Dzisiaj był dla nas bardzo ważny dzień. Dzień pierwszej rozprawy przeciwko Alanowi. Marta nie chciała iść do sądu, jednak udało się nam ją do tego namówić. Ubrałam się cała na czarno. Czarne rurki, czarna marynarka, czarna koszula, czarne szpilki. Siostra założyła podobny zestaw. Wszystko miało się rozpocząć o godzinie 9 rano, jednak my byłyśmy na miejscu już o 8. Chwilę po nas przyjechali nasi rodzice, wraz z adwokatem. Na świadka miałam zostać powołana ja, Kaśka, lekarz, który badał młodą w szpitalu i kilku nauczycieli, w tym Maciek. On był tutaj kluczowy, w końcu widział mnie i Martę zaraz po gwałcie, pomógł nam. Udało się również dotrzeć do dwóch byłych dziewczyn Alana. Reszta dołączyła wkrótce. Myślałyśmy też, by poprosić o zeznania Daniela i Dawida, jednak oni zbyt mocno kumplowali się z winowajcą, nie było więc pewne co powiedzą. Na widok Kota w garniturze delikatnie się uśmiechnęłam, chociaż to nie było łatwe przez te nerwy.
-Wow, jaki elegancik.-Podeszłam do niego i automatycznie poprawiłam lekko krawat.
-Ty też niczego sobie!-Wyprostował się.
-Tylko niczego sobie?-Uniosłam brew.
-No, bardzo ładnie!-Wywrócił oczami.
-Tak już lepiej!-Poklepałam go po klatce.
-Jak się czujesz?
-Ciężko... denerwuję się tą rozprawą.
-Poradzimy sobie. Wygramy.-Przytulił mnie.
-Dzień dobry, Maria i Grzegorz Molęda. To Pan pomógł naszym córkom tego dnia?-W tej chwili podeszła do nas moja mama i skierowała rękę w jego kierunku.
-Maciej Kot. Po prostu byłem we właściwym miejscu o właściwej porze.-Uścisnął dłonie moich rodziców.
-Bardzo Panu dziękujemy. Przepraszam, Pan jest skoczkiem narciarskim?
-Tak, jestem. I nie żaden pan, a po prostu Maciek.
-Ta nasza córcia lubi chyba Wasze środowisko.-Na jej słowa wywróciłam oczami.
-Mogę się tylko cieszyć!-Odpowiedział spoglądając lekko na mnie.
-Jesteście parą?
-Tato!!!-Skarciłam go.-Nie!!
-Pracujemy razem.-Byłam pod wrażeniem spokoju Maćka.
-Przepraszam, to z czystej ciekawości. Wyglądasz po prostu, jakbyś był w wieku byłego chłopaka naszej Ani, Kamila. Też kiedyś skakał, może się znacie?
-Proszę Was...-Zaczęłam błagalnym tonem. Zaraz wszystko wyjmą na zewnątrz.
-Tak, wiem. Jest serwismenem w kadrze B.
-Naprawdę? Pracujecie razem? Aniu, nic nie mówiłaś, że masz z nim znowu do czynienia!-Skarciła mnie rodzicielka.
-Bo nie było o czym!
-Sprawa z powództwa Marii i Grzegorza Molęda przeciwko Alanowi Jantarskiemu!-W tej chwili z sali rozpraw wyszła jakaś kobieta, która nas wywołała. I dzięki Bogu! Taki paradoks. Jak cały czas denerwowałam się rozprawą, tak teraz byłam wdzięczna, że się już zaczyna. Moi rodzice wraz z siostrą i adwokatem usiedli na miejscu dla pokrzywdzonego, a zaraz do sali policja wprowadziła Alana, który usiadł w ławie oskarżonego. Zajęłam miejsce między Maćkiem i Kaśką, a sędzina rozpoczęła rozprawę. Przesłuchała każdego z nas, nawet oskarżonego i Martę. Wszystko ciągnęło się niemiłosiernie długo. Czułam jakby i z 10 godzin, chociaż trwało "tylko" dwie. Jednak dzisiaj nie został orzeczony wyrok. A sprawa została przełożona na grudzień. Eh, te polskie sądownictwo. Jedyny plus był taki, że sędzina wystąpiła z wnioskiem o przedłużenie aresztu tego debila. Gdy wyszliśmy Marta się rozpłakała. To było dla niej bardzo trudne. Cały czas chodziła do psychologa, a tu musiała wrócić do tych traumatycznych wydarzeń. Oznajmiła, że chciałaby pojechać na parę dni do domu. Rodzice nie protestowali.
