poniedziałek, 24 lipca 2017

ROZDZIAŁ XXVIII

-Kochanie, obudź się! Czas wstawać!-Usłyszałam wołanie nad sobą.
-Która godzina?-Wymamrotałam.
-Już trzecia!-Maciek powiedział mi do ucha.
-Czy Ciebie pogięło?!-Oburzona próbowałam go przegonić ręką. Nadal nie otwierałam oczu.
-Chyba zapomniałaś, że dzisiaj wyjeżdżamy? Japonia czeka!
-Ooo Matko... To już dzisiaj...-Wreszcie postanowiłam na niego spojrzeć.
-Chodź, niedługo musimy jechać do Krakowa.-Pocałował mnie w policzek.
-Wiem, wiem... już się ruszam...-Ostatnie słowa wypowiedziałam bez jakiegokolwiek przekonania. To było wręcz niewykonalne! Kto normalny wstaje w nocy? Chyba tylko sportowcy i ich sztaby. Więc dotyczyło to i nas. Nie chciało mi się kompletnie jeść. Kupię coś już na lotnisku. Maciek z kolei natychmiast poleciał do kuchni. Z niego jest wieczny głodomor. W tym samym czasie udałam się do łazienki, aby wziąć kąpiel. Ciągle starałam się być cicho. Nie mogłam obudzić państwa Kot o takiej porze! Wszystkie ruchy miałam bardzo powolne. Tak to jest, gdy się wstaje niewyspanym. Na szczęście miałam na to całą drogę do Japonii, umiałam zasypiać w samolocie. Chociaż w przypadku podróży do tego kraju będzie to trochę inne. W końcu nastąpi zmiana strefy czasowej, a musimy być tam wypoczęci. Na szczęście będzie ze mną Maciek, który da mi na pewno kilka wskazówek na ten temat. Aby wszystko było ok lecieliśmy trochę wcześniej, niż na wcześniejsze zawody w Europie. Po ogarnięciu się wzięliśmy nasze bagaże i udaliśmy się do białego subaru. Najchętniej zasnęłabym już teraz, ale musiałam coś mówić, aby mój chłopak nie zasnął za kierownicą. Zakopianka jak zwykle nie była drogą szybką do przebycia. Co prawda do Krakowa i tak nie było blisko, ale jazda zajęła nam 2,5h. Samochód zostawiliśmy pod blokiem cioci Maćka, która mieszkała nieopodal Balic. Nie chcieliśmy już się bawić w autobusy, więc wezwaliśmy taxi. Na miejscu było już kilka osób, na resztę czekaliśmy dosłownie chwilę. Najpierw mieliśmy lot do Frankfurtu, następnie do jakiegoś miejsca, którego nawet nie umiałam wymienić. Dopiero stamtąd lecieliśmy do Sapporo. Czekała nas wielogodzinna podróż... Ah, nie mogłam się doczekać. Zaraz po starcie zasnęłam z głową na ramieniu Maćka. Był cudowny, że mi na to pozwalał, chociaż doskonale wiedziałam, że zapewne nie jest to dla niego zbyt wygodne. Droga do Niemiec nie zajęła nam dużo czasu. Gorzej było z drugim etapem. Spędziliśmy kilka ładnych godzin na lotnisku we Frankfurcie. Było tam dużo ludzi, więc nie było jak rozłożyć się na kilku krzesłach w poczekalni. Z pomocą przyszedł mój ukochany Kociak, pozwalając mi położyć się na swoich kolanach. Nie było to wygodne, ale zawsze coś. Wkrótce weszliśmy do samolotu, który leciał ładnych 12 godzin. Na następnym lotnisku czekaliśmy godzinę na lot do Sapporo. Nasz hotel znajdował się w centrum, niedaleko skoczni. Okazało się, że dostałam pokój w pojedynkę. Może to i lepiej. Maciek dzielił go z nikim innym jak z Piotrkiem. Natychmiast rzuciłam swoje bagaże i poszłam pod prysznic. Po niemal 40h w samolocie czułam, że śmierdzę potem na kilometr. Po długiej kąpieli nie marzyłam o niczym innym, jak o spaniu. Na szczęście w Japonii był już późny wieczór, więc idealna pora. Zasnęłam niemal natychmiast. Rano obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Proszę.-Odpowiedziałam nieprzytomnym głosem.
-Śpisz jeszcze?-W drzwiach zobaczyłam Maćka.
-W nocy się śpi.-Odrzekłam oschle, chowając twarz w poduszki.
-Kochanie, trener już kazał przyjść i Ciebie obudzić.-Wskoczył mi do łóżka.
-Kolejny, który mnie terroryzuje.
-Kolejny? To kto jeszcze?
-TY!-Zaśmiałam się przyciągając go do swoich ust.-Serio nas wzywa? Trening pierwszego dnia miał być odpuszczony...
-Szczerze? Nie. Chciałem mieć pretekst, by Cię obudzić.
-Wiesz, że mogłeś to zrobić w inny sposób...-Zaniżyłam głos.
-Trzeba się rozwijać, a nie wiecznie tak samo.-Jeszcze bardziej się do mnie przybliżył.
-Ty mi się tam nigdy nie znudzisz.-Odpowiedziałam, po czym wpiłam się w jego wargi i zdjęłam mu koszulkę.

