sobota, 29 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XXIII

Wreszcie nadszedł ten przez wszystkich wyczekiwany moment. Święta Bożego Narodzenia. Magiczny czas, który spędzamy razem z najbliższymi. Mama miała mi za złe, że zamiast jej pomagać, latałam na treningi chłopaków. No cóż, taką mam pracę i nie mogę się ot tak wyrwać, bo trzeba zrobić jedzenie. W tej branży tak się nie da. Jednak ile mogłam, tyle zrobiłam. Czekałam już mocno na święta, bo przynajmniej na godzinkę będę mogła się po prostu położyć i nic nie robić. Najchętniej odpoczęłabym kilka ładnych dni, ale niestety tak się nie dało. Wigilię spędzaliśmy tradycyjnie u babci Krysi. Organizuje ją co roku. I co roku zbiera się na niej cała nasza rodzinka. A jest tego sporo. Kilka wujków, cioć, kuzynów... I już jest pełny dom. Nie wiem, jakim cudem wszyscy mieścimy się przy stole. Ale się da! Jak zwykle atmosfera była niesamowita. A tematem nr 1 były... skoki. Dosłownie każdy je oglądał. A teraz, gdy nasi pięli się w górę to tym bardziej. Aż się uśmiechałam sama do siebie, gdy wszyscy chwalili moich kolegów, zwłaszcza za występy w Lillehammer. Nawet padło, że Kot wreszcie stanął na podium. Aż piałam z dumy. Wtedy babcia wypaliła, że pracuję razem z kadrą A. Wszystkie oczy natychmiast zwróciły się w moją stronę, a sama zostałam zasypana gradem pytań. Głównie jak to zrobiliśmy, że jest póki co tak dobrze. Jednak starałam się studzić wszystkim emocje, by przedwcześnie nie nadmuchiwali balonika. Powiedziałam, że dla skoczków to jest bardzo krępujące i niezbyt komfortowe psychicznie. Udało mi się ich ostudzić, jednak nie na długo. Wtedy Marta (dzięki siostra!) oznajmiła, że nawet chodzę z jednym skoczkiem. Ścięłam ją dosłownie wzrokiem, na co ona dumnie oznajmiła, że jej przyszłym szwagrem jest Maciek, I znowu się zaczęło... Grad pytań i wszelkich opinii. Dosłownie każdy był trenerem. Nawet padło, czy Maciek jest w rzeczywistości też taki nadęty, jak przed kamerami! Myślałam, że ich za to uduszę... Rozumiem, że nieraz pokazywał, że ma bardzo wysokie ambicje, ale by tak od razu nazwali go nadętym? To już przesada. Na szczęście przed kolejną dawką niewygodnych pytań uratował mnie dziadek, który zaczął śpiewać kolędy. Byłam mu okropnie wdzięczna! Miałam już tego dość. Za nim poszli dosłownie wszyscy. Kiedy się rozkręcili, ciocia zaczęła opowiadać jakieś dowcipy. Były tak zabawne, że bolał mnie brzuch od śmiechu. Po godzinie 23 zaczęliśmy się zbierać na pasterkę. Nie ominęliśmy jej odkąd pamiętam, więc i tym razem była wręcz obowiązkowa. Na pierwszy dzień świąt cała ekipa zjechała się do nas. Z mamą i siostrą podałyśmy masę potraw na obiad, natomiast ojciec zajął się alkoholem. Jakoś niespecjalnie chciało mi się pić, chociaż każdy nalegał, bo przecież wypiję po raz pierwszy w życiu, nie licząc mojej osiemnastki... Ta, pierwszy. Zdziwiliby się. Jednak udało mi się wkręcić jako kierowca wujka, dzięki czemu miałam wymówkę. Obiad trwał i trwał, a wszyscy byli coraz bardziej pijani. Kiedy myślałam, że w święta uda mi się choć godzinkę poleżeć i nic nie robić, to byłam w dużym błędzie. Teraz byłam tego pewna, że nie będę miała na to nawet minuty. Zwłaszcza, że na drugi dzień był konkurs świąteczny Mistrzostw Polski. Kto wymyślił dla nich taki termin? Myślą, że zawodnicy i sztaby nie mają swojego życia, że nie mają z kim spędzać tego okresu? I dziwię się kibicom, że wtedy im się chce przychodzić. No, chyba że chodzi o tak zwane hot fanki... Jak zwykle na skoczni byłam dużo wcześniej, niż skoczkowie. Przyjeżdżałam razem z serwisem, by wszystkiego dopilnować. Tak się mówi, że to aż 3 godziny przed serią próbną. A ten czas tak naprawdę mija bardzo szybko i ciągle w biegu. Po pewnym czasie zaczęli zbierać się kibicie, dziennikarze. Dzisiaj miałam również wyjątkowych gości. Załatwiłam akredytacje fis family dla moich rodziców i Marty. Już widziałam, jacy są podekscytowani, w końcu to fani numer 1. Stałam akurat na zewnątrz i rozmawiałam z serwisantami na temat butów Krzyśka Miętusa, gdy do nas podeszli.
-Dzień dobry!-Zawołał starszy Skrobot.
-Ooo, dzień dobry Kacper!-Zawołał mój ojciec, po czym uścisnęli sobie ręce. Zawsze się lubili.
-Witam.-Powiedział Kamil, po czym również wyciągnął kończynę w jego kierunku.
-Wybacz, ale nie mogę uścisnąć Ci dłoni po tym wszystkim.-Odrzekł cierpko mój ojciec. Kamil spuścił smutno wzrok.
-Tato!-Skarciłam go.-Jest wszystko ok!
-Może i tak.-Wtrąciła sucho mama. Nie dziwiłam im się, wiedzieli dlaczego się rozstaliśmy. Ale i tak podeszli do tego zbyt surowo. Po takim przywitaniu bracia oddalili się, a ja zostałam z rodzicami. Jednak nie byliśmy długo sami. Nagle ktoś mnie od tyłu pocałował w policzek, a ja od razu się uśmiechnęłam.
-Witam państwa.-Powiedział Kot i uścisnął sobie dłoń z moim ojcem.
-Dzień dobry, Maćku!-Zawołała moja mama.
-Mam nadzieję, że się państwu podoba nasze miejsce pracy.-Zaśmiał się, po czym objął mnie od tyłu w pasie.
-Póki co bardzo fajnie! Kiedy zaczniecie skakać?
-Już niedługo. Jeszcze zaraz będę musiał wrócić, by się dalej rozgrzewać.
-No tak, nie można narażać się na kontuzję.
-Zgadza się. O właśnie..-Nagle odwrócił się w kierunku mężczyzny, który szedł obok, po czym go zgarnął do nas.-Chciałbym Państwu przedstawić mojego ojca, Rafała. Tato, to są rodzice Ani.
