sobota, 29 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XXIII

Wreszcie nadszedł ten przez wszystkich wyczekiwany moment. Święta Bożego Narodzenia. Magiczny czas, który spędzamy razem z najbliższymi. Mama miała mi za złe, że zamiast jej pomagać, latałam na treningi chłopaków. No cóż, taką mam pracę i nie mogę się ot tak wyrwać, bo trzeba zrobić jedzenie. W tej branży tak się nie da. Jednak ile mogłam, tyle zrobiłam. Czekałam już mocno na święta, bo przynajmniej na godzinkę będę mogła się po prostu położyć i nic nie robić. Najchętniej odpoczęłabym kilka ładnych dni, ale niestety tak się nie dało. Wigilię spędzaliśmy tradycyjnie u babci Krysi. Organizuje ją co roku. I co roku zbiera się na niej cała nasza rodzinka. A jest tego sporo. Kilka wujków, cioć, kuzynów... I już jest pełny dom. Nie wiem, jakim cudem wszyscy mieścimy się przy stole. Ale się da! Jak zwykle atmosfera była niesamowita. A tematem nr 1 były... skoki. Dosłownie każdy je oglądał. A teraz, gdy nasi pięli się w górę to tym bardziej. Aż się uśmiechałam sama do siebie, gdy wszyscy chwalili moich kolegów, zwłaszcza za występy w Lillehammer. Nawet padło, że Kot wreszcie stanął na podium. Aż piałam z dumy. Wtedy babcia wypaliła, że pracuję razem z kadrą A. Wszystkie oczy natychmiast zwróciły się w moją stronę, a sama zostałam zasypana gradem pytań. Głównie jak to zrobiliśmy, że jest póki co tak dobrze. Jednak starałam się studzić wszystkim emocje, by przedwcześnie nie nadmuchiwali balonika. Powiedziałam, że dla skoczków to jest bardzo krępujące i niezbyt komfortowe psychicznie. Udało mi się ich ostudzić, jednak nie na długo. Wtedy Marta (dzięki siostra!) oznajmiła, że nawet chodzę z jednym skoczkiem. Ścięłam ją dosłownie wzrokiem, na co ona dumnie oznajmiła, że jej przyszłym szwagrem jest Maciek, I znowu się zaczęło... Grad pytań i wszelkich opinii. Dosłownie każdy był trenerem. Nawet padło, czy Maciek jest w rzeczywistości też taki nadęty, jak przed kamerami! Myślałam, że ich za to uduszę... Rozumiem, że nieraz pokazywał, że ma bardzo wysokie ambicje, ale by tak od razu nazwali go nadętym? To już przesada. Na szczęście przed kolejną dawką niewygodnych pytań uratował mnie dziadek, który zaczął śpiewać kolędy. Byłam mu okropnie wdzięczna! Miałam już tego dość. Za nim poszli dosłownie wszyscy. Kiedy się rozkręcili, ciocia zaczęła opowiadać jakieś dowcipy. Były tak zabawne, że bolał mnie brzuch od śmiechu. Po godzinie 23 zaczęliśmy się zbierać na pasterkę. Nie ominęliśmy jej odkąd pamiętam, więc i tym razem była wręcz obowiązkowa. Na pierwszy dzień świąt cała ekipa zjechała się do nas. Z mamą i siostrą podałyśmy masę potraw na obiad, natomiast ojciec zajął się alkoholem. Jakoś niespecjalnie chciało mi się pić, chociaż każdy nalegał, bo przecież wypiję po raz pierwszy w życiu, nie licząc mojej osiemnastki... Ta, pierwszy. Zdziwiliby się. Jednak udało mi się wkręcić jako kierowca wujka, dzięki czemu miałam wymówkę. Obiad trwał i trwał, a wszyscy byli coraz bardziej pijani. Kiedy myślałam, że w święta uda mi się choć godzinkę poleżeć i nic nie robić, to byłam w dużym błędzie. Teraz byłam tego pewna, że nie będę miała na to nawet minuty. Zwłaszcza, że na drugi dzień był konkurs świąteczny Mistrzostw Polski. Kto wymyślił dla nich taki termin? Myślą, że zawodnicy i sztaby nie mają swojego życia, że nie mają z kim spędzać tego okresu? I dziwię się kibicom, że wtedy im się chce przychodzić. No, chyba że chodzi o tak zwane hot fanki... Jak zwykle na skoczni byłam dużo wcześniej, niż skoczkowie. Przyjeżdżałam razem z serwisem, by wszystkiego dopilnować. Tak się mówi, że to aż 3 godziny przed serią próbną. A ten czas tak naprawdę mija bardzo szybko i ciągle w biegu. Po pewnym czasie zaczęli zbierać się kibicie, dziennikarze. Dzisiaj miałam również wyjątkowych gości. Załatwiłam akredytacje fis family dla moich rodziców i Marty. Już widziałam, jacy są podekscytowani, w końcu to fani numer 1. Stałam akurat na zewnątrz i rozmawiałam z serwisantami na temat butów Krzyśka Miętusa, gdy do nas podeszli.
