czwartek, 13 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ XXI

Trzy dni później spotkaliśmy się pod budynkiem COSu. Mieliśmy stamtąd wyjechać na kolejne zawody Pucharu Świata. Następnym przystankiem było niemieckie Klingenthal. Wszyscy stawili się punktualnie o godzinie 9. Maciek natychmiast do mnie podleciał. Gdy go widziałam od razu czułam ogromne poczucie winy. Starałam się zachowywać normalne, jednak i on widział, że coś jest nie tak. Tłumaczyłam wszystko złym samopoczuciem, co w sumie było prawdą. Wszystkie symptomy nadal się mnie trzymały. Niestety. Już mi sto razy kazał iść do lekarza. I zamierzałam to zrobić. Jednak odwołałam wizytę, na którą umówił mnie kilka dni temu Kamil. W końcu teraz nie potrzebowałam internisty, a ginekologa. Już się zapisałam do kobietki, zaraz po powrocie do kraju. Powiedziałam Kotowi, że tego dnia idę się zbadać. Jeżeli potwierdzi ciążę, czego się spodziewałam, będę musiała mu przecież o tym powiedzieć. Był na mnie zły, że dopiero teraz się zdecydowałam na zbadanie, ale i zarazem się cieszył. Uważał, że to on mnie do tego namówił. I dobrze, niech będzie szczęśliwy. Chociaż jeszcze te kilka dni. Jednak nie umiałam mu prawić jakiś czułości, zbyt było mi go szkoda. Co prawda odwzajemniałam jego buziaki i przytulenia, jednak bardzo szybko je przerywałam. Nie inaczej było też tym razem.
-Cześć, kochanie.-Pocałował mnie na powitanie.
-Cześć.-Szybko przerwałam i jakoś tak mimowolnie spojrzałam smutnym wzrokiem na Kacpra. Zauważyłam, że mi się przygląda. A jego mina? Jego mina pokazywała tak, jakby współczucie. On mi współczuł? Powinien chyba być wkurzony,  że pomimo tego, że prawdopodobnie zaszłam w ciążę z jego bratem, to jestem w związku z innym facetem. Przez jego spojrzenie moje poczucie winy jeszcze bardziej się pogłębiło, przez co aż spuściłam głowę. Chyba wiedział, że nie czuję się w swojej sytuacji najlepiej. Zresztą, chyba nikt by się nie czuł komfortowo. Biłam się ciągle z myślami, co mam zrobić jeśli rzeczywiście spodziewam się dziecka. Jedno było pewne. Nie zamierzałam ograniczać Kamilowi z nim kontaktu. Bądź co bądź, był jego ojcem. A nie chciałam oszukiwać własnego dziecka. Od dawna wiedziałam, że Skrobot na pewno byłby dobrym tatą. Może i zawiódł jako partner, ale miał chrześniaka i w ogóle częsty kontakt z maluchami, które zresztą lubił. Więc swoje tym bardziej bardzo mocno by pokochał. Jedynie to, że dziecko wychowywaliby rodzice, którzy nie są razem. Tego też byłam pewna. Ale myślę, że i w takiej sytuacji zrobilibyśmy wszystko, aby nasze maleństwo było szczęśliwe. Tylko co z Maćkiem? Nie chciałam go tracić. Ale jeżeli mnie wtedy rzuci, to nie mogłabym mieć o to do niego pretensji. Już od dawna coś między nami iskrzyło. Co prawda, długo nic konkretnego się nie zdarzyło, a on ciągle mnie odrzucał, ale jednak cały czas mieliśmy się ku sobie. Zakochiwałam się w nim, a pomimo tego wylądowałam w łóżku z Kamilem. Byłam taka mądra, to teraz mam za swoje... Rzadko kiedy facet chciał być z kobietą, która miała dziecko. A co dopiero, gdy się go właśnie spodziewała. Nagle podszedł do nas Stefan i poprosił, abyśmy wszyscy przenieśli sprzęt do busa. Chwyciłam za dwa kombinezony, które zaraz zostały mi wyrwane z rąk przez Kacpra.
-Ty lepiej nie dźwigaj.-Powiedział szeptem, lekko się przy tym uśmiechając.
-Kacper...-Zawołałam za nim, po czym się upewniłam, że nie ma nikogo zbyt blisko nas.-Proszę Cię... Nie mów nikomu o... no wiesz o czym...
