj miałam również wyjątkowych gości. Załatwiłam akredytacje fis family dla moich rodziców i Marty. Już widziałam, jacy są podekscytowani, w końcu to fani numer 1. Stałam akurat na zewnątrz i rozmawiałam z serwisantami na temat butów Krzyśka Miętusa, gdy do nas podeszli.
-Dzień dobry!-Zawołał starszy Skrobot.
-Ooo, dzień dobry Kacper!-Zawołał mój ojciec, po czym uścisnęli sobie ręce. Zawsze się lubili.
-Witam.-Powiedział Kamil, po czym również wyciągnął kończynę w jego kierunku.
-Wybacz, ale nie mogę uścisnąć Ci dłoni po tym wszystkim.-Odrzekł cierpko mój ojciec. Kamil spuścił smutno wzrok.
-Tato!-Skarciłam go.-Jest wszystko ok!
-Może i tak.-Wtrąciła sucho mama. Nie dziwiłam im się, wiedzieli dlaczego się rozstaliśmy. Ale i tak podeszli do tego zbyt surowo. Po takim przywitaniu bracia oddalili się, a ja zostałam z rodzicami. Jednak nie byliśmy długo sami. Nagle ktoś mnie od tyłu pocałował w policzek, a ja od razu się uśmiechnęłam.
-Witam państwa.-Powiedział Kot i uścisnął sobie dłoń z moim ojcem.
-Dzień dobry, Maćku!-Zawołała moja mama.
-Mam nadzieję, że się państwu podoba nasze miejsce pracy.-Zaśmiał się, po czym objął mnie od tyłu w pasie.
-Póki co bardzo fajnie! Kiedy zaczniecie skakać?
-Już niedługo. Jeszcze zaraz będę musiał wrócić, by się dalej rozgrzewać.
-No tak, nie można narażać się na kontuzję.
-Zgadza się. O właśnie..-Nagle odwrócił się w kierunku mężczyzny, który szedł obok, po czym go zgarnął do nas.-Chciałbym Państwu przedstawić mojego ojca, Rafała. Tato, to są rodzice Ani.
-Bardzo miło mi Państwa poznać!-Zawołał Kot senior. Zauważyłam, że wytworzyła się pomiędzy nimi nić porozumienia. Wtedy ja i Maciek musieliśmy wracać do pracy. Ale widziałam, że oni cały czas rozmawiają. Ucieszyło mnie to. Zaraz zaczynały się zawody. Nieco się nimi denerwowałam, w końcu nasi chłopcy rywalizowali między sobą. Nie mogłam nie podejść do Kota, by mu życzyć powodzenia. Kiedy tylko go widziałam, mój humor poprawiał się w 5 sekund. Byłam w nim po uszy zakochana. Cały czas trzymałam za niego kciuki. Dzisiaj z powodu przeziębienia odpadł mu jeden z rywali, Kamil Stoch. Ale to dobrze, głównie pod kątem zbliżającego się Turnieju Czterech Skoczni. Tym samym Mistrzem Polski został Piotr Żyła. Srebrny medal przypadł Dawidowi Kubackiemu. A brąz wywalczył nie kto inny, a Kocurek. Od razu podleciałam, by mu pogratulować. Nie był zadowolony z tego konkursu, zwłaszcza że w pierwszej serii skoczył słabo. W drugiej musiał odrabiać, ale dzięki wspaniałemu skokowi udało mu się przesunąć z 9 miejsca na podium. Jak tu nie być z niego dumną? Od razu po dekoracji przylecieli do niego wszelcy dziennikarze, jednak i tak udało się do niego dojść moim rodzicom.
-Maćku, gratulacje!-Poklepał go mój ojciec.
-Dziękuję bardzo!
-Nie zawracamy Ci głowy, do zobaczenia wieczorem.
-Jak to, wieczorem?-Spytałam zdziwiona.
-A to nie wiecie? Państwo Kot zaprosili nas wszystkich do siebie.-Mówiła zadowolona mama. Nieźle, zapowiadało się ciekawie.
Maciek poleciał wtedy przebrać się i na konferencję prasową. Jak dobrze, że nie byłam serwisantką, dzięki czemu nie musiałam dłużej zostawać na skoczni. Na szczęście Kot miał w aucie jakieś moje inne ubranie, dzięki czemu mogłam zdjąć ciuchy kadrowe. Wiedziałam, że po zawodach wspólnie spędzimy czas, więc zabrałam je ze sobą. Wzięłam z rzeczy Kota klucze do białego subaru i szybko poszłam się tam przebrać. Od razu poczekałam tam na niego. Kiedy skończyła się konferencja, dołączył do mnie. Rodzice pokrzyżowali nam nieco plany, musieliśmy jechać do domu Maćka. Kiedy tam przybyliśmy, było wesoło. Maciek poleciał na górę ubrać coś bardziej eleganckiego, natomiast ja udałam się w kierunku salonu. Usiadłam koło mojej siostry, po czym zajęłam obok siebie miejsce dla mojego chłopaka. Przy stola był również Kuba ze swoją żoną Asią. Jak się okazało, dwa dni wcześniej w trakcie Wigilii obydwoje oznajmili, że zostaną rodzicami. Cudowna wiadomość. Chwilę później dołączył do nas Maciek, który ubrał się w jasno niebieską koszulę. Wyglądał cudownie. Jego ojciec od razu postawił nam pod nosem kieliszki. Nadal nie chciało mi się pić, ale tym razem nie miałam wyboru. Maćkowi też to średnio pasowało. Ale, gdy obydwoje usłyszeliśmy, że ,,jak to, nie napijemy się z przyszłymi teściami", musieliśmy się na to zgodzić.
-Powiem Ci Aniu, że bardzo się cieszę, że jesteś z moim synem.-Powiedziała jego mama.
-Dziękuję bardzo.-Speszyłam się.
-Naprawdę. Jego byłej dziewczyny, Agnieszki kompletnie nie lubiłam. Niby była miła, ale taka fałszywa się wydawała. I potem go zdradziła.
-Mamo...-Powiedział zniecierpliwiony Maciek. Jednak nasi rodzice zdawali się kompletnie nie przejmować nami.
-To ja byłego chłopaka naszej córki, lubiłam, Zwłaszcza, że to syn mojej przyjaciółki. A zrobił dokładnie to samo.-Wtrąciła się moja rodzicielka. Mogłam jedynie wywrócić oczami.
-Aż dzisiaj nie chciałem z nim uścisnąć dłoni.
-Dzisiaj? To z kim wcześniej była Ania?-Spytał ojciec Maćka.
-Kamil Skrobot.
-Naprawdę?-Wydawał się w szoku.-Bardzo go lubię i bym się nie spodziewał czegoś takiego.