-Bardzo miło mi Państwa poznać!-Zawołał Kot senior. Zauważyłam, że wytworzyła się pomiędzy nimi nić porozumienia. Wtedy ja i Maciek musieliśmy wracać do pracy. Ale widziałam, że oni cały czas rozmawiają. Ucieszyło mnie to. Zaraz zaczynały się zawody. Nieco się nimi denerwowałam, w końcu nasi chłopcy rywalizowali między sobą. Nie mogłam nie podejść do Kota, by mu życzyć powodzenia. Kiedy tylko go widziałam, mój humor poprawiał się w 5 sekund. Byłam w nim po uszy zakochana. Cały czas trzymałam za niego kciuki. Dzisiaj z powodu przeziębienia odpadł mu jeden z rywali, Kamil Stoch. Ale to dobrze, głównie pod kątem zbliżającego się Turnieju Czterech Skoczni. Tym samym Mistrzem Polski został Piotr Żyła. Srebrny medal przypadł Dawidowi Kubackiemu. A brąz wywalczył nie kto inny, a Kocurek. Od razu podleciałam, by mu pogratulować. Nie był zadowolony z tego konkursu, zwłaszcza że w pierwszej serii skoczył słabo. W drugiej musiał odrabiać, ale dzięki wspaniałemu skokowi udało mu się przesunąć z 9 miejsca na podium. Jak tu nie być z niego dumną? Od razu po dekoracji przylecieli do niego wszelcy dziennikarze, jednak i tak udało się do niego dojść moim rodzicom.
-Maćku, gratulacje!-Poklepał go mój ojciec.
-Dziękuję bardzo!
-Nie zawracamy Ci głowy, do zobaczenia wieczorem.
-Jak to, wieczorem?-Spytałam zdziwiona.
-A to nie wiecie? Państwo Kot zaprosili nas wszystkich do siebie.-Mówiła zadowolona mama. Nieźle, zapowiadało się ciekawie.
Maciek poleciał wtedy przebrać się i na konferencję prasową. Jak dobrze, że nie byłam serwisantką, dzięki czemu nie musiałam dłużej zostawać na skoczni. Na szczęście Kot miał w aucie jakieś moje inne ubranie, dzięki czemu mogłam zdjąć ciuchy kadrowe. Wiedziałam, że po zawodach wspólnie spędzimy czas, więc zabrałam je ze sobą. Wzięłam z rzeczy Kota klucze do białego subaru i szybko poszłam się tam przebrać. Od razu poczekałam tam na niego. Kiedy skończyła się konferencja, dołączył do mnie. Rodzice pokrzyżowali nam nieco plany, musieliśmy jechać do domu Maćka. Kiedy tam przybyliśmy, było wesoło. Maciek poleciał na górę ubrać coś bardziej eleganckiego, natomiast ja udałam się w kierunku salonu. Usiadłam koło mojej siostry, po czym zajęłam obok siebie miejsce dla mojego chłopaka. Przy stola był również Kuba ze swoją żoną Asią. Jak się okazało, dwa dni wcześniej w trakcie Wigilii obydwoje oznajmili, że zostaną rodzicami. Cudowna wiadomość. Chwilę później dołączył do nas Maciek, który ubrał się w jasno niebieską koszulę. Wyglądał cudownie. Jego ojciec od razu postawił nam pod nosem kieliszki. Nadal nie chciało mi się pić, ale tym razem nie miałam wyboru. Maćkowi też to średnio pasowało. Ale, gdy obydwoje usłyszeliśmy, że ,,jak to, nie napijemy się z przyszłymi teściami", musieliśmy się na to zgodzić.
-Powiem Ci Aniu, że bardzo się cieszę, że jesteś z moim synem.-Powiedziała jego mama.
-Dziękuję bardzo.-Speszyłam się.
-Naprawdę. Jego byłej dziewczyny, Agnieszki kompletnie nie lubiłam. Niby była miła, ale taka fałszywa się wydawała. I potem go zdradziła.
-Mamo...-Powiedział zniecierpliwiony Maciek. Jednak nasi rodzice zdawali się kompletnie nie przejmować nami.
-To ja byłego chłopaka naszej córki, lubiłam, Zwłaszcza, że to syn mojej przyjaciółki. A zrobił dokładnie to samo.-Wtrąciła się moja rodzicielka. Mogłam jedynie wywrócić oczami.
-Aż dzisiaj nie chciałem z nim uścisnąć dłoni.
-Dzisiaj? To z kim wcześniej była Ania?-Spytał ojciec Maćka.
-Kamil Skrobot.
-Naprawdę?-Wydawał się w szoku.-Bardzo go lubię i bym się nie spodziewał czegoś takiego.
-Byliby dobrą parą z tą dziewczyną, co zdradziła Waszego syna!-Zawołała moja mama śmiejąc się. W tej chwili Kuba patrzył na naszą dwójkę współczująco. I dobrze, sama sobie w tej chwili współczułam. Cały czas po zjedzeniu trzymaliśmy się z Maćkiem pod stołem za ręce. I obydwoje nie wierzyliśmy w to, co słyszeliśmy. A nasi rodzice widocznie się przy tym bardzo dobrze bawili. Po temacie naszych byłych nie mogli się powstrzymać, by nie poopowiadać jakiś szczegółów z naszego dzieciństwa. I to niekoniecznie tych najmniej wstydliwych...
-Maciek wraz z Kubą byli kiedyś wręcz wpatrzeni w japońskiego skoczka Kazuyoshi Funakiego. I kiedy w końcu zobaczyli go po raz pierwszy na żywo, obydwoje z wrażenie nasiusiali w majteczki.-Opowiadała jego mama. Wszyscy zalewali się ze śmiechu. A Kot w tej chwili ścisnął moją rękę aż do bólu.
-Nasza Ania natomiast bardzo lubiła udawać ruchy Shakiry. I kiedyś tak się zapomniała w jakimś sklepie, że zarejestrowały to kamery i pokazały w całym supermarkecie!-Zawołała moja mama.
-Z tej racji musisz mi kiedyś tak zatańczyć..-Wyszeptał mi do ucha Maciek, a ja zrobiłam się cała czerwona.
Obiad u Kotów przeciągnął się na kilka ładnych godzin. Byłam bardzo zmęczona, ale co tu nie mówić, wszystko się udało. Nasi rodzice się polubili. Nie licząc tego, że połowa tego czasu zleciała na rozmowach o naszym dzieciństwie, to ogólnie był to bardzo miło spędzony czas. I śmieszny!
Kilka dni później wyjeżdżaliśmy na Turniej Czterech Skoczni. Najbardziej prestiżowy turniej w świece skoków. I z najdłuższą tradycją. Wszyscy czuli to podekscytowanie. Pierwszy konkurs wygrał Stefan Kraft, przed Kamilem i Michaelem Hayboeckiem. Dzień później był Sylwester. Nie mogliśmy go jakoś szczególnie świętować. Całą ekipą zebraliśmy się w hotelowym bufecie, by wypić po kieliszku szampana i złożyć sobie życzenia. Po oficjalnej części udaliśmy się z Maćkiem do naszego pokoju. Tak, naszego. Regularnie dzieliłam go z nim, ewentualnie z Kacprem. Nie marudziłam, nie przeszkadzało mi to kompletnie. Chociaż reszta ekipy śmiała się, że to nie jest fair, bo oni nie mogą w tym czasie być ze swoimi bliskimi. No cóż, nam się to udało. W pokoju złożyliśmy sobie życzenia, po czym wylądowaliśmy po raz pierwszy w łóżku. Było mi z nim jak w niebie.