-Jasne.-Poklepał mnie po ramieniu.
-Zwłaszcza Maćkowi...-Szeptałam dalej.
-Kochasz go?
-Tak.-Odpowiedziałam bez zastanowienia.
-Przykro mi, że mój brat poraz kolejny pieprzy Ci życie.-Myślałam, że się przesłyszałam. To on był po mojej stronie, nawet w aktualnej sytuacji? Byłam tym bardzo zdziwiona.
-Nie, nie. Tym razem mi nie pieprzy życia. Sam nie zrobił mi dziecka.
 Do tanga trzeba dwojga. A przecież mnie do tego i nie zmusił.-Spojrzałam na niego smutno.
-Wiem. Ale myślałem, że może myślisz nieco inaczej. Ale cieszę się, że właśnie tak na to patrzysz.-Przytulił mnie gdy jeszcze nikogo nie było, uśmiechnął się do mnie po czym odszedł z kombinezonami do busa.
Strasznie bałam się tej podróży. Miała trwać ok 7h, a w każdej chwili mogłam się źle poczuć. Jechałam razem z Maćkiem, Piotrkiem, Jankiem, Kacprem, Dawidem i Kamilem Stochem. O dziwo, pomimo głośnego zachowania chłopaków, zasnęłam jak zabita. Ostatnim czasem spałam bardzo dużo godzin. Kot obudził mnie, gdy byliśmy na miejscu. Niemcy zakwaterowali nas w bardzo ładnym hotelu. O dziwo, nie dostałam samotnego pokoju. Tym razem dzieliłam go z Kacprem. Nie miałam nic przeciwko niemu, ale w innych okolicznościach błagałabym o mieszkanie z Maćkiem. Jednak teraz to było najlepsze z możliwych rozwiązań. Przynajmniej nie musiałam nic udawać. Widziałam, że martwił się o mnie. Razem ze wszystkimi zeszliśmy na kolację. Kot od razu zaproponował mi jakiś spacer, randkę. Ale marzyłam jedynie o położeniu się w łóżku. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak mnie bolał taki mój stosunek do niego. Zdawałam sobie sprawę, że ranię go robiąc dystans. Tyle, że czułam do siebie obrzydzenie tym, że mogę mu zrobić za kilka dni krzywdę, choć tego nie chciałam. Dlatego też poprosiłam, by nie przychodził dzisiaj do mnie. Nie zgodził się, bardzo się martwił i chciał się mną zaopiekować. Ale oznajmiłam mu, że zamierzam od razu iść spać. Po powrocie do pokoju od razu poszłam pod prysznic. Gorąca woda była cudowna. Nawet nie wiem, czy taką kąpiel zalecano kobietom w ciąży, ale tego potrzebowałam. Kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam, że wrócił już Kacper. Chciał od razu ze mną pogadać o tym, że nieco oszukamy trenerów i on przejmie część moich obowiązków. Oczywiście nie zgodziłam się na tę propozycję, ale nie chciał o tym słyszeć. Chyba nie miałam wyboru.
Na drugi dzień czekało nas masę pracy. Kwalifikacje. Wszystko wyglądało tak, jak w Ruce. Naszym udało się zakwalifikować w składzie 6-cio osobowym. Więc na wieczór potrzebna jest jakaś regeneracja. W sobotę miał się odbyć pierwszy w sezonie konkurs drużynowy. Nie odczuwaliśmy jakiś większych nerwów, zachowaliśmy pełną profeskę. A konkurs wypadł wręcz cudownie! Gdy Maciek wylądował po swoim drugim skoku, wraz z Kacprem i Łukaszem wpadliśmy w euforię. Pierwsza drużynowa wygrana w historii! Coś niesamowitego! Wtedy poczuliśmy te ogromne emocje. Nie mogłam nie pogratulować mojemu chłopakowi. Wpadłam w jego ramiona i ucałowałam najmocniej, jak potrafiłam. Byłam z niego taka dumna! Nie było jednak teraz czasu na przytulania, chłopacy szybko się ubrali, po czym powędrowali na podium. Trener zawołał cały sztab i poszliśmy razem za nimi. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy został rozegrany ,,Mazurek Dąbrowskiego". Maciek cały czas się na mnie patrzył. Wieczorem nie było czasu na żadne świętowania. Zawodnicy musieli zregenerować siły na jutrzejszy konkurs indywidualny. Wszyscy padliśmy. Na drugi dzień starałam się być nieco w cieniu. Jednak już z rana w pokoju mi się to kompletnie nie udało.