-Byliby dobrą parą z tą dziewczyną, co zdradziła Waszego syna!-Zawołała moja mama śmiejąc się. W tej chwili Kuba patrzył na naszą dwójkę współczująco. I dobrze, sama sobie w tej chwili współczułam. Cały czas po zjedzeniu trzymaliśmy się z Maćkiem pod stołem za ręce. I obydwoje nie wierzyliśmy w to, co słyszeliśmy. A nasi rodzice widocznie się przy tym bardzo dobrze bawili. Po temacie naszych byłych nie mogli się powstrzymać, by nie poopowiadać jakiś szczegółów z naszego dzieciństwa. I to niekoniecznie tych najmniej wstydliwych...
-Maciek wraz z Kubą byli kiedyś wręcz wpatrzeni w japońskiego skoczka Kazuyoshi Funakiego. I kiedy w końcu zobaczyli go po raz pierwszy na żywo, obydwoje z wrażenie nasiusiali w majteczki.-Opowiadała jego mama. Wszyscy zalewali się ze śmiechu. A Kot w tej chwili ścisnął moją rękę aż do bólu.
-Nasza Ania natomiast bardzo lubiła udawać ruchy Shakiry. I kiedyś tak się zapomniała w jakimś sklepie, że zarejestrowały to kamery i pokazały w całym supermarkecie!-Zawołała moja mama.
-Z tej racji musisz mi kiedyś tak zatańczyć..-Wyszeptał mi do ucha Maciek, a ja zrobiłam się cała czerwona.
Obiad u Kotów przeciągnął się na kilka ładnych godzin. Byłam bardzo zmęczona, ale co tu nie mówić, wszystko się udało. Nasi rodzice się polubili. Nie licząc tego, że połowa tego czasu zleciała na rozmowach o naszym dzieciństwie, to ogólnie był to bardzo miło spędzony czas. I śmieszny!
Kilka dni później wyjeżdżaliśmy na Turniej Czterech Skoczni. Najbardziej prestiżowy turniej w świece skoków. I z najdłuższą tradycją. Wszyscy czuli to podekscytowanie. Pierwszy konkurs wygrał Stefan Kraft, przed Kamilem i Michaelem Hayboeckiem. Dzień później był Sylwester. Nie mogliśmy go jakoś szczególnie świętować. Całą ekipą zebraliśmy się w hotelowym bufecie, by wypić po kieliszku szampana i złożyć sobie życzenia. Po oficjalnej części udaliśmy się z Maćkiem do naszego pokoju. Tak, naszego. Regularnie dzieliłam go z nim, ewentualnie z Kacprem. Nie marudziłam, nie przeszkadzało mi to kompletnie. Chociaż reszta ekipy śmiała się, że to nie jest fair, bo oni nie mogą w tym czasie być ze swoimi bliskimi. No cóż, nam się to udało. W pokoju złożyliśmy sobie życzenia, po czym wylądowaliśmy po raz pierwszy w łóżku. Było mi z nim jak w niebie.
Na drugi dzień odbywał się konkurs noworoczny w Ga-Pa. Wygrał go Daniel Andre Tande, przed naszym Kamilem i trzecim Stefanem Kraftem. Walka o wygraną w Turnieju robiła się coraz ciekawsza. Zwłaszcza, że w Innsbrucku zawiodła pogoda. Jednak ponownie wygrał Daniel, ale przed Robertem Johannsonem i Ewgenijem Klimovem. Nie licząc pierwszego miejsca, reszta podium była ewidentnie losowa. I oto przyszła kolej na ostatnie starcie. Bischofshofen. Kamil nie tracił jakoś dużo do Daniela. Ale to było niemożliwe, by młody Norweg zepsuł być może i jedyną swoją szansę w wygraniu Turnieju. Jednak to, co się tam działo przeszło wszelkie granice. W pierwszej serii był sklasyfikowany wysoko, jednak coś się stało w drugiej i... Daniel dosłownie spadł na bulę. Wszyscy, dosłownie wszyscy byli w szoku. Kamil wygrał i konkurs i tym samym Turniej Czterech Skoczni. To było niesamowite. Na drugim miejscu uplasował się Piotrek Żyła. Daniel spadł na trzecie miejsce, nieznacznie wyprzedzając... czwartego Maćka. Normalnie, popłakałam się ze szczęścia. Wpadliśmy sobie w ramiona z Kacprem, nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Kiedy nasza czwórka wyszła na skocznię, pękałam z dumy. To był nasz cudowny sukces. Sukces nowego sztabu. wreszcie byliśmy potęgą drużynową w skokach.

piątek, 21 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XXII

Od samego rana serce niemiłosiernie mi łomotało. Co ja gadam... całą noc. Bo jej kompletnie nie przespałam. Dzisiaj miałam iść do lekarza. Byłam strasznie poddenerwowana. Wiedziałam przecież, jaki wyszedł wynik testu. Ale co innego usłyszeć o tym od lekarza, który się na tym znał. Nie przełknęłam nawet kęsa kanapki. Nie dałam rady. Nawet nie dałam rady się ubrać i całkowicie ogarnąć. Ale w końcu się udało. O godzinie 8.40 stawiłam się przed gabinetem. Wizytę miałam na 9, jednak zawsze lepiej być szybciej. Najpierw w recepcji musiałam z góry zapłacić. Niestety, nie miałam skierowania od internisty, więc musiałam iść prywatnie. A nie chciałam się tułać od lekarza do lekarza. Zanim bym doszła do tego właściwego minąłby chyba rok. Minuty leciały niemiłosiernie, jedna po jednej. Nie byłam jedyną pacjentką. Przede mną siedziały jeszcze dwie. Jedna miała wizytę na 8.40, druga na 8.50. Więc chyba mój pobyt tutaj się przeciągnie, skoro ta pierwsza jeszcze nie weszła. Obie były w ciąży, w różnym stadium zaawansowania. Jednak u każdej widoczna. Aż pomyślałam, że za te kilka miesięcy będę na ich miejscu... normalnie przeszły mnie ciarki. Nagle weszła ta pierwsza. Coś się ruszyło. Obie ostatecznie były po ok 20 minut, więc sama weszłam o 9.20. Kiedy wchodziłam miałam nogi z waty.