Na drugi dzień odbywał się konkurs noworoczny w Ga-Pa. Wygrał go Daniel Andre Tande, przed naszym Kamilem i trzecim Stefanem Kraftem. Walka o wygraną w Turnieju robiła się coraz ciekawsza. Zwłaszcza, że w Innsbrucku zawiodła pogoda. Jednak ponownie wygrał Daniel, ale przed Robertem Johannsonem i Ewgenijem Klimovem. Nie licząc pierwszego miejsca, reszta podium była ewidentnie losowa. I oto przyszła kolej na ostatnie starcie. Bischofshofen. Kamil nie tracił jakoś dużo do Daniela. Ale to było niemożliwe, by młody Norweg zepsuł być może i jedyną swoją szansę w wygraniu Turnieju. Jednak to, co się tam działo przeszło wszelkie granice. W pierwszej serii był sklasyfikowany wysoko, jednak coś się stało w drugiej i... Daniel dosłownie spadł na bulę. Wszyscy, dosłownie wszyscy byli w szoku. Kamil wygrał i konkurs i tym samym Turniej Czterech Skoczni. To było niesamowite. Na drugim miejscu uplasował się Piotrek Żyła. Daniel spadł na trzecie miejsce, nieznacznie wyprzedzając... czwartego Maćka. Normalnie, popłakałam się ze szczęścia. Wpadliśmy sobie w ramiona z Kacprem, nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Kiedy nasza czwórka wyszła na skocznię, pękałam z dumy. To był nasz cudowny sukces. Sukces nowego sztabu. wreszcie byliśmy potęgą drużynową w skokach.

piątek, 21 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XXII

Od samego rana serce niemiłosiernie mi łomotało. Co ja gadam... całą noc. Bo jej kompletnie nie przespałam. Dzisiaj miałam iść do lekarza. Byłam strasznie poddenerwowana. Wiedziałam przecież, jaki wyszedł wynik testu. Ale co innego usłyszeć o tym od lekarza, który się na tym znał. Nie przełknęłam nawet kęsa kanapki. Nie dałam rady. Nawet nie dałam rady się ubrać i całkowicie ogarnąć. Ale w końcu się udało. O godzinie 8.40 stawiłam się przed gabinetem. Wizytę miałam na 9, jednak zawsze lepiej być szybciej. Najpierw w recepcji musiałam z góry zapłacić. Niestety, nie miałam skierowania od internisty, więc musiałam iść prywatnie. A nie chciałam się tułać od lekarza do lekarza. Zanim bym doszła do tego właściwego minąłby chyba rok. Minuty leciały niemiłosiernie, jedna po jednej. Nie byłam jedyną pacjentką. Przede mną siedziały jeszcze dwie. Jedna miała wizytę na 8.40, druga na 8.50. Więc chyba mój pobyt tutaj się przeciągnie, skoro ta pierwsza jeszcze nie weszła. Obie były w ciąży, w różnym stadium zaawansowania. Jednak u każdej widoczna. Aż pomyślałam, że za te kilka miesięcy będę na ich miejscu... normalnie przeszły mnie ciarki. Nagle weszła ta pierwsza. Coś się ruszyło. Obie ostatecznie były po ok 20 minut, więc sama weszłam o 9.20. Kiedy wchodziłam miałam nogi z waty.

Po południu Stefan zaplanował trening w COSie. Najpierw siłownia, a później Wielka Krokiew. Na szczęście była już przygotowana. Co prawda, nadal jej stan pozostawiał wiele do życzenia, jednak umożliwiał skakanie. Zima panowała tutaj na całego. Wszędzie biało. Akurat to był jak dla mnie jeden z minusów Zakopanego i gór. Że zimniejsza pogoda panowała tutaj dłużej, niż w innych częściach kraju. Coś za coś :) W końcu dało się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza, gdy komuś zależało na mieszkaniu właśnie tutaj. Wróciłam do pokoju. Moja siostra była akurat w szkole. I dobrze, miałam chociaż godzinkę dla siebie. Niemal od razu rzuciłam się na łóżko i wzięłam do ręki słuchawki. Nadal miałam bardzo mieszane uczucia po wizycie u lekarza. A przecież tak nie powinno być. Pomimo głośniejszej muzyki udało mi się przysnąć na ten czas. Po drzemce szybko się ogarnęłam, by wyjść w umówione miejsce. Nie spieszyłam się, spacer dobrze mi zrobi. Jednak nawet to robiłam w dosyć szybkim tempie, przez co niedługo później byłam już w COSie. Od początku było słychać trenujących chłopaków. Dzisiaj zajęcia miała tylko kadra A. Kiedy weszłam do sali, wszyscy spojrzeli w moim kierunku. Natomiast Maciek natychmiast podbiegł i mnie pocałował.
-Hej. Byłaś u lekarza?-Spytał zmartwiony.
-Tak.-Spuściłam głowę.
-Co Ci jest?
-Maciek, każdy z nas chce to wreszcie wiedzieć!-Zawołał Kamil Stoch. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy stali w kółku i nasłuchiwali. No tak. Ski jumping family. Tutaj nic się nie ukryje.
-Mam torbiel na jajniku. Dosyć sporą. Generalnie nie dają żadnych objawów, jednak jest na tyle duża, że u mnie było inaczej.-Oznajmiłam.
-Torbiel?-Powtórzył Kot.-I co teraz?
-Lekarka przepisała mi hormony. One ją leczą.-Spojrzałam mu w oczy. Nadał trochę gorzej się czułam, ale było i tak już nieco lepiej. Wtedy znalazłam wzrokiem Kacpra. Przyglądał mi się. Chyba nie był pewien, czy mówię prawdę.
-Ale to nic więcej? Żadnej operacji nie trzeba?-Dopytywał Kot.
-Nie.-Uśmiechnęłam się blado. Natychmiast poprawił mu się humor i z radością wrócił do treningów. Wszystko trwało ok 2h. Maciek chciał, byśmy gdzieś od razu wyskoczyli, jednak nie mogłam tego zrobić. Obiecałam mu, że wieczorem na pewno się widzimy. Udało mi się wtedy znaleźć Kacpra. Spytałam się go, czy jedzie może do domu i czy jest tam Kami. Potwierdził, więc chciałam przejechać się z nim. Zgodził się. Po drodze dopytywał się mnie, czy to wszystko jest prawdą. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, drzwi otworzył mu jego brat.
-Byłaś u lekarza?-Pytał przejęty na dzień dobry.
-Tak. Nie jestem w ciąży.-Oznajmiłam mu. Miałam wrażenie, że jego mina zrzedła. I tak, jakby... posmutniał?
-Jak to?-Zdziwił się.
-Mam torbiel na jajniku. Gdy jest spora, można mieć objawy podobne do ciążowych.
-Ale... przecież nie dostałaś okresu. A wynik wyszedł pozytywnie!-Odniosłam wrażenie, że próbuje tłumaczyć, że jednak jestem w ciąży.
-To wszystko torbiel... Może tak działać.-Mówiłam spokojnie.-W tym i zafałszować wynik testu. Więc... nie mamy czym się martwić.
-Martwić?-Powtórzył.
-No, że będziemy mieli dziecko...-To dziwne, ale sama nie wiem czemu nie cieszyłam się z tego jakoś za bardzo.
-Szczerze?-Przez chwilę milczał.-Trochę szkoda.
Kiedy to powiedział, usiadł na podłodze opierając się plecami o ścianę. Niemal od razu zrobiłam to samo, sadowiąc się tuż koło niego.
-Szkoda?-Zdziwiłam się.
-Już mi odszedł ten pierwszy szok i przyjąłem, że pojawi się mały człowiek na świecie. Mój i Twój. Nasz.-Uśmiechnął się nieco do samego siebie.