-Wszystkiego najlepszego Aniu!!!!!-Krzyknął mi do ucha Kacper, jakieś 10 minut przed moim pierwotnym budzikiem.
-Wyłącz budzenie...-Ziewnęłam i zaczęłam udawać, że szukam na jego twarzy wyłącznika.
-Jesteś wreszcie dorosła! Możesz robić wszystko legalnie!-Wołał zadowolony.
-I tak robiłam wszystko!-Zaśmiałam się.-Dziękuję!
Gdy tylko usiadłam na łóżku podleciał i mnie przytulił. Nagle zza pleców wyjął... pluszaka! Wielkiego, mięciutkiego pluszaka.
-Jeju, jaki słodki!-Zaśmiałam się. Jeszcze raz mu podziękowałam, tym razem dając całusa w policzek.
Kiedy wyszliśmy na śniadanie, nagle ktoś mnie porwał w jeden z korytarzy.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie!-Usłyszałam z ust Maćka.-A to masz ode mnie.
Podał mi jakiś mały pakunek. Natychmiast go rozwinęłam. Znajdował się w nim uroczy wisiorek z sercem, na którym było wygrawerowane jego imię.
-Nie musiałeś mi nic kupować!-Spojrzałam na niego, po czym ucałowałam go w usta.-Dziękuję Ci.
-Jakoś to dzisiaj wieczorem uczcimy.-Uśmiechnął się.
-Chyba wolałabym nie...-Odpowiedziałam niepewnie.-Jutro wracamy...
-Ania, wszystko w porządku?-Patrzył na mnie zatroskany.
-No jasne. Wiem, przepraszam. Ostatnio zachowuję się dziwnie. Ale ciągle nienajlepiej się czuję...
-Już dawno Ci mówiłem, byś poszła do lekarza!
-Wiem. I wreszcie pójdę.
-Iść z Tobą?
-Nie... Poradzę sobię. Ale dziękuję.-Dałam mu całusa. Musieliśmy już iść na dół. A tam czekał na mnie komitet powitalny. Chłopacy dosłowne chórem zaczęli śpiewać 100 lat, a wszystkie inne ekipy przyglądały się nam z zaciekawieniem. Każdy z nich dodatkowo podszedł do mnie i złożył życzenia. A miałam nadzieję, że moje "święto" uda się jakoś zakamuflować. Jednak przy Maćku i Kacprze nie było to ani trochę możliwe. Musieli rozpowiedzieć całej naszej ekipie. Po posiłku nie mieliśmy czasu na nic innego, jak pracę. Chłopacy mieli jakieś zajęcia z fizjoterapeutą, a my z serwisantem zajęliśmy się sprzętem. Tak jak obiecał, wyręczał mnie niemal we wszystkim. Konkurs poszedł nam całkiem nieźle, Kamil zajął 4 miejsce, Maciek 5. Łączne weszło do drugiej serii pięciu zawodników. Trener był całkiem zadowolony. Kot jedynie coś tam narzekał, ale to akurat normalne. Gdy byłam wieczorem w pokoju, przyszedł do mnie i oznajmił, że dzisiaj muszę przemóc swoje gorsze samopoczucie. Zgodziłam się, po czym szybko ogarnęłam. Nie chciałam, by myślał, że między nami się psuje. Wyszłam razem z nim i Kacprem na miasto. Ciągle rozmawialiśmy o dzisiejszych zawodach. Maciek zaprowadził nas do jakiegoś niemieckiego pubu. Wszyscy już taw siedzieli i popijali piwko.
-No, Ania! Musimy jakoś świętować Twoje urodziny!-Zawołał Kamil.
-Chyba to, że się starzeję!-Zawtórowałam mu.
-Czego się napijesz? Piwko? Drink?-Spytał mnie Maciek.
-Ja za alkohol podziękuję.-Zmieszałam się i wymieniłam z Kacprem porozumiewawcze spojrzenia.
-Oh, daj spokój. Najwyżej się wyżygasz.-Krzyknął Piotrek. Jak zwykle, co miał w głowie to i na języku.