Po południu Stefan zaplanował trening w COSie. Najpierw siłownia, a później Wielka Krokiew. Na szczęście była już przygotowana. Co prawda, nadal jej stan pozostawiał wiele do życzenia, jednak umożliwiał skakanie. Zima panowała tutaj na całego. Wszędzie biało. Akurat to był jak dla mnie jeden z minusów Zakopanego i gór. Że zimniejsza pogoda panowała tutaj dłużej, niż w innych częściach kraju. Coś za coś :) W końcu dało się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza, gdy komuś zależało na mieszkaniu właśnie tutaj. Wróciłam do pokoju. Moja siostra była akurat w szkole. I dobrze, miałam chociaż godzinkę dla siebie. Niemal od razu rzuciłam się na łóżko i wzięłam do ręki słuchawki. Nadal miałam bardzo mieszane uczucia po wizycie u lekarza. A przecież tak nie powinno być. Pomimo głośniejszej muzyki udało mi się przysnąć na ten czas. Po drzemce szybko się ogarnęłam, by wyjść w umówione miejsce. Nie spieszyłam się, spacer dobrze mi zrobi. Jednak nawet to robiłam w dosyć szybkim tempie, przez co niedługo później byłam już w COSie. Od początku było słychać trenujących chłopaków. Dzisiaj zajęcia miała tylko kadra A. Kiedy weszłam do sali, wszyscy spojrzeli w moim kierunku. Natomiast Maciek natychmiast podbiegł i mnie pocałował.
-Hej. Byłaś u lekarza?-Spytał zmartwiony.
-Tak.-Spuściłam głowę.
-Co Ci jest?
-Maciek, każdy z nas chce to wreszcie wiedzieć!-Zawołał Kamil Stoch. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy stali w kółku i nasłuchiwali. No tak. Ski jumping family. Tutaj nic się nie ukryje.
-Mam torbiel na jajniku. Dosyć sporą. Generalnie nie dają żadnych objawów, jednak jest na tyle duża, że u mnie było inaczej.-Oznajmiłam.
-Torbiel?-Powtórzył Kot.-I co teraz?
-Lekarka przepisała mi hormony. One ją leczą.-Spojrzałam mu w oczy. Nadał trochę gorzej się czułam, ale było i tak już nieco lepiej. Wtedy znalazłam wzrokiem Kacpra. Przyglądał mi się. Chyba nie był pewien, czy mówię prawdę.
-Ale to nic więcej? Żadnej operacji nie trzeba?-Dopytywał Kot.
-Nie.-Uśmiechnęłam się blado. Natychmiast poprawił mu się humor i z radością wrócił do treningów. Wszystko trwało ok 2h. Maciek chciał, byśmy gdzieś od razu wyskoczyli, jednak nie mogłam tego zrobić. Obiecałam mu, że wieczorem na pewno się widzimy. Udało mi się wtedy znaleźć Kacpra. Spytałam się go, czy jedzie może do domu i czy jest tam Kami. Potwierdził, więc chciałam przejechać się z nim. Zgodził się. Po drodze dopytywał się mnie, czy to wszystko jest prawdą. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, drzwi otworzył mu jego brat.
-Byłaś u lekarza?-Pytał przejęty na dzień dobry.
-Tak. Nie jestem w ciąży.-Oznajmiłam mu. Miałam wrażenie, że jego mina zrzedła. I tak, jakby... posmutniał?
-Jak to?-Zdziwił się.
-Mam torbiel na jajniku. Gdy jest spora, można mieć objawy podobne do ciążowych.
-Ale... przecież nie dostałaś okresu. A wynik wyszedł pozytywnie!-Odniosłam wrażenie, że próbuje tłumaczyć, że jednak jestem w ciąży.
-To wszystko torbiel... Może tak działać.-Mówiłam spokojnie.-W tym i zafałszować wynik testu. Więc... nie mamy czym się martwić.
-Martwić?-Powtórzył.
-No, że będziemy mieli dziecko...-To dziwne, ale sama nie wiem czemu nie cieszyłam się z tego jakoś za bardzo.
-Szczerze?-Przez chwilę milczał.-Trochę szkoda.
Kiedy to powiedział, usiadł na podłodze opierając się plecami o ścianę. Niemal od razu zrobiłam to samo, sadowiąc się tuż koło niego.
-Szkoda?-Zdziwiłam się.
-Już mi odszedł ten pierwszy szok i przyjąłem, że pojawi się mały człowiek na świecie. Mój i Twój. Nasz.-Uśmiechnął się nieco do samego siebie.
-Ja też już myślałam tak, jakbym była naprawdę w ciąży.-Oznajmiłam patrząc na niego. Aż spojrzał w moją stronę.
-Jeszcze nie wszytko stracone...-Powiedział bardzo wolno.
-Kamil... nie. Już rozmawialiśmy na ten temat.-Spuściłam głowę.
-Wiem. Ale pomyślałem... że skoro teraz tak dużo się wydarzyło....
-Nie. Lepiej, że się okazało, że nie będziemy mieli dziecka.-Teraz już mówiłam stanowczym głosem.
-Trochę już chciałem zostać ojcem... i to z Tobą...
-Jestem pewna, że nim zostaniesz.-Powiedziałam, po czym położyłam dłoń na jego ramieniu.-Ale ja nie zostanę jego matką.
Po tych słowach zauważyłam, że Kamil posmutniał. Zwłaszcza, że nic i tak nie odpowiedział.
-Muszę już iść. Ale chcę dzisiaj wieczorem zrobić swoją osiemnastkę w pubie na Krupówkach. I zapraszam Was wszystkich.
-Dzięki!-Usłyszałam z kuchni głos Kacpra.
-Mam nadzieję, że przyjdziesz.-Powiedziałam do Kamila, gdy wstałam.
-Zobaczę.-Odpowiedział nawet nie patrząc mi w oczy. Cały czas miał spuszczoną głowę. Zrobiło mi się smutno, więc stamtąd wyszłam. Sama nie wiem dlaczego, ale miałam mieszane uczucia. Nie ucieszyłam się jakoś mocno, gdy lekarka mi oznajmiła, że nie jestem w ciąży. A przecież tyle czasu panikowałam. Chyba to przez to, że już się zżyłam z tą myślą. Teoretycznie straciłam dziecko... Czyżby w wieku osiemnastu lat obudził się we mnie instynkt macierzyński? Nie możliwe. Po powrocie do internatu zaczęłam wszystko ogarniać. Szybko weszłam na facebooka i utworzyłam wydarzenie. Taka spontaniczna imprezka. Zaprosiłam skoczków z partnerkami, Martę, Kaśkę. Zastanawiałam się co zrobić z Danielem i Dawidem, w końcu tu byli kumple Alana. I odkąd toczy się sprawa, unikali mnie. Jednak nie byli temu winni, więc kliknęłam "zaproś" przy ich nazwisku. Ponad to, chciałam by przyszło kilka osób z klasy i internatu. Trochę się bałam, bo z Danielem i z taką dwójką się przespałam dla zabawy. Ale jakoś po tym nie zachowywali się względem mnie bardzo dziwnie. Odzew na zaproszenia był natychmiastowy. Dzięki Bogu, większość ludzi mogła dzisiaj przyjść. A przecież jest to osiemnastka na kompletnym spontanie. Natychmiast rzuciłam się do szafy. Ubrałam czerwoną sukienkę na ramiączkach z baskiną i skórzaną ramoneskę. Do torby na zmianę wrzuciłam szpilki. Mocny makijaż, grube loki. Siostra ubrała się bardzo podobnie. Ok godziny 19 obie byłyśmy w wyznaczonym miejscu. Przybyli również skoczkowie w składzie Maciek, Stoch, Dawid, Piotrek, Janek i Klimek. Każdy z partnerką. Zaraz po nich przyszła cała reszta, w tym Kacper z Magdą.