-Ja też już myślałam tak, jakbym była naprawdę w ciąży.-Oznajmiłam patrząc na niego. Aż spojrzał w moją stronę.
-Jeszcze nie wszytko stracone...-Powiedział bardzo wolno.
-Kamil... nie. Już rozmawialiśmy na ten temat.-Spuściłam głowę.
-Wiem. Ale pomyślałem... że skoro teraz tak dużo się wydarzyło....
-Nie. Lepiej, że się okazało, że nie będziemy mieli dziecka.-Teraz już mówiłam stanowczym głosem.
-Trochę już chciałem zostać ojcem... i to z Tobą...
-Jestem pewna, że nim zostaniesz.-Powiedziałam, po czym położyłam dłoń na jego ramieniu.-Ale ja nie zostanę jego matką.
Po tych słowach zauważyłam, że Kamil posmutniał. Zwłaszcza, że nic i tak nie odpowiedział.
-Muszę już iść. Ale chcę dzisiaj wieczorem zrobić swoją osiemnastkę w pubie na Krupówkach. I zapraszam Was wszystkich.
-Dzięki!-Usłyszałam z kuchni głos Kacpra.
-Mam nadzieję, że przyjdziesz.-Powiedziałam do Kamila, gdy wstałam.
-Zobaczę.-Odpowiedział nawet nie patrząc mi w oczy. Cały czas miał spuszczoną głowę. Zrobiło mi się smutno, więc stamtąd wyszłam. Sama nie wiem dlaczego, ale miałam mieszane uczucia. Nie ucieszyłam się jakoś mocno, gdy lekarka mi oznajmiła, że nie jestem w ciąży. A przecież tyle czasu panikowałam. Chyba to przez to, że już się zżyłam z tą myślą. Teoretycznie straciłam dziecko... Czyżby w wieku osiemnastu lat obudził się we mnie instynkt macierzyński? Nie możliwe. Po powrocie do internatu zaczęłam wszystko ogarniać. Szybko weszłam na facebooka i utworzyłam wydarzenie. Taka spontaniczna imprezka. Zaprosiłam skoczków z partnerkami, Martę, Kaśkę. Zastanawiałam się co zrobić z Danielem i Dawidem, w końcu tu byli kumple Alana. I odkąd toczy się sprawa, unikali mnie. Jednak nie byli temu winni, więc kliknęłam "zaproś" przy ich nazwisku. Ponad to, chciałam by przyszło kilka osób z klasy i internatu. Trochę się bałam, bo z Danielem i z taką dwójką się przespałam dla zabawy. Ale jakoś po tym nie zachowywali się względem mnie bardzo dziwnie. Odzew na zaproszenia był natychmiastowy. Dzięki Bogu, większość ludzi mogła dzisiaj przyjść. A przecież jest to osiemnastka na kompletnym spontanie. Natychmiast rzuciłam się do szafy. Ubrałam czerwoną sukienkę na ramiączkach z baskiną i skórzaną ramoneskę. Do torby na zmianę wrzuciłam szpilki. Mocny makijaż, grube loki. Siostra ubrała się bardzo podobnie. Ok godziny 19 obie byłyśmy w wyznaczonym miejscu. Przybyli również skoczkowie w składzie Maciek, Stoch, Dawid, Piotrek, Janek i Klimek. Każdy z partnerką. Zaraz po nich przyszła cała reszta, w tym Kacper z Magdą.
-Przyszedł?-Spytałam, gdy tylko zobaczyłam Skrobota.
-Nie... I nie wiem czy przyjdzie.-Na jego słowa zrobiło mi się przykro. Zabolało mnie to, że Kamil się nie zjawił. Ale nie mogłam mu mieć tego za złe. Za dużo się ostatnio działo. Zarezerwowałam kilka stolików z alkoholem, dzięki czemu pub niemal w całości był nasz.
-Zdrowie moje pięknej dziewczyny!-Zawołał Maciek, po czym ucałował w usta. Wszyscy zaczęli mi śpiewać "100 lat" i inne urodzinowe piosenki. A ja coraz bardziej piłam. Zresztą, nie tylko ja. Każdy. Ale mi tego było bardzo potrzeba. Dawno chciałam się upić, za dużo się ostatnio działo. Musiałam wreszcie jakoś odreagować. Kaśka i Marta oczywiście o wszystkim wiedziały. I w tej chwili same nalewały mi alkoholu do kubka. Kiedy byłam nieco wstawiona, ktoś zjawił się w naszym gronie.
-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.-Usłyszałam głos Kamila. Było mi bardzo miło, że jednak zdecydował się przyjść. Nie był trzeźwy, więc musiał nieco wypić sam. Podziękowałam mu, po czym Maciek porwał mnie do tańca.

_____________
Hej :)
A więc, wszystko jasne!
Od razu wyjaśniam. Nie wiem do końca, czy torbiele mają takie objawy, jakie pojawiły się tutaj.
Nie jestem lekarzem :)
Jednak to moje opowiadanie, w który cały świat jest przeze mnie wymyślony :)
I przepraszam, że rozdział jest nieco chaotyczny. Ale pisałam go w pośpiechu :)

czwartek, 13 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XXI

Trzy dni później spotkaliśmy się pod budynkiem COSu. Mieliśmy stamtąd wyjechać na kolejne zawody Pucharu Świata. Następnym przystankiem było niemieckie Klingenthal. Wszyscy stawili się punktualnie o godzinie 9. Maciek natychmiast do mnie podleciał. Gdy go widziałam od razu czułam ogromne poczucie winy. Starałam się zachowywać normalne, jednak i on widział, że coś jest nie tak. Tłumaczyłam wszystko złym samopoczuciem, co w sumie było prawdą. Wszystkie symptomy nadal się mnie trzymały. Niestety. Już mi sto razy kazał iść do lekarza. I zamierzałam to zrobić. Jednak odwołałam wizytę, na którą umówił mnie kilka dni temu Kamil. W końcu teraz nie potrzebowałam internisty, a ginekologa. Już się zapisałam do kobietki, zaraz po powrocie do kraju. Powiedziałam Kotowi, że tego dnia idę się zbadać. Jeżeli potwierdzi ciążę, czego się spodziewałam, będę musiała mu przecież o tym powiedzieć. Był na mnie zły, że dopiero teraz się zdecydowałam na zbadanie, ale i zarazem się cieszył. Uważał, że to on mnie do tego namówił. I dobrze, niech będzie szczęśliwy. Chociaż jeszcze te kilka dni. Jednak nie umiałam mu prawić jakiś czułości, zbyt było mi go szkoda. Co prawda odwzajemniałam jego buziaki i przytulenia, jednak bardzo szybko je przerywałam. Nie inaczej było też tym razem.
-Cześć, kochanie.-Pocałował mnie na powitanie.