-Przepraszam Cię za nich przed rozprawą.-Powiedziałam Maćkowi już na holu.
-Daj spokój, rodzice już tak mają.
-Pewnie zaraz by wyciągnęli wszystko!
-Nie powiem, chętnie bym posłuchał.-Wyszczerzył zęby, na co zjechałam go wzrokiem.-Pamiętasz, jak prosiłaś mnie o trening?
-Co wymyśliłeś?-Uśmiechnęłam się.
-Zobaczysz. Ale ubierz się wygodnie, mocne buty to podstawa. Najlepiej na grubej podeszwie.
-Mam się bać?
-Masz. Jest 11.15. O 13 widzimy się pod COSem. Ale nie spodziewaj się taryfy ulgowej!
Ewidentnie poczułam przerażenie. Czy on był aż tak nieprzewidywalny? Poszłam do samochodu rodziców i pojechaliśmy pod internat. Jeszcze mnie namawiali, bym jechała z nimi. Cóż, nie mogłam! Marta szybko się spakowała i już jej nie było. A ja tymczasem zaczęłam przeglądać szafę. Coś wygodnego... hm planował jakiś maraton, czy jak? Udało mi się odkopać jakieś termiczne leginsy i koszulkę. Do tego bluza, sportowa kurtka i buty do biegania. Włosy związałam. Jeszcze zdąrzyłam pójść na stołówkę na jakiś obiad. Punkt 13 stawiłam się pod budynkiem Centralnego Ośrodka Sportowego. Maciek był jakieś 5minut po mnie.
-Ładnie, dobrze wywiązałaś się ze swojego zadania!
-Powiesz mi wreszcie, co dzisiaj robimy?
-Będziemy chodzić po górach! Idziemy na Giewont!
-Oo super!-Podeksytowałam się.-Uwielbiam to!
-Nie ekscytuj się tak.-Uśmiechnął się jakoś złowieszczo.
-Co może być złego w chodzeniu po górach? To takie piękne!
-Tak...-Powiedział tajemniczo.-Zawsze tak lubiłaś się po nich szlajać?
-Nie, zostałam tą miłością zarażona.
-Rodzice?-Dopytywał.
-Nie...-Na chwile urwałam i spuściłam głowę.-Kamil... bardzo często to robiliśmy.
-Ahh...-Odparł i skończył ten temat.-Dobra, chodźmy.
Kiedy byliśmy pod wejściem na szlak, zaparło mi dech w piersiach. Widok był cudowny! Tęskniłam za tym, tak dawno tu nie byłam. Zaczęło się niewinnie. Szłam bardzo energicznie i chętnie. O dziwo, zbyt dużo ludzi się tutaj teraz nie kręciło. I dobrze, więcej miejsca dla nas.
-Ah, Maciek Maciek. A miała być taka katorga!-Niemalże wypowiedziałam te słowa śpiewająco.
-Hahaha dobrze, dobrze.-Zaśmiał się tajemniczo.
Cały czas podziwiałam te skały. Specjalnie wzięłam telefon i co chwila przystawałam porobić jakieś zdjęcia. Niby miałam ich mnóstwo, ale nowe to zawsze nowe. W pewnym momencie mój trener kazał mi się zatrzymać. Następnie miałam jedną nogę postawić na wyższej skale i regularnie wchodzić na nią i się spuszczać na tej samej kończynie. Gdy już ledwo dawałam radę, szła druga noga.
-Musisz mieć solidnie mięśnie pośladków, ud, łydki.-Tłumaczył.
A ja coraz bardziej rozumiałam, dlaczego kazał mi ostudzić emocje... co chwila przystawaliśmy, a Maciek dawał mi coraz to nowsze i trudniejsze ćwiczenia z wykorzystaniem skałek. Moje siły po mału słabły, ale mu to nie przeszkadzało. Na samym szczycie byłam kompletnie wyczerpana. Ledwo dałam radę położyć się pod krzyżem. Ale i tak nie obyło się bez wspólnej fotki 😃.