-Dzień dobry!-Zawołał starszy Skrobot.
-Ooo, dzień dobry Kacper!-Zawołał mój ojciec, po czym uścisnęli sobie ręce. Zawsze się lubili.
-Witam.-Powiedział Kamil, po czym również wyciągnął kończynę w jego kierunku.
-Wybacz, ale nie mogę uścisnąć Ci dłoni po tym wszystkim.-Odrzekł cierpko mój ojciec. Kamil spuścił smutno wzrok.
-Tato!-Skarciłam go.-Jest wszystko ok!
-Może i tak.-Wtrąciła sucho mama. Nie dziwiłam im się, wiedzieli dlaczego się rozstaliśmy. Ale i tak podeszli do tego zbyt surowo. Po takim przywitaniu bracia oddalili się, a ja zostałam z rodzicami. Jednak nie byliśmy długo sami. Nagle ktoś mnie od tyłu pocałował w policzek, a ja od razu się uśmiechnęłam.
-Witam państwa.-Powiedział Kot i uścisnął sobie dłoń z moim ojcem.
-Dzień dobry, Maćku!-Zawołała moja mama.
-Mam nadzieję, że się państwu podoba nasze miejsce pracy.-Zaśmiał się, po czym objął mnie od tyłu w pasie.
-Póki co bardzo fajnie! Kiedy zaczniecie skakać?
-Już niedługo. Jeszcze zaraz będę musiał wrócić, by się dalej rozgrzewać.
-No tak, nie można narażać się na kontuzję.
-Zgadza się. O właśnie..-Nagle odwrócił się w kierunku mężczyzny, który szedł obok, po czym go zgarnął do nas.-Chciałbym Państwu przedstawić mojego ojca, Rafała. Tato, to są rodzice Ani.
-Bardzo miło mi Państwa poznać!-Zawołał Kot senior. Zauważyłam, że wytworzyła się pomiędzy nimi nić porozumienia. Wtedy ja i Maciek musieliśmy wracać do pracy. Ale widziałam, że oni cały czas rozmawiają. Ucieszyło mnie to. Zaraz zaczynały się zawody. Nieco się nimi denerwowałam, w końcu nasi chłopcy rywalizowali między sobą. Nie mogłam nie podejść do Kota, by mu życzyć powodzenia. Kiedy tylko go widziałam, mój humor poprawiał się w 5 sekund. Byłam w nim po uszy zakochana. Cały czas trzymałam za niego kciuki. Dzisiaj z powodu przeziębienia odpadł mu jeden z rywali, Kamil Stoch. Ale to dobrze, głównie pod kątem zbliżającego się Turnieju Czterech Skoczni. Tym samym Mistrzem Polski został Piotr Żyła. Srebrny medal przypadł Dawidowi Kubackiemu. A brąz wywalczył nie kto inny, a Kocurek. Od razu podleciałam, by mu pogratulować. Nie był zadowolony z tego konkursu, zwłaszcza że w pierwszej serii skoczył słabo. W drugiej musiał odrabiać, ale dzięki wspaniałemu skokowi udało mu się przesunąć z 9 miejsca na podium. Jak tu nie być z niego dumną? Od razu po dekoracji przylecieli do niego wszelcy dziennikarze, jednak i tak udało się do niego dojść moim rodzicom.
-Maćku, gratulacje!-Poklepał go mój ojciec.
-Dziękuję bardzo!
-Nie zawracamy Ci głowy, do zobaczenia wieczorem.