-Cześć.-Szybko przerwałam i jakoś tak mimowolnie spojrzałam smutnym wzrokiem na Kacpra. Zauważyłam, że mi się przygląda. A jego mina? Jego mina pokazywała tak, jakby współczucie. On mi współczuł? Powinien chyba być wkurzony,  że pomimo tego, że prawdopodobnie zaszłam w ciążę z jego bratem, to jestem w związku z innym facetem. Przez jego spojrzenie moje poczucie winy jeszcze bardziej się pogłębiło, przez co aż spuściłam głowę. Chyba wiedział, że nie czuję się w swojej sytuacji najlepiej. Zresztą, chyba nikt by się nie czuł komfortowo. Biłam się ciągle z myślami, co mam zrobić jeśli rzeczywiście spodziewam się dziecka. Jedno było pewne. Nie zamierzałam ograniczać Kamilowi z nim kontaktu. Bądź co bądź, był jego ojcem. A nie chciałam oszukiwać własnego dziecka. Od dawna wiedziałam, że Skrobot na pewno byłby dobrym tatą. Może i zawiódł jako partner, ale miał chrześniaka i w ogóle częsty kontakt z maluchami, które zresztą lubił. Więc swoje tym bardziej bardzo mocno by pokochał. Jedynie to, że dziecko wychowywaliby rodzice, którzy nie są razem. Tego też byłam pewna. Ale myślę, że i w takiej sytuacji zrobilibyśmy wszystko, aby nasze maleństwo było szczęśliwe. Tylko co z Maćkiem? Nie chciałam go tracić. Ale jeżeli mnie wtedy rzuci, to nie mogłabym mieć o to do niego pretensji. Już od dawna coś między nami iskrzyło. Co prawda, długo nic konkretnego się nie zdarzyło, a on ciągle mnie odrzucał, ale jednak cały czas mieliśmy się ku sobie. Zakochiwałam się w nim, a pomimo tego wylądowałam w łóżku z Kamilem. Byłam taka mądra, to teraz mam za swoje... Rzadko kiedy facet chciał być z kobietą, która miała dziecko. A co dopiero, gdy się go właśnie spodziewała. Nagle podszedł do nas Stefan i poprosił, abyśmy wszyscy przenieśli sprzęt do busa. Chwyciłam za dwa kombinezony, które zaraz zostały mi wyrwane z rąk przez Kacpra.
-Ty lepiej nie dźwigaj.-Powiedział szeptem, lekko się przy tym uśmiechając.
-Kacper...-Zawołałam za nim, po czym się upewniłam, że nie ma nikogo zbyt blisko nas.-Proszę Cię... Nie mów nikomu o... no wiesz o czym...
-Jasne.-Poklepał mnie po ramieniu.
-Zwłaszcza Maćkowi...-Szeptałam dalej.
-Kochasz go?
-Tak.-Odpowiedziałam bez zastanowienia.
-Przykro mi, że mój brat poraz kolejny pieprzy Ci życie.-Myślałam, że się przesłyszałam. To on był po mojej stronie, nawet w aktualnej sytuacji? Byłam tym bardzo zdziwiona.
-Nie, nie. Tym razem mi nie pieprzy życia. Sam nie zrobił mi dziecka.
 Do tanga trzeba dwojga. A przecież mnie do tego i nie zmusił.-Spojrzałam na niego smutno.
-Wiem. Ale myślałem, że może myślisz nieco inaczej. Ale cieszę się, że właśnie tak na to patrzysz.-Przytulił mnie gdy jeszcze nikogo nie było, uśmiechnął się do mnie po czym odszedł z kombinezonami do busa.
Strasznie bałam się tej podróży. Miała trwać ok 7h, a w każdej chwili mogłam się źle poczuć. Jechałam razem z Maćkiem, Piotrkiem, Jankiem, Kacprem, Dawidem i Kamilem Stochem. O dziwo, pomimo głośnego zachowania chłopaków, zasnęłam jak zabita. Ostatnim czasem spałam bardzo dużo godzin. Kot obudził mnie, gdy byliśmy na miejscu. Niemcy zakwaterowali nas w bardzo ładnym hotelu. O dziwo, nie dostałam samotnego pokoju. Tym razem dzieliłam go z Kacprem. Nie miałam nic przeciwko niemu, ale w innych okolicznościach błagałabym o mieszkanie z Maćkiem. Jednak teraz to było najlepsze z możliwych rozwiązań. Przynajmniej nie musiałam nic udawać. Widziałam, że martwił się o mnie. Razem ze wszystkimi zeszliśmy na kolację. Kot od razu zaproponował mi jakiś spacer, randkę. Ale marzyłam jedynie o położeniu się w łóżku. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak mnie bolał taki mój stosunek do niego. Zdawałam sobie sprawę, że ranię go robiąc dystans. Tyle, że czułam do siebie obrzydzenie tym, że mogę mu zrobić za kilka dni krzywdę, choć tego nie chciałam. Dlatego też poprosiłam, by nie przychodził dzisiaj do mnie. Nie zgodził się, bardzo się martwił i chciał się mną zaopiekować. Ale oznajmiłam mu, że zamierzam od razu iść spać. Po powrocie do pokoju od razu poszłam pod prysznic. Gorąca woda była cudowna. Nawet nie wiem, czy taką kąpiel zalecano kobietom w ciąży, ale tego potrzebowałam. Kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam, że wrócił już Kacper. Chciał od razu ze mną pogadać o tym, że nieco oszukamy trenerów i on przejmie część moich obowiązków. Oczywiście nie zgodziłam się na tę propozycję, ale nie chciał o tym słyszeć. Chyba nie miałam wyboru.
Na drugi dzień czekało nas masę pracy. Kwalifikacje. Wszystko wyglądało tak, jak w Ruce. Naszym udało się zakwalifikować w składzie 6-cio osobowym. Więc na wieczór potrzebna jest jakaś regeneracja. W sobotę miał się odbyć pierwszy w sezonie konkurs drużynowy. Nie odczuwaliśmy jakiś większych nerwów, zachowaliśmy pełną profeskę. A konkurs wypadł wręcz cudownie! Gdy Maciek wylądował po swoim drugim skoku, wraz z Kacprem i Łukaszem wpadliśmy w euforię. Pierwsza drużynowa wygrana w historii! Coś niesamowitego! Wtedy poczuliśmy te ogromne emocje. Nie mogłam nie pogratulować mojemu chłopakowi. Wpadłam w jego ramiona i ucałowałam najmocniej, jak potrafiłam. Byłam z niego taka dumna! Nie było jednak teraz czasu na przytulania, chłopacy szybko się ubrali, po czym powędrowali na podium. Trener zawołał cały sztab i poszliśmy razem za nimi. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy został rozegrany ,,Mazurek Dąbrowskiego". Maciek cały czas się na mnie patrzył. Wieczorem nie było czasu na żadne świętowania. Zawodnicy musieli zregenerować siły na jutrzejszy konkurs indywidualny. Wszyscy padliśmy. Na drugi dzień starałam się być nieco w cieniu. Jednak już z rana w pokoju mi się to kompletnie nie udało.
-Wszystkiego najlepszego Aniu!!!!!-Krzyknął mi do ucha Kacper, jakieś 10 minut przed moim pierwotnym budzikiem.
-Wyłącz budzenie...-Ziewnęłam i zaczęłam udawać, że szukam na jego twarzy wyłącznika.
-Jesteś wreszcie dorosła! Możesz robić wszystko legalnie!-Wołał zadowolony.
-I tak robiłam wszystko!-Zaśmiałam się.-Dziękuję!
Gdy tylko usiadłam na łóżku podleciał i mnie przytulił. Nagle zza pleców wyjął... pluszaka! Wielkiego, mięciutkiego pluszaka.
-Jeju, jaki słodki!-Zaśmiałam się. Jeszcze raz mu podziękowałam, tym razem dając całusa w policzek.
Kiedy wyszliśmy na śniadanie, nagle ktoś mnie porwał w jeden z korytarzy.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie!-Usłyszałam z ust Maćka.-A to masz ode mnie.