-Jesteś potworem!!!-Wysapałam.
-Przecież tak się cieszyłaś, chodzenie po górach jest takie cudowne!-Zaczął mnie przedrzeźniać.
-Gdybym miała choć trochę siły, to bym Ci właśnie dała!-Zagroziłam palcem.
-A co byś mi dała?-Dalej się śmiał.
-Oh, nie pogarszaj swojej sytuacji, Kocurze!
-To się nazywa wyrównanie rachunków!
-Jakich rachunków?-Zaskoczył mnie.
-A kto mnie ostatnio ukuł? Kilka dni nie mogłem robić siusiu!-Zrobił minę zbitego szczeniaczka.
-Nie płacz, zaraz normalnie chodziłeś!
-Nie zdajesz sobie sprawy, jak musiałem udawać!-Myślałam, że mi się tutaj naprawdę zaraz rozpłacze.
-W drugą stronę niesiesz mnie na plecach!
-W życiu, takie chucherko jak ja nie udźwignie takiego spaślaka!-Na dosłownie sekundę wróciła mi siła, aż walnęłam go z całym impetem.-Au! A podobno padasz!
-A Ty podobno jesteś facetem!-Wyszczerzyłam zęby.
-Anno, bo Cię tu zostawię!
-Nie zostawisz.
-Tak? A skąd ta pewność?
-Bo jestem mądra!-Na te słowa Maciek zaczął wywracać się ze śmiechu.
-Ale jesteś dowcipna! Dobra, spinaj tyłek i idziemy!
Wstał, po czym podał mi rękę w celu pomocy. Tam, gdzie było bardzo stromo, zeszłam o własnych siłach. Starałam się iść większość sama, jednak po pewnym czasie nie dałam rady. Nie czekając ani chwili, wskoczyłam Maćkowi na plecy.
-Boże! Chcesz bym zszedł na zawał?!-Podskoczył.
-Teraz mnie niesiesz!
-A jak nie, to co? Rozkazów nie słucham!
-Jestem asystentką trenera, potraktuj to jako Twój trening!-Wyszczerzyłam do niego zęby.-Bo jak nie, to mu powiem, że nie wykonujesz poleceń służbowych! I będzie kara!
-Bolesna?
-Oj, bardzo bolesna! Już ja się o to postaram!-Wyszeptałam mu do ucha.
-To chyba nie mogę się doczekać...-Aż odwrócił w moją stronę głowę na tyle, ile się dało. Mierzyliśmy się chwilę wzrokiem. Przeszło mi przez głowę, by go pocałować. Pomału zbliżałam swoją twarz do jego, a to nie było łatwe, bo siedziałam mu na plecach. Jednak w ostatniej chwili Maciek odwrócił się do przodu i ruszył z miejsca. Poczułam lekkie zawiedzenie, ale nic nie powiedziałam. Przez jakiś czas szliśmy tak w milczeniu. Tzn. Maciek szedł, a ja sobie oglądałam widoczki. W pewnej chwili Kot chyba źle przystanął i... runęliśmy z impetem na ziemię. Na skały. Wylądowałam tuż obok niego. Wtedy zaczęłam się głośno śmiać, a on mi zawtórował. Trwaliśmy tak przez ładnych parę minut. Aż się na nim położyłam.
-Nie za wygodnie?-Wyszczerzył do mnie zęby.
-Tak idealnie!-Niespodziewanie zaczął mnie łaskotać.
-Czy Ty nie możesz mi dzisiaj odpuścić? I tak już mnie wszystko boli!-Nie wyrabiałam ze śmiechu.
-Oj nie, nie. Jak szaleć, to na maksa!
-Jesteś nieznośny!-Przytuliłam się do niego.
-Hm... I kto to mówi?
-Ja!-Zaśmiałam się.-Dobrze mi tutaj.
-Możemy tak jeszcze poleżeć...-Zaproponował niepewnie.
-A chętnie.-Uśmiechnęłam się do siebie. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę milcząc. To było bardzo przyjemne. Nie zawsze dobrze jest wiecznie gadać. Jak to brzmi? Mówienie jest srebrem, milczenie złotem. Kiedy zrobiło się nieco chłodniej postanowiliśmy kontynuować powrót. Już nie byłam taka okropna i schodziłam sama, noo z drobną pomocą Maćka.