-Przyszedł?-Spytałam, gdy tylko zobaczyłam Skrobota.
-Nie... I nie wiem czy przyjdzie.-Na jego słowa zrobiło mi się przykro. Zabolało mnie to, że Kamil się nie zjawił. Ale nie mogłam mu mieć tego za złe. Za dużo się ostatnio działo. Zarezerwowałam kilka stolików z alkoholem, dzięki czemu pub niemal w całości był nasz.
-Zdrowie moje pięknej dziewczyny!-Zawołał Maciek, po czym ucałował w usta. Wszyscy zaczęli mi śpiewać "100 lat" i inne urodzinowe piosenki. A ja coraz bardziej piłam. Zresztą, nie tylko ja. Każdy. Ale mi tego było bardzo potrzeba. Dawno chciałam się upić, za dużo się ostatnio działo. Musiałam wreszcie jakoś odreagować. Kaśka i Marta oczywiście o wszystkim wiedziały. I w tej chwili same nalewały mi alkoholu do kubka. Kiedy byłam nieco wstawiona, ktoś zjawił się w naszym gronie.
-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.-Usłyszałam głos Kamila. Było mi bardzo miło, że jednak zdecydował się przyjść. Nie był trzeźwy, więc musiał nieco wypić sam. Podziękowałam mu, po czym Maciek porwał mnie do tańca.

_____________
Hej :)
A więc, wszystko jasne!
Od razu wyjaśniam. Nie wiem do końca, czy torbiele mają takie objawy, jakie pojawiły się tutaj.
Nie jestem lekarzem :)
Jednak to moje opowiadanie, w który cały świat jest przeze mnie wymyślony :)
I przepraszam, że rozdział jest nieco chaotyczny. Ale pisałam go w pośpiechu :)

czwartek, 13 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XXI

Trzy dni później spotkaliśmy się pod budynkiem COSu. Mieliśmy stamtąd wyjechać na kolejne zawody Pucharu Świata. Następnym przystankiem było niemieckie Klingenthal. Wszyscy stawili się punktualnie o godzinie 9. Maciek natychmiast do mnie podleciał. Gdy go widziałam od razu czułam ogromne poczucie winy. Starałam się zachowywać normalne, jednak i on widział, że coś jest nie tak. Tłumaczyłam wszystko złym samopoczuciem, co w sumie było prawdą. Wszystkie symptomy nadal się mnie trzymały. Niestety. Już mi sto razy kazał iść do lekarza. I zamierzałam to zrobić. Jednak odwołałam wizytę, na którą umówił mnie kilka dni temu Kamil. W końcu teraz nie potrzebowałam internisty, a ginekologa. Już się zapisałam do kobietki, zaraz po powrocie do kraju. Powiedziałam Kotowi, że tego dnia idę się zbadać. Jeżeli potwierdzi ciążę, czego się spodziewałam, będę musiała mu przecież o tym powiedzieć. Był na mnie zły, że dopiero teraz się zdecydowałam na zbadanie, ale i zarazem się cieszył. Uważał, że to on mnie do tego namówił. I dobrze, niech będzie szczęśliwy. Chociaż jeszcze te kilka dni. Jednak nie umiałam mu prawić jakiś czułości, zbyt było mi go szkoda. Co prawda odwzajemniałam jego buziaki i przytulenia, jednak bardzo szybko je przerywałam. Nie inaczej było też tym razem.
-Cześć, kochanie.-Pocałował mnie na powitanie.
-Cześć.-Szybko przerwałam i jakoś tak mimowolnie spojrzałam smutnym wzrokiem na Kacpra. Zauważyłam, że mi się przygląda. A jego mina? Jego mina pokazywała tak, jakby współczucie. On mi współczuł? Powinien chyba być wkurzony,  że pomimo tego, że prawdopodobnie zaszłam w ciążę z jego bratem, to jestem w związku z innym facetem. Przez jego spojrzenie moje poczucie winy jeszcze bardziej się pogłębiło, przez co aż spuściłam głowę. Chyba wiedział, że nie czuję się w swojej sytuacji najlepiej. Zresztą, chyba nikt by się nie czuł komfortowo. Biłam się ciągle z myślami, co mam zrobić jeśli rzeczywiście spodziewam się dziecka. Jedno było pewne. Nie zamierzałam ograniczać Kamilowi z nim kontaktu. Bądź co bądź, był jego ojcem. A nie chciałam oszukiwać własnego dziecka. Od dawna wiedziałam, że Skrobot na pewno byłby dobrym tatą. Może i zawiódł jako partner, ale miał chrześniaka i w ogóle częsty kontakt z maluchami, które zresztą lubił. Więc swoje tym bardziej bardzo mocno by pokochał. Jedynie to, że dziecko wychowywaliby rodzice, którzy nie są razem. Tego też byłam pewna. Ale myślę, że i w takiej sytuacji zrobilibyśmy wszystko, aby nasze maleństwo było szczęśliwe. Tylko co z Maćkiem? Nie chciałam go tracić. Ale jeżeli mnie wtedy rzuci, to nie mogłabym mieć o to do niego pretensji. Już od dawna coś między nami iskrzyło. Co prawda, długo nic konkretnego się nie zdarzyło, a on ciągle mnie odrzucał, ale jednak cały czas mieliśmy się ku sobie. Zakochiwałam się w nim, a pomimo tego wylądowałam w łóżku z Kamilem. Byłam taka mądra, to teraz mam za swoje... Rzadko kiedy facet chciał być z kobietą, która miała dziecko. A co dopiero, gdy się go właśnie spodziewała. Nagle podszedł do nas Stefan i poprosił, abyśmy wszyscy przenieśli sprzęt do busa. Chwyciłam za dwa kombinezony, które zaraz zostały mi wyrwane z rąk przez Kacpra.
-Ty lepiej nie dźwigaj.-Powiedział szeptem, lekko się przy tym uśmiechając.
-Kacper...-Zawołałam za nim, po czym się upewniłam, że nie ma nikogo zbyt blisko nas.-Proszę Cię... Nie mów nikomu o... no wiesz o czym...
-Jasne.-Poklepał mnie po ramieniu.
-Zwłaszcza Maćkowi...-Szeptałam dalej.
-Kochasz go?
-Tak.-Odpowiedziałam bez zastanowienia.
-Przykro mi, że mój brat poraz kolejny pieprzy Ci życie.-Myślałam, że się przesłyszałam. To on był po mojej stronie, nawet w aktualnej sytuacji? Byłam tym bardzo zdziwiona.