Podał mi jakiś mały pakunek. Natychmiast go rozwinęłam. Znajdował się w nim uroczy wisiorek z sercem, na którym było wygrawerowane jego imię.
-Nie musiałeś mi nic kupować!-Spojrzałam na niego, po czym ucałowałam go w usta.-Dziękuję Ci.
-Jakoś to dzisiaj wieczorem uczcimy.-Uśmiechnął się.
-Chyba wolałabym nie...-Odpowiedziałam niepewnie.-Jutro wracamy...
-Ania, wszystko w porządku?-Patrzył na mnie zatroskany.
-No jasne. Wiem, przepraszam. Ostatnio zachowuję się dziwnie. Ale ciągle nienajlepiej się czuję...
-Już dawno Ci mówiłem, byś poszła do lekarza!
-Wiem. I wreszcie pójdę.
-Iść z Tobą?
-Nie... Poradzę sobię. Ale dziękuję.-Dałam mu całusa. Musieliśmy już iść na dół. A tam czekał na mnie komitet powitalny. Chłopacy dosłowne chórem zaczęli śpiewać 100 lat, a wszystkie inne ekipy przyglądały się nam z zaciekawieniem. Każdy z nich dodatkowo podszedł do mnie i złożył życzenia. A miałam nadzieję, że moje "święto" uda się jakoś zakamuflować. Jednak przy Maćku i Kacprze nie było to ani trochę możliwe. Musieli rozpowiedzieć całej naszej ekipie. Po posiłku nie mieliśmy czasu na nic innego, jak pracę. Chłopacy mieli jakieś zajęcia z fizjoterapeutą, a my z serwisantem zajęliśmy się sprzętem. Tak jak obiecał, wyręczał mnie niemal we wszystkim. Konkurs poszedł nam całkiem nieźle, Kamil zajął 4 miejsce, Maciek 5. Łączne weszło do drugiej serii pięciu zawodników. Trener był całkiem zadowolony. Kot jedynie coś tam narzekał, ale to akurat normalne. Gdy byłam wieczorem w pokoju, przyszedł do mnie i oznajmił, że dzisiaj muszę przemóc swoje gorsze samopoczucie. Zgodziłam się, po czym szybko ogarnęłam. Nie chciałam, by myślał, że między nami się psuje. Wyszłam razem z nim i Kacprem na miasto. Ciągle rozmawialiśmy o dzisiejszych zawodach. Maciek zaprowadził nas do jakiegoś niemieckiego pubu. Wszyscy już taw siedzieli i popijali piwko.
-No, Ania! Musimy jakoś świętować Twoje urodziny!-Zawołał Kamil.
-Chyba to, że się starzeję!-Zawtórowałam mu.
-Czego się napijesz? Piwko? Drink?-Spytał mnie Maciek.
-Ja za alkohol podziękuję.-Zmieszałam się i wymieniłam z Kacprem porozumiewawcze spojrzenia.
-Oh, daj spokój. Najwyżej się wyżygasz.-Krzyknął Piotrek. Jak zwykle, co miał w głowie to i na języku.
-Naprawdę, nie tym razem. Może następnym...-Byłam w okropnej sytuacji. Musiałam zrezygnować z alkoholu na własnej osiemnastce!
-Ania, daj spokój! Musisz wypić. Chociaż udawaj, że to pierwszy raz.
-Nie widzicie, że się nadal gorzej czuje?-Wtrącił Skrobot. Spojrzałam na niego tak, jakbym mu dziękowała
-Osiemnastka jest tylko raz w życiu!-Namawiał tym razem Dawid.
-Wiem, ale wypiję soczek.-Uśmiechnęłam się, po czym skierowałam do baru. Dzisiaj czułam się jakoś w miarę dobrze, więc nasza posiadówka jak najbardziej się udała. Cały czas się śmialiśmy. Każdy, poza Kacprem, namawiał mnie dalej na alkohol i wypicie toastu. Nawet nie wiedzieli, jaką miałam ochotę się napić od kilku dni. To wszystko mnie przerastało. Jednak procenty mogły zaszkodzić dziecku. Bałam się, ale zaczynałam coraz intensywniej o nim myśleć. I o tym, co mogę jeść i robić, a czego nie. A przecież dopiero miałam iść do lekarza. Z chłopakami siedzieliśmy do późna. Kiedy wyszłam do łazienki rozdzwonił się mój telefon.
-Halo?-Odebrałam.
-Hej.-Usłyszałam głos Kamila.-Chciałem Ci złożyć życzenia. Wszystkiego najlepszego, Aniu. Abyś była... szczęśliwa.
-Dziękuję Ci.-Spoważniałam.
-Pewnie teraz świętujecie z chłopakami.-Zaśmiał się.
-Siedzimy sobie. Namawiają mnie cały czas na to świętowanie, ale cóż...-Urwałam na chwilę.-Na pewno się nie ugnę. Nie wypiję.
-Przykro mi. Ale jesteś bardzo rozsądna, dziękuję.-Powiedział smutno.-Jak się czujesz?
-Dzisiaj jakoś trochę lepiej.-Tak się składa, że niemal codziennie pytał się o moje samopoczucie. Widać było, że się bardzo przejął moją ciążą.
-To się cieszę jak tak. We wtorek idziesz do lekarza?
-Tak, pójdę.
-Może... iść z Tobą?-Zawahał się.
-Nie... Chcę iść sama. Ale... dziękuję za propozycję.-Kolejna osoba, która chciała ze mną iść!
-Nie ma sprawy.
-Kamil, przepraszam Cię, ale muszę kończyć.
-Jasne. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się blado sama do siebie. Niedługo później wróciłam do chłopaków, którzy byli już nieco wstawieni. Usiadłam na kolanach Maćka i ucałowałam go w usta.

czwartek, 6 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XX

Po powrocie do kraju nie było mowy o żadnym odpoczynku. Sezon dopiero się zaczynał, chłopacy musieli zasuwać jak maszyny. Trener rozpisał im plan treningowy na cały tydzień, do następnych zawodów. Z kolei razem z Kacprem mieliśmy nieco wolnego. Przed sezonem nazbieraliśmy masę nowinek, nowych rozwiązań. Horngacher mocno na nas naciskał. Jednak i teraz nie zamierzaliśmy spocząć na laurach. Podczas ćwiczeń skoczków na siłowni spotkaliśmy się w magazynie w celu pełnej kontroli sprzętu i naniesienia jakiś poprawek. Był razem z nami Kamil. Kadra B za 2tygodnie zaczynała sezon Pucharu Kontynentalnego, więc współpraca była jak najbardziej potrzebna.
-Jesteś bardzo blada.-Oznajmił mój były na powitanie.
-Co, nie podobam Ci się?-Spytałam z przekąsem.
-Nie o to chodzi... Wszystko w porządku?
-Tak.-Odpowiedziałam krótko.
-Byłaś u lekarza?-Spytał Kacper.
-Nie ma takiej potrzeby.
-Przecież widzę. A już w Finlandii źle się czułaś. Maciek Cię do niego nie wysłał?
-Ciągle próbował, ale mu się nie udało.
-Może Cię zawieźć?-Spytał Kamil.
-Dajcie spokój.-Wkurzyłam się.-Zajmijmy się robotą!