-Dziękuję Ci.-Powiedziałam, gdy już byliśmy pod internatem.-To był wspaniały dzień.
-Już nie chcesz mnie zabić?-Zaśmiał się.
-Jeszcze trochę chcę.-Lekko się przybliżyłam.
-Ania, rozmawialiśmy o tym...
-Przecież nic nie robię!-Zaśmiałam się nieco nerwowo. Ah ten Maciek. A już myślałam, że nieco zmiękł. Więc musiałam dalej prowadzić swój plan, oparty na przyjaźni. Damy radę. Dałam mu buziaka w policzek na pożegnanie i poszłam na górę. Oj było ciężko wejść po tych wszystkich schodach. Byłam wyczerpana, padłam dosłownie zaraz po położeniu się na łóżku.
Na drugi dzień obudziłam się już cała obolała. Ledwo usiadłam. O Matko, jeszcze nigdy nie byłam aż w takim stanie. I pomyśleć, że musiałam zaraz iść do pracy. Myślałam, że umrę.... Cudem dostałam się do łazienki i ogarnęłam. Zadzwoniłam do Stefana, że się chwilkę spóźnię. Gdy wchodziłam do sali w COSie, wszyscy się na mnie patrzyli. Zauważyłam, że jest też sztab szkoleniowy kadry B. Kamil od razu rzucił mi się w oczy. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem.
-Wszystko porządku?-Powiedział Kacper, gdy aż do mnie podbiegł.
-Tak... ale ktoś sobie wymyślił, że jako trening zabierze mnie na Giewont...
-Ooo, pamiętam jak nam się fajnie chodziło..-Wtrącił mój były nie spuszając ze mnie oczu.
-Ale nie tak, że co chwila było zatrzymanie się i ćwiczenia! A przecież szlak W JEDNĄ STRONĘ ma ok. 7 km!!-Specjalnie mówiłam bardzo głośno.
-Tylko mi nie wskocz znowu na plecy!-Zaśmiał się Maciek, gdy do mnie podszedł.
-Chyba o tym marzysz!
-To się nazywa wyrównanie rachunków, tak jak Ci mówiłem!
-Byliście razem?-Znowu dodał młodszy serwismen.
-Tak.-Odrzekłam szybko i zwróciłam się znowu do Kota.-Pamiętaj! Zemszczę się!
-Ania, chyba w tym stanie ciężko będzie Ci pracować.-Odrzekł Stefan.
-Nie będzie łatwo, ale jakoś sobie poradzę.-Uśmiechnęłam się.
-Chodź...-Usłyszałam za sobą fizjoterapeutę.-Spróbujemy coś z tym zrobić.
Udałam się z nim do sali obok. Zastosował mi metodę FDM rozluźniania mięśni. Bolało cholernie, a gdy wstałam było jeszcze gorzej. Jednak miało być lepiej na drugi dzień. Trener się nade mną ulitował i kazał jedynie wszystko zapisywać itd. Siedziałam razem z serwismenami i radziliśmy co trzeba poprawić. Znowu zaczęłam czuć się przy nim niezręcznie, jednak to była moja praca i musiałam wyłączyć wszelkie emocje.
_____________
Dzięki Piotrkowi Żyle wstawiam już dzisiaj ;)
Jakie macie wrażenia po indywidualnych konkursach na MŚ? Bo ja bardzo mieszane... niby mamy medal, drużynowo pięknie... ale mimo wszystko jakoś się nie umiem cieszyć.
I mam nadzieję, że rozdział się podoba ;))
-Przepraszam Cię za nich przed rozprawą.-Powiedziałam Maćkowi już na holu.
-Daj spokój, rodzice już tak mają.
-Pewnie zaraz by wyciągnęli wszystko!
-Nie powiem, chętnie bym posłuchał.-Wyszczerzył zęby, na co zjechałam go wzrokiem.-Pamiętasz, jak prosiłaś mnie o trening?
-Co wymyśliłeś?-Uśmiechnęłam się.
-Zobaczysz. Ale ubierz się wygodnie, mocne buty to podstawa. Najlepiej na grubej podeszwie.