-Nie, nie. Tym razem mi nie pieprzy życia. Sam nie zrobił mi dziecka.
 Do tanga trzeba dwojga. A przecież mnie do tego i nie zmusił.-Spojrzałam na niego smutno.
-Wiem. Ale myślałem, że może myślisz nieco inaczej. Ale cieszę się, że właśnie tak na to patrzysz.-Przytulił mnie gdy jeszcze nikogo nie było, uśmiechnął się do mnie po czym odszedł z kombinezonami do busa.
Strasznie bałam się tej podróży. Miała trwać ok 7h, a w każdej chwili mogłam się źle poczuć. Jechałam razem z Maćkiem, Piotrkiem, Jankiem, Kacprem, Dawidem i Kamilem Stochem. O dziwo, pomimo głośnego zachowania chłopaków, zasnęłam jak zabita. Ostatnim czasem spałam bardzo dużo godzin. Kot obudził mnie, gdy byliśmy na miejscu. Niemcy zakwaterowali nas w bardzo ładnym hotelu. O dziwo, nie dostałam samotnego pokoju. Tym razem dzieliłam go z Kacprem. Nie miałam nic przeciwko niemu, ale w innych okolicznościach błagałabym o mieszkanie z Maćkiem. Jednak teraz to było najlepsze z możliwych rozwiązań. Przynajmniej nie musiałam nic udawać. Widziałam, że martwił się o mnie. Razem ze wszystkimi zeszliśmy na kolację. Kot od razu zaproponował mi jakiś spacer, randkę. Ale marzyłam jedynie o położeniu się w łóżku. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak mnie bolał taki mój stosunek do niego. Zdawałam sobie sprawę, że ranię go robiąc dystans. Tyle, że czułam do siebie obrzydzenie tym, że mogę mu zrobić za kilka dni krzywdę, choć tego nie chciałam. Dlatego też poprosiłam, by nie przychodził dzisiaj do mnie. Nie zgodził się, bardzo się martwił i chciał się mną zaopiekować. Ale oznajmiłam mu, że zamierzam od razu iść spać. Po powrocie do pokoju od razu poszłam pod prysznic. Gorąca woda była cudowna. Nawet nie wiem, czy taką kąpiel zalecano kobietom w ciąży, ale tego potrzebowałam. Kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam, że wrócił już Kacper. Chciał od razu ze mną pogadać o tym, że nieco oszukamy trenerów i on przejmie część moich obowiązków. Oczywiście nie zgodziłam się na tę propozycję, ale nie chciał o tym słyszeć. Chyba nie miałam wyboru.
Na drugi dzień czekało nas masę pracy. Kwalifikacje. Wszystko wyglądało tak, jak w Ruce. Naszym udało się zakwalifikować w składzie 6-cio osobowym. Więc na wieczór potrzebna jest jakaś regeneracja. W sobotę miał się odbyć pierwszy w sezonie konkurs drużynowy. Nie odczuwaliśmy jakiś większych nerwów, zachowaliśmy pełną profeskę. A konkurs wypadł wręcz cudownie! Gdy Maciek wylądował po swoim drugim skoku, wraz z Kacprem i Łukaszem wpadliśmy w euforię. Pierwsza drużynowa wygrana w historii! Coś niesamowitego! Wtedy poczuliśmy te ogromne emocje. Nie mogłam nie pogratulować mojemu chłopakowi. Wpadłam w jego ramiona i ucałowałam najmocniej, jak potrafiłam. Byłam z niego taka dumna! Nie było jednak teraz czasu na przytulania, chłopacy szybko się ubrali, po czym powędrowali na podium. Trener zawołał cały sztab i poszliśmy razem za nimi. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy został rozegrany ,,Mazurek Dąbrowskiego". Maciek cały czas się na mnie patrzył. Wieczorem nie było czasu na żadne świętowania. Zawodnicy musieli zregenerować siły na jutrzejszy konkurs indywidualny. Wszyscy padliśmy. Na drugi dzień starałam się być nieco w cieniu. Jednak już z rana w pokoju mi się to kompletnie nie udało.
-Wszystkiego najlepszego Aniu!!!!!-Krzyknął mi do ucha Kacper, jakieś 10 minut przed moim pierwotnym budzikiem.
-Wyłącz budzenie...-Ziewnęłam i zaczęłam udawać, że szukam na jego twarzy wyłącznika.
-Jesteś wreszcie dorosła! Możesz robić wszystko legalnie!-Wołał zadowolony.
-I tak robiłam wszystko!-Zaśmiałam się.-Dziękuję!
Gdy tylko usiadłam na łóżku podleciał i mnie przytulił. Nagle zza pleców wyjął... pluszaka! Wielkiego, mięciutkiego pluszaka.
-Jeju, jaki słodki!-Zaśmiałam się. Jeszcze raz mu podziękowałam, tym razem dając całusa w policzek.
Kiedy wyszliśmy na śniadanie, nagle ktoś mnie porwał w jeden z korytarzy.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie!-Usłyszałam z ust Maćka.-A to masz ode mnie.
Podał mi jakiś mały pakunek. Natychmiast go rozwinęłam. Znajdował się w nim uroczy wisiorek z sercem, na którym było wygrawerowane jego imię.
-Nie musiałeś mi nic kupować!-Spojrzałam na niego, po czym ucałowałam go w usta.-Dziękuję Ci.
-Jakoś to dzisiaj wieczorem uczcimy.-Uśmiechnął się.
-Chyba wolałabym nie...-Odpowiedziałam niepewnie.-Jutro wracamy...
-Ania, wszystko w porządku?-Patrzył na mnie zatroskany.
-No jasne. Wiem, przepraszam. Ostatnio zachowuję się dziwnie. Ale ciągle nienajlepiej się czuję...
-Już dawno Ci mówiłem, byś poszła do lekarza!
-Wiem. I wreszcie pójdę.
-Iść z Tobą?
-Nie... Poradzę sobię. Ale dziękuję.-Dałam mu całusa. Musieliśmy już iść na dół. A tam czekał na mnie komitet powitalny. Chłopacy dosłowne chórem zaczęli śpiewać 100 lat, a wszystkie inne ekipy przyglądały się nam z zaciekawieniem. Każdy z nich dodatkowo podszedł do mnie i złożył życzenia. A miałam nadzieję, że moje "święto" uda się jakoś zakamuflować. Jednak przy Maćku i Kacprze nie było to ani trochę możliwe. Musieli rozpowiedzieć całej naszej ekipie. Po posiłku nie mieliśmy czasu na nic innego, jak pracę. Chłopacy mieli jakieś zajęcia z fizjoterapeutą, a my z serwisantem zajęliśmy się sprzętem. Tak jak obiecał, wyręczał mnie niemal we wszystkim. Konkurs poszedł nam całkiem nieźle, Kamil zajął 4 miejsce, Maciek 5. Łączne weszło do drugiej serii pięciu zawodników. Trener był całkiem zadowolony. Kot jedynie coś tam narzekał, ale to akurat normalne. Gdy byłam wieczorem w pokoju, przyszedł do mnie i oznajmił, że dzisiaj muszę przemóc swoje gorsze samopoczucie. Zgodziłam się, po czym szybko ogarnęłam. Nie chciałam, by myślał, że między nami się psuje. Wyszłam razem z nim i Kacprem na miasto. Ciągle rozmawialiśmy o dzisiejszych zawodach. Maciek zaprowadził nas do jakiegoś niemieckiego pubu. Wszyscy już taw siedzieli i popijali piwko.