-Jak to, wieczorem?-Spytałam zdziwiona.
-A to nie wiecie? Państwo Kot zaprosili nas wszystkich do siebie.-Mówiła zadowolona mama. Nieźle, zapowiadało się ciekawie.
Maciek poleciał wtedy przebrać się i na konferencję prasową. Jak dobrze, że nie byłam serwisantką, dzięki czemu nie musiałam dłużej zostawać na skoczni. Na szczęście Kot miał w aucie jakieś moje inne ubranie, dzięki czemu mogłam zdjąć ciuchy kadrowe. Wiedziałam, że po zawodach wspólnie spędzimy czas, więc zabrałam je ze sobą. Wzięłam z rzeczy Kota klucze do białego subaru i szybko poszłam się tam przebrać. Od razu poczekałam tam na niego. Kiedy skończyła się konferencja, dołączył do mnie. Rodzice pokrzyżowali nam nieco plany, musieliśmy jechać do domu Maćka. Kiedy tam przybyliśmy, było wesoło. Maciek poleciał na górę ubrać coś bardziej eleganckiego, natomiast ja udałam się w kierunku salonu. Usiadłam koło mojej siostry, po czym zajęłam obok siebie miejsce dla mojego chłopaka. Przy stola był również Kuba ze swoją żoną Asią. Jak się okazało, dwa dni wcześniej w trakcie Wigilii obydwoje oznajmili, że zostaną rodzicami. Cudowna wiadomość. Chwilę później dołączył do nas Maciek, który ubrał się w jasno niebieską koszulę. Wyglądał cudownie. Jego ojciec od razu postawił nam pod nosem kieliszki. Nadal nie chciało mi się pić, ale tym razem nie miałam wyboru. Maćkowi też to średnio pasowało. Ale, gdy obydwoje usłyszeliśmy, że ,,jak to, nie napijemy się z przyszłymi teściami", musieliśmy się na to zgodzić.
-Powiem Ci Aniu, że bardzo się cieszę, że jesteś z moim synem.-Powiedziała jego mama.
-Dziękuję bardzo.-Speszyłam się.
-Naprawdę. Jego byłej dziewczyny, Agnieszki kompletnie nie lubiłam. Niby była miła, ale taka fałszywa się wydawała. I potem go zdradziła.
-Mamo...-Powiedział zniecierpliwiony Maciek. Jednak nasi rodzice zdawali się kompletnie nie przejmować nami.
-To ja byłego chłopaka naszej córki, lubiłam, Zwłaszcza, że to syn mojej przyjaciółki. A zrobił dokładnie to samo.-Wtrąciła się moja rodzicielka. Mogłam jedynie wywrócić oczami.
-Aż dzisiaj nie chciałem z nim uścisnąć dłoni.
-Dzisiaj? To z kim wcześniej była Ania?-Spytał ojciec Maćka.
-Kamil Skrobot.
-Naprawdę?-Wydawał się w szoku.-Bardzo go lubię i bym się nie spodziewał czegoś takiego.
-Byliby dobrą parą z tą dziewczyną, co zdradziła Waszego syna!-Zawołała moja mama śmiejąc się. W tej chwili Kuba patrzył na naszą dwójkę współczująco. I dobrze, sama sobie w tej chwili współczułam. Cały czas po zjedzeniu trzymaliśmy się z Maćkiem pod stołem za ręce. I obydwoje nie wierzyliśmy w to, co słyszeliśmy. A nasi rodzice widocznie się przy tym bardzo dobrze bawili. Po temacie naszych byłych nie mogli się powstrzymać, by nie poopowiadać jakiś szczegółów z naszego dzieciństwa. I to niekoniecznie tych najmniej wstydliwych...
-Maciek wraz z Kubą byli kiedyś wręcz wpatrzeni w japońskiego skoczka Kazuyoshi Funakiego. I kiedy w końcu zobaczyli go po raz pierwszy na żywo, obydwoje z wrażenie nasiusiali w majteczki.-Opowiadała jego mama. Wszyscy zalewali się ze śmiechu. A Kot w tej chwili ścisnął moją rękę aż do bólu.
-Nasza Ania natomiast bardzo lubiła udawać ruchy Shakiry. I kiedyś tak się zapomniała w jakimś sklepie, że zarejestrowały to kamery i pokazały w całym supermarkecie!-Zawołała moja mama.