-Mam się bać?
-Masz. Jest 11.15. O 13 widzimy się pod COSem. Ale nie spodziewaj się taryfy ulgowej!
Ewidentnie poczułam przerażenie. Czy on był aż tak nieprzewidywalny? Poszłam do samochodu rodziców i pojechaliśmy pod internat. Jeszcze mnie namawiali, bym jechała z nimi. Cóż, nie mogłam! Marta szybko się spakowała i już jej nie było. A ja tymczasem zaczęłam przeglądać szafę. Coś wygodnego... hm planował jakiś maraton, czy jak? Udało mi się odkopać jakieś termiczne leginsy i koszulkę. Do tego bluza, sportowa kurtka i buty do biegania. Włosy związałam. Jeszcze zdąrzyłam pójść na stołówkę na jakiś obiad. Punkt 13 stawiłam się pod budynkiem Centralnego Ośrodka Sportowego. Maciek był jakieś 5minut po mnie.
-Ładnie, dobrze wywiązałaś się ze swojego zadania!
-Powiesz mi wreszcie, co dzisiaj robimy?
-Będziemy chodzić po górach! Idziemy na Giewont!
-Oo super!-Podeksytowałam się.-Uwielbiam to!
-Nie ekscytuj się tak.-Uśmiechnął się jakoś złowieszczo.
-Co może być złego w chodzeniu po górach? To takie piękne!
-Tak...-Powiedział tajemniczo.-Zawsze tak lubiłaś się po nich szlajać?
-Nie, zostałam tą miłością zarażona.
-Rodzice?-Dopytywał.
-Nie...-Na chwile urwałam i spuściłam głowę.-Kamil... bardzo często to robiliśmy.
-Ahh...-Odparł i skończył ten temat.-Dobra, chodźmy.
Kiedy byliśmy pod wejściem na szlak, zaparło mi dech w piersiach. Widok był cudowny! Tęskniłam za tym, tak dawno tu nie byłam. Zaczęło się niewinnie. Szłam bardzo energicznie i chętnie. O dziwo, zbyt dużo ludzi się tutaj teraz nie kręciło. I dobrze, więcej miejsca dla nas.
-Ah, Maciek Maciek. A miała być taka katorga!-Niemalże wypowiedziałam te słowa śpiewająco.
-Hahaha dobrze, dobrze.-Zaśmiał się tajemniczo.
Cały czas podziwiałam te skały. Specjalnie wzięłam telefon i co chwila przystawałam porobić jakieś zdjęcia. Niby miałam ich mnóstwo, ale nowe to zawsze nowe. W pewnym momencie mój trener kazał mi się zatrzymać. Następnie miałam jedną nogę postawić na wyższej skale i regularnie wchodzić na nią i się spuszczać na tej samej kończynie. Gdy już ledwo dawałam radę, szła druga noga.
-Musisz mieć solidnie mięśnie pośladków, ud, łydki.-Tłumaczył.
A ja coraz bardziej rozumiałam, dlaczego kazał mi ostudzić emocje... co chwila przystawaliśmy, a Maciek dawał mi coraz to nowsze i trudniejsze ćwiczenia z wykorzystaniem skałek. Moje siły po mału słabły, ale mu to nie przeszkadzało. Na samym szczycie byłam kompletnie wyczerpana. Ledwo dałam radę położyć się pod krzyżem. Ale i tak nie obyło się bez wspólnej fotki 😃.
-Jesteś potworem!!!-Wysapałam.
-Przecież tak się cieszyłaś, chodzenie po górach jest takie cudowne!-Zaczął mnie przedrzeźniać.
-Gdybym miała choć trochę siły, to bym Ci właśnie dała!-Zagroziłam palcem.
-A co byś mi dała?-Dalej się śmiał.
-Oh, nie pogarszaj swojej sytuacji, Kocurze!
-To się nazywa wyrównanie rachunków!
-Jakich rachunków?-Zaskoczył mnie.
-A kto mnie ostatnio ukuł? Kilka dni nie mogłem robić siusiu!-Zrobił minę zbitego szczeniaczka.
-Nie płacz, zaraz normalnie chodziłeś!
-Nie zdajesz sobie sprawy, jak musiałem udawać!-Myślałam, że mi się tutaj naprawdę zaraz rozpłacze.