-No, Ania! Musimy jakoś świętować Twoje urodziny!-Zawołał Kamil.
-Chyba to, że się starzeję!-Zawtórowałam mu.
-Czego się napijesz? Piwko? Drink?-Spytał mnie Maciek.
-Ja za alkohol podziękuję.-Zmieszałam się i wymieniłam z Kacprem porozumiewawcze spojrzenia.
-Oh, daj spokój. Najwyżej się wyżygasz.-Krzyknął Piotrek. Jak zwykle, co miał w głowie to i na języku.
-Naprawdę, nie tym razem. Może następnym...-Byłam w okropnej sytuacji. Musiałam zrezygnować z alkoholu na własnej osiemnastce!
-Ania, daj spokój! Musisz wypić. Chociaż udawaj, że to pierwszy raz.
-Nie widzicie, że się nadal gorzej czuje?-Wtrącił Skrobot. Spojrzałam na niego tak, jakbym mu dziękowała
-Osiemnastka jest tylko raz w życiu!-Namawiał tym razem Dawid.
-Wiem, ale wypiję soczek.-Uśmiechnęłam się, po czym skierowałam do baru. Dzisiaj czułam się jakoś w miarę dobrze, więc nasza posiadówka jak najbardziej się udała. Cały czas się śmialiśmy. Każdy, poza Kacprem, namawiał mnie dalej na alkohol i wypicie toastu. Nawet nie wiedzieli, jaką miałam ochotę się napić od kilku dni. To wszystko mnie przerastało. Jednak procenty mogły zaszkodzić dziecku. Bałam się, ale zaczynałam coraz intensywniej o nim myśleć. I o tym, co mogę jeść i robić, a czego nie. A przecież dopiero miałam iść do lekarza. Z chłopakami siedzieliśmy do późna. Kiedy wyszłam do łazienki rozdzwonił się mój telefon.
-Halo?-Odebrałam.
-Hej.-Usłyszałam głos Kamila.-Chciałem Ci złożyć życzenia. Wszystkiego najlepszego, Aniu. Abyś była... szczęśliwa.
-Dziękuję Ci.-Spoważniałam.
-Pewnie teraz świętujecie z chłopakami.-Zaśmiał się.
-Siedzimy sobie. Namawiają mnie cały czas na to świętowanie, ale cóż...-Urwałam na chwilę.-Na pewno się nie ugnę. Nie wypiję.
-Przykro mi. Ale jesteś bardzo rozsądna, dziękuję.-Powiedział smutno.-Jak się czujesz?
-Dzisiaj jakoś trochę lepiej.-Tak się składa, że niemal codziennie pytał się o moje samopoczucie. Widać było, że się bardzo przejął moją ciążą.
-To się cieszę jak tak. We wtorek idziesz do lekarza?
-Tak, pójdę.
-Może... iść z Tobą?-Zawahał się.
-Nie... Chcę iść sama. Ale... dziękuję za propozycję.-Kolejna osoba, która chciała ze mną iść!
-Nie ma sprawy.
-Kamil, przepraszam Cię, ale muszę kończyć.
-Jasne. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się blado sama do siebie. Niedługo później wróciłam do chłopaków, którzy byli już nieco wstawieni. Usiadłam na kolanach Maćka i ucałowałam go w usta.

czwartek, 6 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XX

Po powrocie do kraju nie było mowy o żadnym odpoczynku. Sezon dopiero się zaczynał, chłopacy musieli zasuwać jak maszyny. Trener rozpisał im plan treningowy na cały tydzień, do następnych zawodów. Z kolei razem z Kacprem mieliśmy nieco wolnego. Przed sezonem nazbieraliśmy masę nowinek, nowych rozwiązań. Horngacher mocno na nas naciskał. Jednak i teraz nie zamierzaliśmy spocząć na laurach. Podczas ćwiczeń skoczków na siłowni spotkaliśmy się w magazynie w celu pełnej kontroli sprzętu i naniesienia jakiś poprawek. Był razem z nami Kamil. Kadra B za 2tygodnie zaczynała sezon Pucharu Kontynentalnego, więc współpraca była jak najbardziej potrzebna.
-Jesteś bardzo blada.-Oznajmił mój były na powitanie.
-Co, nie podobam Ci się?-Spytałam z przekąsem.
-Nie o to chodzi... Wszystko w porządku?
-Tak.-Odpowiedziałam krótko.
-Byłaś u lekarza?-Spytał Kacper.
-Nie ma takiej potrzeby.
-Przecież widzę. A już w Finlandii źle się czułaś. Maciek Cię do niego nie wysłał?
-Ciągle próbował, ale mu się nie udało.
-Może Cię zawieźć?-Spytał Kamil.
-Dajcie spokój.-Wkurzyłam się.-Zajmijmy się robotą!
Obydwoje spojrzeli na siebie wymownie, jednak przestali drążyć temat. Mieliśmy dużo pracy, a chciałam ją jak najszybciej skończyć. Niektórzy skoczkowie zgłosili kilka uwag odnośnie kombinezonu i wiązań, więc musieliśmy to sprawdzić i poprawić. Zajęło nam to sporo czasu, ale w końcu się udało. Gdy już wszystko zrobiliśmy, a sprzęt spakowaliśmy, nagle zakręciło mi się dosyć mocno w głowie. Chłopacy w ostatniej chwili złapali mnie za ręce.
-Dzwoń do lekarza.-Nakazał bratu Kacper.
-Nic mi nie jest.
-Ania, zamknij się.-Zawołał Kamil wybierając numer.
-Zbada Cię, da leki i będzie dobrze.-Pocieszał mnie starszy Skrobot.
-Niestety, lekarz ma wolny termin dopiero za dwa dni. Ale Cię zapisałem.-Oznajmił mój były.
-Wytrzymam. Już mi lepiej.-Uwolniłam się z ich rąk.