-Z tej racji musisz mi kiedyś tak zatańczyć..-Wyszeptał mi do ucha Maciek, a ja zrobiłam się cała czerwona.
Obiad u Kotów przeciągnął się na kilka ładnych godzin. Byłam bardzo zmęczona, ale co tu nie mówić, wszystko się udało. Nasi rodzice się polubili. Nie licząc tego, że połowa tego czasu zleciała na rozmowach o naszym dzieciństwie, to ogólnie był to bardzo miło spędzony czas. I śmieszny!
Kilka dni później wyjeżdżaliśmy na Turniej Czterech Skoczni. Najbardziej prestiżowy turniej w świece skoków. I z najdłuższą tradycją. Wszyscy czuli to podekscytowanie. Pierwszy konkurs wygrał Stefan Kraft, przed Kamilem i Michaelem Hayboeckiem. Dzień później był Sylwester. Nie mogliśmy go jakoś szczególnie świętować. Całą ekipą zebraliśmy się w hotelowym bufecie, by wypić po kieliszku szampana i złożyć sobie życzenia. Po oficjalnej części udaliśmy się z Maćkiem do naszego pokoju. Tak, naszego. Regularnie dzieliłam go z nim, ewentualnie z Kacprem. Nie marudziłam, nie przeszkadzało mi to kompletnie. Chociaż reszta ekipy śmiała się, że to nie jest fair, bo oni nie mogą w tym czasie być ze swoimi bliskimi. No cóż, nam się to udało. W pokoju złożyliśmy sobie życzenia, po czym wylądowaliśmy po raz pierwszy w łóżku. Było mi z nim jak w niebie.
Na drugi dzień odbywał się konkurs noworoczny w Ga-Pa. Wygrał go Daniel Andre Tande, przed naszym Kamilem i trzecim Stefanem Kraftem. Walka o wygraną w Turnieju robiła się coraz ciekawsza. Zwłaszcza, że w Innsbrucku zawiodła pogoda. Jednak ponownie wygrał Daniel, ale przed Robertem Johannsonem i Ewgenijem Klimovem. Nie licząc pierwszego miejsca, reszta podium była ewidentnie losowa. I oto przyszła kolej na ostatnie starcie. Bischofshofen. Kamil nie tracił jakoś dużo do Daniela. Ale to było niemożliwe, by młody Norweg zepsuł być może i jedyną swoją szansę w wygraniu Turnieju. Jednak to, co się tam działo przeszło wszelkie granice. W pierwszej serii był sklasyfikowany wysoko, jednak coś się stało w drugiej i... Daniel dosłownie spadł na bulę. Wszyscy, dosłownie wszyscy byli w szoku. Kamil wygrał i konkurs i tym samym Turniej Czterech Skoczni. To było niesamowite. Na drugim miejscu uplasował się Piotrek Żyła. Daniel spadł na trzecie miejsce, nieznacznie wyprzedzając... czwartego Maćka. Normalnie, popłakałam się ze szczęścia. Wpadliśmy sobie w ramiona z Kacprem, nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Kiedy nasza czwórka wyszła na skocznię, pękałam z dumy. To był nasz cudowny sukces. Sukces nowego sztabu. wreszcie byliśmy potęgą drużynową w skokach.

4 komentarze:

  1. Rodzinka, jak rodzinka typowe zachowanie. Prawie zawsze nas wpędzają w zakłopotnaie. Kiedy czytałam o Turnieju 4 Skoczni prawie płakałam. Wróciły wspomnienia. Szczęście, płacz, rozgoryczenie. Sport jest piękny, a w szczególności skoki <3 Nie zapominam też o tym, że park ewidentnie się do siebie zbliżyła (uhuhu). Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rodzice zawsze potrafia wstydu narobic :-). Ale za to ich kochamy!. Fajnie, ze ich rodzice sie polubili, to tez jest wazne!. No I ten wspanialy turbiej, ktory na dlugo pozostanie w mojej pamieci....

    OdpowiedzUsuń
  3. http://snowflakes-clung-to-his-mouth.blogspot.com/2017/04/17-pocaunkami-zamykac-powieki.html

    Zapraszam na kolejną część. Miłego czytania!

    OdpowiedzUsuń