Obydwoje spojrzeli na siebie wymownie, jednak przestali drążyć temat. Mieliśmy dużo pracy, a chciałam ją jak najszybciej skończyć. Niektórzy skoczkowie zgłosili kilka uwag odnośnie kombinezonu i wiązań, więc musieliśmy to sprawdzić i poprawić. Zajęło nam to sporo czasu, ale w końcu się udało. Gdy już wszystko zrobiliśmy, a sprzęt spakowaliśmy, nagle zakręciło mi się dosyć mocno w głowie. Chłopacy w ostatniej chwili złapali mnie za ręce.
-Dzwoń do lekarza.-Nakazał bratu Kacper.
-Nic mi nie jest.
-Ania, zamknij się.-Zawołał Kamil wybierając numer.
-Zbada Cię, da leki i będzie dobrze.-Pocieszał mnie starszy Skrobot.
-Niestety, lekarz ma wolny termin dopiero za dwa dni. Ale Cię zapisałem.-Oznajmił mój były.
-Wytrzymam. Już mi lepiej.-Uwolniłam się z ich rąk.
-Ale teraz chodź do nas. Mamy stąd rzut beretem, damy Ci wodę i jakieś leki.-Kamil mówił do mnie zatroskanym głosem. Jednak przystanęłam na ich propozycję. Gdy byliśmy w jego aucie, do Kacpra zadzwoniła Magda. Okazało się, że ma być w ich mieszkaniu za 5minut. Spotkaliśmy ją dosłownie wchodząc na klatkę schodową.  Gdy weszliśmy do środka, usiałam na kanapie i przyciągnęłam kolana do brody. Kamil przyniósł mi wodę, a Kacper zaczął robić herbatę.
-Macie może jakiś ibuprom? Brzuch zaczął mnie coś boleć.-Wymamrotałam.
-Jasne.-Kamil przyniósł mi jakąś tabletkę.
-Od kiedy w zasadzie się gorzej czujesz?-Spytała Magda siadając obok mnie.
-Od kilku dni. Jakoś tak tuż przed wyjazdem do Finlandii.
-Może się po prostu przeziębiłaś.
-Może... ale chyba raczej czymś się zatrułam. I to dość solidnie
-A co Ci w zasadzie jest? Jakie dolegliwości?
-Co jakiś czas kręci mi się w głowie, wymiotuję. Czuję się zmęczona. Jeszcze teraz ten brzuch. To przemęczenie.-Wymieniałam beznamiętnie.
-Aaa... nie bolą Cie piersi?-Na jej pytanie aż uniosłam brwi.
-Magda!-Skarcił ją Kacper.
-Pytam poważnie. Bolą?
-Tak trochę. A co?-Miałam już nieco mocniejszy głos.
-Ania, kiedy miałaś ostatnio miesiączkę?-Wtedy spojrzałam na nią przerażona.
-Podaj mi, proszę telefon.-Poprosiłam Kamila, który siedział po mojej drugiej stronie. Jakoś tego nigdy nie liczyłam, ale miałam od tego aplikację. Przełknęłam ślinę.
-Powinnam dostać tydzień temu, ale nie dostałam...-Patrzyłam na nią coraz większymi oczami, a moje serce zaczęło przyspieszać. Zaczynałam rozumieć co ma na myśli, ale nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.
-Dziewczyny, do czego Wy zmierzacie?-Spytał Kacper. Faceci... widać, że nic nie zrozumieli.
-Sorki, że o to spytam...-Jego narzeczona nadal ciągnęła, tym razem spojrzała na mojego byłego.-Kiedy się ze sobą przespaliście?
-Jakieś 3tygodnie temu.-Odpowiedział jej Kamil.-Magda, do czego Ty zmierzasz?
-Myślę, że Ania może być w ciąży. Z Tobą.
-W... w ciąży?-Kamil nie dowierzał.
-A zabezpieczyliście się?-Na jej pytanie łzy napłynęły mi do oczu, jednak próbowałam je powstrzymać.
-Ania zawsze brała pigułki.-Odpowiedział nieco spokojniej, tak jakby odetchnął. Ale na próżno... Wolnym ruchem obróciłam głowę w jego stronę i nią zaprzeczyłam.
-Dwa miesiące temu musiałam je odstawić...-Mówiłam łamanym głosem. Kamil zasłonił wtedy twarz rękoma. Zrobiłam dokładnie tak samo.
-A ja nie miałem gumek... Szlag by to trafił!!! Ale objawy byłyby tak szybko?
-Wiesz... każdy organizm jest inny. Jedne kobiety mają objawy później, niektóre potrafią już coś czuć po tygodniu. A inne jeszcze przez kilka miesięcy potrafią mieć krwawienie, które biorą za okres. A potem okazuje się, że są w ciąży.-Oznajmiła dziewczyna jego brata.
-Więc to możliwe...
-Kochanie, spokojnie.-Magda przysunęła się do mnie i złapała za rękę.-Musisz zrobić test.
-Nie chcę...
-Musisz się dowiedzieć... Poczekajcie tutaj. Pójdę do apteki.
Po tych słowach usłyszałam, jak się ubiera i wychodzi. Cały czas siedziałam otępiała. Nie mogłam być w ciąży. Nie... Kamil przybliżył się do mnie. Spojrzałam na niego zszokowana. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Widać było, że i do niego chyba też nic nie docierało. Jednak przytulił mnie z całej siły. A teraz potrzebowałam wsparcia. Kacper siedział naprzeciwko nas kompletnie się nie odzywając. Jedynie miał kamienną twarz. I dobrze, nie chciałam teraz z nikim rozmawiać. Magda uwinęła się bardzo szybko, po kilku minutach była już z powrotem.
-Chodź...-Złapała mnie za rękę i zaprowadziła do łazienki. Chłopacy poszli za nami, jednak zostali pod drzwiami. Magdę też poprosiłam, by wyszła. Kiedy rozpakowywałam test, ręce drżały mi niemiłosiernie. Przeczytałam dokładnie instrukcję, po czym zaczęłam postępować z nią krok po kroku. Gdy było już po wszystkim bez żadnego słowa otworzyłam drzwi, a sama usiadłam na płytkach pomiędzy sedesem i pralką.
-I co?-Spytał wyraźnie poruszony Kamil.
-Za 5 minut powinien być wynik.-Na moje słowa ukucnął przy mnie i złapał mnie za rękę.-Popatrz jaki paradoks... gdy byliśmy razem, kochaliśmy się bardzo często. A jakoś nigdy nie było podejrzenia o ciążę... A teraz, gdy nie jesteśmy razem...
-Może i byliśmy młodsi, ale za to na pewno mądrzejsi.
-I to zdecydowanie mądrzejsi...-Cały czas mówiłam beznamiętnym tonem.
-Chyba jest już wynik...-Oznajmiła Magda, po czym pokazała nam test. Moje serce stanęło. Przez chwilę nie czułam kompletnie nic. Jednak po chwili poczułam jak łzy coraz bardziej płyną mi po policzku. Dwie kreski.
-Co to oznacza?-Spytał Kamil.
-Według tego testu...-Zaczęła Magda, jednak jej przerwałam.
-Według tego testu będziemy mieli dziecko.-Przyciągnęłam kolana do brody, a twarz ukryłam w dłoniach. Płakałam coraz mocniej.
-Poradzimy sobie.-Poczułam ręce Kamila na swoich nadgarstkach.
-Tak?-Spojrzałam na niego.-Dopiero MAM SKOŃCZYĆ 18 LAT!