-Ale teraz chodź do nas. Mamy stąd rzut beretem, damy Ci wodę i jakieś leki.-Kamil mówił do mnie zatroskanym głosem. Jednak przystanęłam na ich propozycję. Gdy byliśmy w jego aucie, do Kacpra zadzwoniła Magda. Okazało się, że ma być w ich mieszkaniu za 5minut. Spotkaliśmy ją dosłownie wchodząc na klatkę schodową.  Gdy weszliśmy do środka, usiałam na kanapie i przyciągnęłam kolana do brody. Kamil przyniósł mi wodę, a Kacper zaczął robić herbatę.
-Macie może jakiś ibuprom? Brzuch zaczął mnie coś boleć.-Wymamrotałam.
-Jasne.-Kamil przyniósł mi jakąś tabletkę.
-Od kiedy w zasadzie się gorzej czujesz?-Spytała Magda siadając obok mnie.
-Od kilku dni. Jakoś tak tuż przed wyjazdem do Finlandii.
-Może się po prostu przeziębiłaś.
-Może... ale chyba raczej czymś się zatrułam. I to dość solidnie
-A co Ci w zasadzie jest? Jakie dolegliwości?
-Co jakiś czas kręci mi się w głowie, wymiotuję. Czuję się zmęczona. Jeszcze teraz ten brzuch. To przemęczenie.-Wymieniałam beznamiętnie.
-Aaa... nie bolą Cie piersi?-Na jej pytanie aż uniosłam brwi.
-Magda!-Skarcił ją Kacper.
-Pytam poważnie. Bolą?
-Tak trochę. A co?-Miałam już nieco mocniejszy głos.
-Ania, kiedy miałaś ostatnio miesiączkę?-Wtedy spojrzałam na nią przerażona.
-Podaj mi, proszę telefon.-Poprosiłam Kamila, który siedział po mojej drugiej stronie. Jakoś tego nigdy nie liczyłam, ale miałam od tego aplikację. Przełknęłam ślinę.
-Powinnam dostać tydzień temu, ale nie dostałam...-Patrzyłam na nią coraz większymi oczami, a moje serce zaczęło przyspieszać. Zaczynałam rozumieć co ma na myśli, ale nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.
-Dziewczyny, do czego Wy zmierzacie?-Spytał Kacper. Faceci... widać, że nic nie zrozumieli.
-Sorki, że o to spytam...-Jego narzeczona nadal ciągnęła, tym razem spojrzała na mojego byłego.-Kiedy się ze sobą przespaliście?
-Jakieś 3tygodnie temu.-Odpowiedział jej Kamil.-Magda, do czego Ty zmierzasz?
-Myślę, że Ania może być w ciąży. Z Tobą.
-W... w ciąży?-Kamil nie dowierzał.
-A zabezpieczyliście się?-Na jej pytanie łzy napłynęły mi do oczu, jednak próbowałam je powstrzymać.
-Ania zawsze brała pigułki.-Odpowiedział nieco spokojniej, tak jakby odetchnął. Ale na próżno... Wolnym ruchem obróciłam głowę w jego stronę i nią zaprzeczyłam.
-Dwa miesiące temu musiałam je odstawić...-Mówiłam łamanym głosem. Kamil zasłonił wtedy twarz rękoma. Zrobiłam dokładnie tak samo.
-A ja nie miałem gumek... Szlag by to trafił!!! Ale objawy byłyby tak szybko?
-Wiesz... każdy organizm jest inny. Jedne kobiety mają objawy później, niektóre potrafią już coś czuć po tygodniu. A inne jeszcze przez kilka miesięcy potrafią mieć krwawienie, które biorą za okres. A potem okazuje się, że są w ciąży.-Oznajmiła dziewczyna jego brata.
-Więc to możliwe...
-Kochanie, spokojnie.-Magda przysunęła się do mnie i złapała za rękę.-Musisz zrobić test.
-Nie chcę...
-Musisz się dowiedzieć... Poczekajcie tutaj. Pójdę do apteki.
Po tych słowach usłyszałam, jak się ubiera i wychodzi. Cały czas siedziałam otępiała. Nie mogłam być w ciąży. Nie... Kamil przybliżył się do mnie. Spojrzałam na niego zszokowana. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Widać było, że i do niego chyba też nic nie docierało. Jednak przytulił mnie z całej siły. A teraz potrzebowałam wsparcia. Kacper siedział naprzeciwko nas kompletnie się nie odzywając. Jedynie miał kamienną twarz. I dobrze, nie chciałam teraz z nikim rozmawiać. Magda uwinęła się bardzo szybko, po kilku minutach była już z powrotem.
-Chodź...-Złapała mnie za rękę i zaprowadziła do łazienki. Chłopacy poszli za nami, jednak zostali pod drzwiami. Magdę też poprosiłam, by wyszła. Kiedy rozpakowywałam test, ręce drżały mi niemiłosiernie. Przeczytałam dokładnie instrukcję, po czym zaczęłam postępować z nią krok po kroku. Gdy było już po wszystkim bez żadnego słowa otworzyłam drzwi, a sama usiadłam na płytkach pomiędzy sedesem i pralką.
-I co?-Spytał wyraźnie poruszony Kamil.
-Za 5 minut powinien być wynik.-Na moje słowa ukucnął przy mnie i złapał mnie za rękę.-Popatrz jaki paradoks... gdy byliśmy razem, kochaliśmy się bardzo często. A jakoś nigdy nie było podejrzenia o ciążę... A teraz, gdy nie jesteśmy razem...
-Może i byliśmy młodsi, ale za to na pewno mądrzejsi.
-I to zdecydowanie mądrzejsi...-Cały czas mówiłam beznamiętnym tonem.
-Chyba jest już wynik...-Oznajmiła Magda, po czym pokazała nam test. Moje serce stanęło. Przez chwilę nie czułam kompletnie nic. Jednak po chwili poczułam jak łzy coraz bardziej płyną mi po policzku. Dwie kreski.
-Co to oznacza?-Spytał Kamil.
-Według tego testu...-Zaczęła Magda, jednak jej przerwałam.
-Według tego testu będziemy mieli dziecko.-Przyciągnęłam kolana do brody, a twarz ukryłam w dłoniach. Płakałam coraz mocniej.
-Poradzimy sobie.-Poczułam ręce Kamila na swoich nadgarstkach.
-Tak?-Spojrzałam na niego.-Dopiero MAM SKOŃCZYĆ 18 LAT!
-Teraz dużo młodych zostaje matkami...-Wtrącił Kacper. Jednak przestał, gdy zobaczył mój wzrok, którym chciałam go zabić.
-Na pewno Cię z tym nie zostawię.-Kamil patrzył w moje mokre od łez oczy.
-A co ja mam powiedzieć Maćkowi? Wreszcie zaczęło się wszystko po mału układać, a teraz to...
-A on wie, co między Wami zaszło?-Na pytanie Magdy zaprzeczyłam głową.-Ania, test jeszcze nic nie oznacza. Na razie nic mu nie mów, dopóki nie będziesz miała potwierdzenia od lekarza.