-W drugą stronę niesiesz mnie na plecach!
-W życiu, takie chucherko jak ja nie udźwignie takiego spaślaka!-Na dosłownie sekundę wróciła mi siła, aż walnęłam go z całym impetem.-Au! A podobno padasz!
-A Ty podobno jesteś facetem!-Wyszczerzyłam zęby.
-Anno, bo Cię tu zostawię!
-Nie zostawisz.
-Tak? A skąd ta pewność?
-Bo jestem mądra!-Na te słowa Maciek zaczął wywracać się ze śmiechu.
-Ale jesteś dowcipna! Dobra, spinaj tyłek i idziemy!
Wstał, po czym podał mi rękę w celu pomocy. Tam, gdzie było bardzo stromo, zeszłam o własnych siłach. Starałam się iść większość sama, jednak po pewnym czasie nie dałam rady. Nie czekając ani chwili, wskoczyłam Maćkowi na plecy.
-Boże! Chcesz bym zszedł na zawał?!-Podskoczył.
-Teraz mnie niesiesz!
-A jak nie, to co? Rozkazów nie słucham!
-Jestem asystentką trenera, potraktuj to jako Twój trening!-Wyszczerzyłam do niego zęby.-Bo jak nie, to mu powiem, że nie wykonujesz poleceń służbowych! I będzie kara!
-Bolesna?
-Oj, bardzo bolesna! Już ja się o to postaram!-Wyszeptałam mu do ucha.
-To chyba nie mogę się doczekać...-Aż odwrócił w moją stronę głowę na tyle, ile się dało. Mierzyliśmy się chwilę wzrokiem. Przeszło mi przez głowę, by go pocałować. Pomału zbliżałam swoją twarz do jego, a to nie było łatwe, bo siedziałam mu na plecach. Jednak w ostatniej chwili Maciek odwrócił się do przodu i ruszył z miejsca. Poczułam lekkie zawiedzenie, ale nic nie powiedziałam. Przez jakiś czas szliśmy tak w milczeniu. Tzn. Maciek szedł, a ja sobie oglądałam widoczki. W pewnej chwili Kot chyba źle przystanął i... runęliśmy z impetem na ziemię. Na skały. Wylądowałam tuż obok niego. Wtedy zaczęłam się głośno śmiać, a on mi zawtórował. Trwaliśmy tak przez ładnych parę minut. Aż się na nim położyłam.
-Nie za wygodnie?-Wyszczerzył do mnie zęby.
-Tak idealnie!-Niespodziewanie zaczął mnie łaskotać.
-Czy Ty nie możesz mi dzisiaj odpuścić? I tak już mnie wszystko boli!-Nie wyrabiałam ze śmiechu.
-Oj nie, nie. Jak szaleć, to na maksa!
-Jesteś nieznośny!-Przytuliłam się do niego.
-Hm... I kto to mówi?
-Ja!-Zaśmiałam się.-Dobrze mi tutaj.
-Możemy tak jeszcze poleżeć...-Zaproponował niepewnie.
-A chętnie.-Uśmiechnęłam się do siebie. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę milcząc. To było bardzo przyjemne. Nie zawsze dobrze jest wiecznie gadać. Jak to brzmi? Mówienie jest srebrem, milczenie złotem. Kiedy zrobiło się nieco chłodniej postanowiliśmy kontynuować powrót. Już nie byłam taka okropna i schodziłam sama, noo z drobną pomocą Maćka.
-Dziękuję Ci.-Powiedziałam, gdy już byliśmy pod internatem.-To był wspaniały dzień.
-Już nie chcesz mnie zabić?-Zaśmiał się.
-Jeszcze trochę chcę.-Lekko się przybliżyłam.
-Ania, rozmawialiśmy o tym...
-Przecież nic nie robię!-Zaśmiałam się nieco nerwowo. Ah ten Maciek. A już myślałam, że nieco zmiękł. Więc musiałam dalej prowadzić swój plan, oparty na przyjaźni. Damy radę. Dałam mu buziaka w policzek na pożegnanie i poszłam na górę. Oj było ciężko wejść po tych wszystkich schodach. Byłam wyczerpana, padłam dosłownie zaraz po położeniu się na łóżku.