-Teraz dużo młodych zostaje matkami...-Wtrącił Kacper. Jednak przestał, gdy zobaczył mój wzrok, którym chciałam go zabić.
-Na pewno Cię z tym nie zostawię.-Kamil patrzył w moje mokre od łez oczy.
-A co ja mam powiedzieć Maćkowi? Wreszcie zaczęło się wszystko po mału układać, a teraz to...
-A on wie, co między Wami zaszło?-Na pytanie Magdy zaprzeczyłam głową.-Ania, test jeszcze nic nie oznacza. Na razie nic mu nie mów, dopóki nie będziesz miała potwierdzenia od lekarza.
-Nic nie oznacza?-Powtórzyłam przez łzy.-Dzisiejsze testy są dużo lepsze, niż kiedyś.
-Ale i tak coś mogło zafałszować wynik. A nawet jeśli to... przecież jest jeszcze jedna opcja.
-Niby jaka. Co, będę przez 9 miesięcy chodzić w worku mając nadzieję, że nie zauważy? A potem powiem ups, coś wypadło?-Zadrwiłam.
-Nie. Aborcja.-Na jej słowa aż się zerwałam na równe nogi.
-Słucham?-Spytałam nie dowierzając.
-Dobrze usłyszałaś. Jeśli nie chcesz tego dziecka, to jest aborcja. Nielegalna, ale da się załatwić.
-Chyba się przesłyszałam. Miałabym zabić własne dziecko?!-Niemal krzyknęłam.-Może jestem lekkomyślna i głupia, ale nigdy tego nie zrobię!-Aż złapałam się za brzuch, jakbym chciała już je bronić.
-Magda, przesadziłaś...-Powiedział Kamil.
-Spokojnie. Ja też tego nie popieram, ale mówię jedynie, że jest przecież taka opcja.-Położyła mi rękę na ramieniu.-Idź do lekarza, dopiero gdy cię w tym potwierdzi myśl o Maćku. Dopóki nie będziesz znała wyniku zachowuj się normalnie.
-Nie wiem, czy potrafię.-Kamil przytulił mnie do siebie, a ja położyłam mu głowę na ramieniu.

______
Tamten rozdział był wyjątkowo krótki, więc już wstawiam nowy 😊
Mam się bać? 😜😜

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XIX

Dzisiaj był jak dla mnie sądny dzień. Wyjeżdżaliśmy na pierwsze zawody Pucharu Świata w tym sezonie. Moje serce łomotało niemiłosiernie. Jeszcze od samego rana czułam się słabo, nawet wylądowałamw toalecie wymiotując. Co za nerwy... Bałam się, co to będzie w samolocie. Na lotnisko w Krakowie-Balicach przyjechaliśmy w godzinach porannych. Wszystkie bilety i przejazd fundował PZN. Nadal nie czułam się najlepiej, ale jakoś wsiadłam na pokład. Miałam miejsca obok Maćka i Piotrka. Jednak Kot widząc mój stan, zamienił się ze mną siedzeniem, ponieważ on miał miejscówkę koło okna. Przytuliłam się do niego i jakimś cudem udało mi się zasnąć. Po ok 2h wylądowaliśmy w Helsinkach, gdzie czekała nas przesiadka na samolot do Kuusamo. Wreszcie po kilku godzinach tułaczki znaleźliśmy się w hotelu w Ruce. Miałam sama pokój. Jak najszybciej się dało umyłam się i położyłam do łóżka.
Od rana znowu nie czułam się najlepiej. Nieco kręciło mi się w głowie, nawet wylądowałam ponownie nad ubikacją. Te nerwy mnie kiedyś zjedzą. Nie dałam rady nawet zjeść kromki chleba, chociaż koniec końców Maciek to na mnie wymusił. Na początku w planie mieliśmy trening na siłowni. Na szczęście razem z Kacprem w tej chwili mieliśmy wolne, więc mój niedoszły szwagier chciał mi pokazać Rukę i Kuusamo. Bardzo chętnie przystanęłam na jego propozycję, akurat poczułam się jakoś lepiej.  Nie da się ukryć, że obie miejscowości były bardzo piękne. W Finlandii panowała kompletna zima. Po ulicach chodziło nawet paru świętych Mikołajów! Nie mogłam nie zrobić chociaż z jednym zdjęcia. Zaraz później Skrobot musiał jechać na skocznię. Za 2h zaczynały się serie treningowe, a następnie kwalifikacje. Ja przyjechałam razem z chłopakami. Na szczęście udało im się pomyślnie zakwalifikować. Wieczorem zjadłam kolację, po czym wybrałam się z Maćkiem na spacer. Czułam się przy nim taka szczęśliwa, chodziliśmy za rękę. Przytuleni. Jednak nasze chodzenie długo nie trwało, musieliśmy się w końcu wyspać. Kolejny dzień nie zaczął się nieco lepiej, niż poprzedni. Nadal czułam się słabo, ale już nie aż tak.  Widocznie mi przechodziło. Dzisiaj był pierwszy dzień zawodów, więc było kupę roboty. Cały czas donosiłam sprzęt Kacprowi. On montował buty, wiązania i narty, ja zajmowałam się resztą stroju. Udało się nieco ponaciągać przepisy, ale nie byliśmy jedyną ekipą, która to robiła. Byleby przejść pomyślnie przez kontrolę.  Chłopacy byli profesjonalistami, przed zawodami skupieni jak nigdy. Latałam od nich do serwismena, i tak w kółko. Pierwszy konkurs skończył się... dziwnie. Byłam bardzo szczęśliwa, Maciek zajął 5miejsce. Natomiast reszta wystąpiła poniżej oczekiwań. W drugim konkursie Kot ponownie był najlepszym z Polaków. Byłam z niego dumna!
-Gratuluję, kochanie!-Powiedziałam całując go, gdy całą grupą poszliśmy na piwo po zawodach. Nie obeszło się też bez analizy nawet w czasie wolnym. Jakby nie umieli żyć bez niczego innego. Do nas dosiedli się też Niemcy. Wszyscy mi się przedstawili, byli bardzo uprzejmi. Maciek natychmiast zaczął rozmawiać z Eisenbichlerem i Wellingerem. Ale już nieraz mi wspominał, że to są jego jedni z najlepszych kolegów z zagranicznych ekip. Wiedziałam, że Kot zna doskonale niemiecki, ale specjalnie dla mnie przeszedł na angielski. Wydawali się bardzo w porządku. Z naszych jako pierwszy wrócił do pokoju Kamil Stoch i Stefan Hula. Jednak i ja czułam, że dlugo już nie wysiedzę.
-Kochanie, źle się czuję. Będę wracać.-Oznajmiłam Maćkowi dalej po angielsku. Nie chciałam być niekulturalna względem jego niemieckich przyjaciół.
-Odprowadzę Cię.-Wstał za mną.
-Nie, zostań.-Przytrzymałam go ręką.-Dawno się nie widzieliście, pogadajcie.
-Na pewno?
-Tak. Dobranoc.-Ucałowałam go, po czym się oddaliłam. W pokoju natychmiast zwinęłam się na łóżku. Było mi słabo, jednak udało się zasnąć...

_________
Wiem, że rozdział bardzo krótki, ale jest 😊niestety, ale miałam ostatnio bardzo dużo obowiązków.
Jednak obiecuję to nadrobić 😊