-Naprawdę, nie tym razem. Może następnym...-Byłam w okropnej sytuacji. Musiałam zrezygnować z alkoholu na własnej osiemnastce!
-Ania, daj spokój! Musisz wypić. Chociaż udawaj, że to pierwszy raz.
-Nie widzicie, że się nadal gorzej czuje?-Wtrącił Skrobot. Spojrzałam na niego tak, jakbym mu dziękowała
-Osiemnastka jest tylko raz w życiu!-Namawiał tym razem Dawid.
-Wiem, ale wypiję soczek.-Uśmiechnęłam się, po czym skierowałam do baru. Dzisiaj czułam się jakoś w miarę dobrze, więc nasza posiadówka jak najbardziej się udała. Cały czas się śmialiśmy. Każdy, poza Kacprem, namawiał mnie dalej na alkohol i wypicie toastu. Nawet nie wiedzieli, jaką miałam ochotę się napić od kilku dni. To wszystko mnie przerastało. Jednak procenty mogły zaszkodzić dziecku. Bałam się, ale zaczynałam coraz intensywniej o nim myśleć. I o tym, co mogę jeść i robić, a czego nie. A przecież dopiero miałam iść do lekarza. Z chłopakami siedzieliśmy do późna. Kiedy wyszłam do łazienki rozdzwonił się mój telefon.
-Halo?-Odebrałam.
-Hej.-Usłyszałam głos Kamila.-Chciałem Ci złożyć życzenia. Wszystkiego najlepszego, Aniu. Abyś była... szczęśliwa.
-Dziękuję Ci.-Spoważniałam.
-Pewnie teraz świętujecie z chłopakami.-Zaśmiał się.
-Siedzimy sobie. Namawiają mnie cały czas na to świętowanie, ale cóż...-Urwałam na chwilę.-Na pewno się nie ugnę. Nie wypiję.
-Przykro mi. Ale jesteś bardzo rozsądna, dziękuję.-Powiedział smutno.-Jak się czujesz?
-Dzisiaj jakoś trochę lepiej.-Tak się składa, że niemal codziennie pytał się o moje samopoczucie. Widać było, że się bardzo przejął moją ciążą.
-To się cieszę jak tak. We wtorek idziesz do lekarza?
-Tak, pójdę.
-Może... iść z Tobą?-Zawahał się.
-Nie... Chcę iść sama. Ale... dziękuję za propozycję.-Kolejna osoba, która chciała ze mną iść!
-Nie ma sprawy.
-Kamil, przepraszam Cię, ale muszę kończyć.
-Jasne. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się blado sama do siebie. Niedługo później wróciłam do chłopaków, którzy byli już nieco wstawieni. Usiadłam na kolanach Maćka i ucałowałam go w usta.

7 komentarzy:

  1. Ale mam mieszane uczucia. Zapewne tak samo jak nasza bohaterka. Z jednej strony Kamil, ojciec dziecka z którym jednak mam wrażenie że coś jest na rzeczy. A z drugiej Kot do którego ewidentnie ją ciągnie. Ciekawe co się stanie jak Maciek się dowie. Aż strach pomyśleć. Ale ma do tego pełne prawo. Czekam na kolejny i całuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Troche jest mi jej szkoda, I sadze ze zadna z dziewczyn nie chcialabyznalezc sie w takiej sytuaji, ale moim zdanie ukrywanie prawdy przed Mackiem niczego nie zalatwi, a nawet pogorszy. Poza tym nie wiem jak to robisz ale po kazfym rozdziale coraz bardziej rozbuzasz moja ciekawosc I coraz vardziej chce mi sie tu wracac :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa 😊 staram się różne szczegóły rozkładać na rozdziały 😊 np tutaj miałam dodać jeszcze pewien wątek, ale lepiej to zrobić w następnym 😁😁

      Usuń
  3. Jejku, jak mi głupio :( Tak długo mnie tu nie było - poważnie muszę zacząć regularnie czytać! Co ja tu mogę powiedzieć?
    Strasznie mi jej szkoda :/ Prawda niestety prędzej, czy później zawsze wychodzi na jaw. :/
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. http://loty-w-milosc.blogspot.com/2017/04/rozdzial-27.html
    Zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do mnie na nowy rozdzial

    OdpowiedzUsuń