-Ania, jesteś już gotowa?-Usłyszałam wołanie Maćka.
-Tak, już idę!-Zabrałam tylko torebkę i wyszłam z pokoju. Na zewnątrz czekał już na mnie Kot.
-Wczoraj cały dzień się byczyliśmy, ale dzisiaj już musisz poznać japońską kulturę!
-Jeszcze nigdy tutaj nie byłam! Idziemy sami?
-Pieterowi zachciało się do nas przyłączyć. Nie masz nic przeciwko?
-Jasne, że nie!
Chwilę później znaleźliśmy się pod ich pokojem, gdzie dołączył do nas Żyła. Dojście do centrum nie zajęło nam dużo czasu. Byliśmy bardzo blisko. Na pierwszy rzut oka było widać, że to duże miasto. W centrum znajdował się park, co troszkę mnie zaskoczyło. W Polsce o mówi się zazwyczaj, że Japonia to owszem kraj kwitnącej wiśni, jednak z tzw. "betonowymi" miastami. To był duży plus! Miałam wrażenie, że jesteśmy tutaj wręcz wielkoludami. Tubylcy wydawali się tacy malutcy! I jednocześnie mili. Niemal każdy się do nas uśmiechał, zwłaszcza w sklepach. Nie mogłam wyjechać stąd z jakimiś pamiątkami dla rodziców, Marty i Kasi. Na obiad wybraliśmy się na sushi. Byłam cholernie ciekawa jak bardzo różni się od tego w Polsce. Co chwilę podpływały do nas nasze talerzyki. Smak był wyborny, u nas aż tak dobrych na pewno nie robią. Na sam koniec dnia chłopacy postanowili pokazać mi jedną z buddyjskich świątyń. Zarówno na zewnątrz jak i w środku była bogato zdobiona, a wszędzie dało się zauważyć wielką postać Buddy. Kiedy wróciliśmy do hotelu udałam się z chłopakami do ich pokoju. Byłam zmęczona, ale bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia. Opadłam na łóżko i przytuliłam się do Maćka.
-Ej, chodźcie tutaj!-Usłyszeliśmy po chwili głos Pietera z łazienki.
-Co się dzieje?-Spytałam wchodząc do środka.
-W sumie Maciek mi bardziej pomoże... Słuchaj, pamiętasz który to przycisk było do podgrzania kibelka?
-Boże, Piotrek...-Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym litości.
-Żyła... nie jesteś tutaj pierwszy raz... I za każdym razem prosisz o to samo!-Kot wywrócił oczami.-Przyciskasz tutaj, a potem regulujesz.
-Aaa faktycznie! Dobra, dzięki! A teraz uciekajcie, muszę się wysrać hehe.
-Czy on kiedykolwiek dojrzeje?-Oparłam się czołem o ramię swojego chłopaka po tym, jak wyszliśmy z łazienki.
-Obawiam się, że jest już za późno.-Poklepał mnie po plecach.
-AAAAAA!!-Nagle usłyszeliśmy krzyk.
-Co się stało??!!!-Kot wbiegł z powrotem. Stanęłam tuż za nim.
-Niechcący ustawiłem sobie na najwyższą temperaturę i przypaliłem sobie dupę...-Piotrek mówił tak, jakby chciał i się śmiać i płakać.
-Nie wierzę...-Wyszłam kręcąc głową.
-Posmaruj ją sobie kremem.-Maciek nie wyrabiał ze śmiechu.
-Pomyłka. On nie dojrzeje. On się cofa w rozwoju.-Schowałam twarz w dłonie.