-Nic nie oznacza?-Powtórzyłam przez łzy.-Dzisiejsze testy są dużo lepsze, niż kiedyś.
-Ale i tak coś mogło zafałszować wynik. A nawet jeśli to... przecież jest jeszcze jedna opcja.
-Niby jaka. Co, będę przez 9 miesięcy chodzić w worku mając nadzieję, że nie zauważy? A potem powiem ups, coś wypadło?-Zadrwiłam.
-Nie. Aborcja.-Na jej słowa aż się zerwałam na równe nogi.
-Słucham?-Spytałam nie dowierzając.
-Dobrze usłyszałaś. Jeśli nie chcesz tego dziecka, to jest aborcja. Nielegalna, ale da się załatwić.
-Chyba się przesłyszałam. Miałabym zabić własne dziecko?!-Niemal krzyknęłam.-Może jestem lekkomyślna i głupia, ale nigdy tego nie zrobię!-Aż złapałam się za brzuch, jakbym chciała już je bronić.
-Magda, przesadziłaś...-Powiedział Kamil.
-Spokojnie. Ja też tego nie popieram, ale mówię jedynie, że jest przecież taka opcja.-Położyła mi rękę na ramieniu.-Idź do lekarza, dopiero gdy cię w tym potwierdzi myśl o Maćku. Dopóki nie będziesz znała wyniku zachowuj się normalnie.
-Nie wiem, czy potrafię.-Kamil przytulił mnie do siebie, a ja położyłam mu głowę na ramieniu.

______
Tamten rozdział był wyjątkowo krótki, więc już wstawiam nowy 😊
Mam się bać? 😜😜

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XIX

Dzisiaj był jak dla mnie sądny dzień. Wyjeżdżaliśmy na pierwsze zawody Pucharu Świata w tym sezonie. Moje serce łomotało niemiłosiernie. Jeszcze od samego rana czułam się słabo, nawet wylądowałamw toalecie wymiotując. Co za nerwy... Bałam się, co to będzie w samolocie. Na lotnisko w Krakowie-Balicach przyjechaliśmy w godzinach porannych. Wszystkie bilety i przejazd fundował PZN. Nadal nie czułam się najlepiej, ale jakoś wsiadłam na pokład. Miałam miejsca obok Maćka i Piotrka. Jednak Kot widząc mój stan, zamienił się ze mną siedzeniem, ponieważ on miał miejscówkę koło okna. Przytuliłam się do niego i jakimś cudem udało mi się zasnąć. Po ok 2h wylądowaliśmy w Helsinkach, gdzie czekała nas przesiadka na samolot do Kuusamo. Wreszcie po kilku godzinach tułaczki znaleźliśmy się w hotelu w Ruce. Miałam sama pokój. Jak najszybciej się dało umyłam się i położyłam do łóżka.
Od rana znowu nie czułam się najlepiej. Nieco kręciło mi się w głowie, nawet wylądowałam ponownie nad ubikacją. Te nerwy mnie kiedyś zjedzą. Nie dałam rady nawet zjeść kromki chleba, chociaż koniec końców Maciek to na mnie wymusił. Na początku w planie mieliśmy trening na siłowni. Na szczęście razem z Kacprem w tej chwili mieliśmy wolne, więc mój niedoszły szwagier chciał mi pokazać Rukę i Kuusamo. Bardzo chętnie przystanęłam na jego propozycję, akurat poczułam się jakoś lepiej.  Nie da się ukryć, że obie miejscowości były bardzo piękne. W Finlandii panowała kompletna zima. Po ulicach chodziło nawet paru świętych Mikołajów! Nie mogłam nie zrobić chociaż z jednym zdjęcia. Zaraz później Skrobot musiał jechać na skocznię. Za 2h zaczynały się serie treningowe, a następnie kwalifikacje. Ja przyjechałam razem z chłopakami. Na szczęście udało im się pomyślnie zakwalifikować. Wieczorem zjadłam kolację, po czym wybrałam się z Maćkiem na spacer. Czułam się przy nim taka szczęśliwa, chodziliśmy za rękę. Przytuleni. Jednak nasze chodzenie długo nie trwało, musieliśmy się w końcu wyspać. Kolejny dzień nie zaczął się nieco lepiej, niż poprzedni. Nadal czułam się słabo, ale już nie aż tak.  Widocznie mi przechodziło. Dzisiaj był pierwszy dzień zawodów, więc było kupę roboty. Cały czas donosiłam sprzęt Kacprowi. On montował buty, wiązania i narty, ja zajmowałam się resztą stroju. Udało się nieco ponaciągać przepisy, ale nie byliśmy jedyną ekipą, która to robiła. Byleby przejść pomyślnie przez kontrolę.  Chłopacy byli profesjonalistami, przed zawodami skupieni jak nigdy. Latałam od nich do serwismena, i tak w kółko. Pierwszy konkurs skończył się... dziwnie. Byłam bardzo szczęśliwa, Maciek zajął 5miejsce. Natomiast reszta wystąpiła poniżej oczekiwań. W drugim konkursie Kot ponownie był najlepszym z Polaków. Byłam z niego dumna!
-Gratuluję, kochanie!-Powiedziałam całując go, gdy całą grupą poszliśmy na piwo po zawodach. Nie obeszło się też bez analizy nawet w czasie wolnym. Jakby nie umieli żyć bez niczego innego. Do nas dosiedli się też Niemcy. Wszyscy mi się przedstawili, byli bardzo uprzejmi. Maciek natychmiast zaczął rozmawiać z Eisenbichlerem i Wellingerem. Ale już nieraz mi wspominał, że to są jego jedni z najlepszych kolegów z zagranicznych ekip. Wiedziałam, że Kot zna doskonale niemiecki, ale specjalnie dla mnie przeszedł na angielski. Wydawali się bardzo w porządku. Z naszych jako pierwszy wrócił do pokoju Kamil Stoch i Stefan Hula. Jednak i ja czułam, że dlugo już nie wysiedzę.
-Kochanie, źle się czuję. Będę wracać.-Oznajmiłam Maćkowi dalej po angielsku. Nie chciałam być niekulturalna względem jego niemieckich przyjaciół.
-Odprowadzę Cię.-Wstał za mną.
-Nie, zostań.-Przytrzymałam go ręką.-Dawno się nie widzieliście, pogadajcie.
-Na pewno?
-Tak. Dobranoc.-Ucałowałam go, po czym się oddaliłam. W pokoju natychmiast zwinęłam się na łóżku. Było mi słabo, jednak udało się zasnąć...

_________
Wiem, że rozdział bardzo krótki, ale jest 😊niestety, ale miałam ostatnio bardzo dużo obowiązków.
Jednak obiecuję to nadrobić 😊