Na drugi dzień obudziłam się już cała obolała. Ledwo usiadłam. O Matko, jeszcze nigdy nie byłam aż w takim stanie. I pomyśleć, że musiałam zaraz iść do pracy. Myślałam, że umrę.... Cudem dostałam się do łazienki i ogarnęłam. Zadzwoniłam do Stefana, że się chwilkę spóźnię. Gdy wchodziłam do sali w COSie, wszyscy się na mnie patrzyli. Zauważyłam, że jest też sztab szkoleniowy kadry B. Kamil od razu rzucił mi się w oczy. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem.
-Wszystko porządku?-Powiedział Kacper, gdy aż do mnie podbiegł.
-Tak... ale ktoś sobie wymyślił, że jako trening zabierze mnie na Giewont...
-Ooo, pamiętam jak nam się fajnie chodziło..-Wtrącił mój były nie spuszając ze mnie oczu.
-Ale nie tak, że co chwila było zatrzymanie się i ćwiczenia! A przecież szlak W JEDNĄ STRONĘ ma ok. 7 km!!-Specjalnie mówiłam bardzo głośno.
-Tylko mi nie wskocz znowu na plecy!-Zaśmiał się Maciek, gdy do mnie podszedł.
-Chyba o tym marzysz!
-To się nazywa wyrównanie rachunków, tak jak Ci mówiłem!
-Byliście razem?-Znowu dodał młodszy serwismen.
-Tak.-Odrzekłam szybko i zwróciłam się znowu do Kota.-Pamiętaj! Zemszczę się!
-Ania, chyba w tym stanie ciężko będzie Ci pracować.-Odrzekł Stefan.
-Nie będzie łatwo, ale jakoś sobie poradzę.-Uśmiechnęłam się.
-Chodź...-Usłyszałam za sobą fizjoterapeutę.-Spróbujemy coś z tym zrobić.
Udałam się z nim do sali obok. Zastosował mi metodę FDM rozluźniania mięśni. Bolało cholernie, a gdy wstałam było jeszcze gorzej. Jednak miało być lepiej na drugi dzień. Trener się nade mną ulitował i kazał jedynie wszystko zapisywać itd. Siedziałam razem z serwismenami i radziliśmy co trzeba poprawić. Znowu zaczęłam czuć się przy nim niezręcznie, jednak to była moja praca i musiałam wyłączyć wszelkie emocje.
_____________
Dzięki Piotrkowi Żyle wstawiam już dzisiaj ;)
Jakie macie wrażenia po indywidualnych konkursach na MŚ? Bo ja bardzo mieszane... niby mamy medal, drużynowo pięknie... ale mimo wszystko jakoś się nie umiem cieszyć.
I mam nadzieję, że rozdział się podoba ;))
Rodzice, ach rodzice! zawsze skomentują wszystko na korzyść... uch ile razy ja przez swoich musiałam się pod ziemie zapadać.. rety i typowa sprawa jak przełożenie rozprawy ;_; jakie to jest irytujące, że u nas nic nigdy nie można załatwić na JUŻ.
OdpowiedzUsuńps. czekam cały czas na ten pocałunek no! mam nadzieję, że jakoś w kolejnym rozdziale się uda :D haha, MACIEK NIE ODWRACAJ SIĘ NIGDY!
rozdział rewelka i czekam na kolejny!
ps2. dziękujemy Piotrowi <3
Całować, to już się całowali xd ale on zaczął się hamować :)) następny rodział będzie raczej przecinkiem do burzy, mogę tyle zdradzić xd
Usuńw takim razie czekam! i zapraszam do siebie na siódemkę <3
UsuńRodzice tak bardzo jak to rodzice. Ciągłe wypytywanie i wpychanie nas w niezręczne sytuacje. Chyba to jest już w ich naturze. Atmosffera coraz cieplejsz, czekam na jakiś większy rozwój. No i pocałunek (miałam nadzieję, że uda się na górze), ale nieste. Dane mi jest czekać, na kolejny rozdział. Już jestem zniecierpliwiona!
OdpowiedzUsuńJeszcze nie w następnym, ale w jeszcze kolejnym rozdziale się porobi hehe
UsuńZapraszam serdecznie http://loty-w-milosc.blogspot.com
OdpowiedzUsuń