Następne dni nie były już tak ulgowe, jak te pierwsze. Ciągłe treningi, jednak dalej przeplatane z wolnym czasem. Razem z resztą chłopaków przepełnialiśmy je różnymi grami, lub przyjmowałam Maćka osobiście w swoim pokoiku :) . Trzy dni później miały się odbyć pierwsze zawody. Seria próbna wskazywała na to, że po raz trzeci z rzędu wygra Stefan Kraft. Austriak wygrał już dublet w Willingen, teraz szedł po to samo w Sapporo. W serii próbnej najlepszym z naszych był Maciek, który zajął trzecie miejsce. Zaraz po skoku narzekał, że popełnił jakiś błąd przy progu. Eh, wiecznie niezadowolony! Na pierwszą serię szedł wyjątkowo skupiony. Ale widziałam, że jest mocny. Wierzyłam w niego. Z Kacprem mieliśmy masę roboty, ale nie mogłam odpuścić jego skoku. Nieźle się wybił, po czym... 139 metrów! Pięknie! Zwłaszcza, że w klasyfikacji po pierwszej serii prowadził! Kiedy ponownie siedział na belce, moje serce waliło jak dzwon. Myślałam, że odejdę na zawał. 138 metrów. Piękny wynik, lepiej niż Peter Prevc. Jednak Maciek miał lepsze warunki. To czekanie na wynik mnie wykończy.... PIERWSZY !!! RAZEM Z PETEREM !!! Boże, nie mogłam w to uwierzyć... Wreszcie mu się udało! Tyle na to czekał, kilku Polaków przed nim już wygrało zawody Pucharu Świata, a to on ciągle był uważany za wicelidera kadry. Widziałam, że to go nurtuje. Jego ambicja była bardzo wysoka. I wreszcie się udało. Kiedy stał na podium, a dla niego grano ,,Mazurka Dąbrowskiego", popłakałam się. Jednak udało mi się nagrać ten moment telefonem. Mój chłopak musiał to później zobaczyć. Zaraz gdy zszedł z pudła, wpadłam mu w ramiona. Jak mogłabym mu nie pogratulować? Nie trwało to jednak zbyt długo, Maciek miał teraz masę zobowiązań. Ale kazałam mu przyjść w nocy do mnie, musieliśmy chociaż trochę poświętować. Na drugi dzień odbyły się kolejne zawody. W takiej sytuacji denerwowałam się jeszcze mocniej. Chociaż widziałam, że z Maćka spadł jakiś kamień. Pewnie już wystarczająco czuł tę presję, że nie wygrywał. Nie dość, że media go cisnęły, to jeszcze sam nie był dla siebie łagodny. Kwalifikacje do drugiego konkursu wygrał Dawid. Jednak popis dał ponownie mój Maciek! Co prawda nie musiał się kwalifikować, ale i tak skakał. I to jak!! Nowy rekord skoczni! Coś pięknego. Po pierwszej serii zawodów prowadził Andreas Wellinger, tuż przed Kamilem Stochem i Kotem. Jednak tym razem wiatr pokręcił losem tego konkursu. Ostatecznie mieliśmy i tym razem powody do zadowolenia. Wygrał Kamil! Niestety, Maciek wypadł tuż za podium. Chodził później cały na siebie zły. Na następny dzień ruszyliśmy w drogę do Korei. Kolejny azjatycki kraj, który zobaczę! Tym razem czekała nas próba przedolimpijska. Bardzo ważna próba. Chłopacy się bardzo ekscytowali tym, że poznają nowe miejsca. Kwalifikacje do pierwszego konkursu wygrał... Janek Ziobro. Ale to w sumie nie miało znaczenia. W pierwszych zawodach triumfował Stefan Kraft, trzecie miejsce przypadło naszemu Kamilowi. Niestety, Maćkowi tym razem nie wyszło po jego myśli i ostatecznie zajął 7 miejsce. Pojawiła się ta sportowa złość, ale to dobrze. Miałam wrażenie, że to go zawsze jeszcze bardziej motywowało do ciężkiej pracy. Chociaż i tak już hardo pracował. Tym razem zawody zostały przeniesione na skocznię normalną. Wiatr uniemożliwił start na skoczni dużej. Może jest to i mniej atrakcyjne dla widzów, jednak przynajmniej umożliwia odbycie się zawodów. Po pierwszej serii prowadził Peter Prevc. Moje kochanie uplasowało się na 4 miejscu, 3 punkty za Słoweńcem. Jeszcze nic nie było stracone, chociaż Kot chodził wkurzony. Dlatego w przerwie poszłam do niego, aby go spróbować zmotywować. Generalnie nie powinnam tego robić, aby go nie rozproszyć. Ale jak mam nic nie robić, gdy widzę swojego partnera w takim stanie? I chyba pomogło. Maciek skoczył bardzo dobrze i... wygrał!! Mojemu szczęściu nie było końca. Ponownie płakałam ze szczęścia.
-Kochanie, jeszcze raz gratulacje!!-Zawołałam siedząc w pubie razem z resztą kadry. My też musimy się czasami rozerwać i świętować.
-To Ty mnie zmotywowałaś!-Odpowiedział radośnie.
-Mam jeszcze jedne dobre wiadomości!-Oznajmiłam.
-Mów!
-Dzwoniła do mnie mama. Odbyła się kolejna rozprawa. Alana skazano za gwałt na Marcie. Niestety, dostał tylko 5 lat. Ale to zawsze coś.
-Dzisiaj jest cudowny dzień!-Ucałował mnie w usta.

5 komentarzy:

  1. Japonia! Zawsze marzyłam, żeby zobaczyć ten malowniczy kraj. Szczególnie teraz kiedy słyszy się o "betonowaniu" kultury. A jak wiadomo ta wschodnia jest naprawdę bogata. Szkoda Maćka, że zaraz za podium ale może to go zmotywuje. No relacje między naszymi bohaterami układają się naprawdę dobrze i niech tak pozostanie!

    Ps. Przepraszam za moją abstynencję. Obiecuję poprawę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wracam po dluuuuugiejjjj przerwie. Zapraszam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na kolejny rozdział 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Porzuciłas bloga? Czy to tylko skutek braku czasu? :-*

    OdpowiedzUsuń