poniedziałek, 24 lipca 2017

ROZDZIAŁ XXVIII

-Kochanie, obudź się! Czas wstawać!-Usłyszałam wołanie nad sobą.
-Która godzina?-Wymamrotałam.
-Już trzecia!-Maciek powiedział mi do ucha.
-Czy Ciebie pogięło?!-Oburzona próbowałam go przegonić ręką. Nadal nie otwierałam oczu.
-Chyba zapomniałaś, że dzisiaj wyjeżdżamy? Japonia czeka!
-Ooo Matko... To już dzisiaj...-Wreszcie postanowiłam na niego spojrzeć.
-Chodź, niedługo musimy jechać do Krakowa.-Pocałował mnie w policzek.
-Wiem, wiem... już się ruszam...-Ostatnie słowa wypowiedziałam bez jakiegokolwiek przekonania. To było wręcz niewykonalne! Kto normalny wstaje w nocy? Chyba tylko sportowcy i ich sztaby. Więc dotyczyło to i nas. Nie chciało mi się kompletnie jeść. Kupię coś już na lotnisku. Maciek z kolei natychmiast poleciał do kuchni. Z niego jest wieczny głodomor. W tym samym czasie udałam się do łazienki, aby wziąć kąpiel. Ciągle starałam się być cicho. Nie mogłam obudzić państwa Kot o takiej porze! Wszystkie ruchy miałam bardzo powolne. Tak to jest, gdy się wstaje niewyspanym. Na szczęście miałam na to całą drogę do Japonii, umiałam zasypiać w samolocie. Chociaż w przypadku podróży do tego kraju będzie to trochę inne. W końcu nastąpi zmiana strefy czasowej, a musimy być tam wypoczęci. Na szczęście będzie ze mną Maciek, który da mi na pewno kilka wskazówek na ten temat. Aby wszystko było ok lecieliśmy trochę wcześniej, niż na wcześniejsze zawody w Europie. Po ogarnięciu się wzięliśmy nasze bagaże i udaliśmy się do białego subaru. Najchętniej zasnęłabym już teraz, ale musiałam coś mówić, aby mój chłopak nie zasnął za kierownicą. Zakopianka jak zwykle nie była drogą szybką do przebycia. Co prawda do Krakowa i tak nie było blisko, ale jazda zajęła nam 2,5h. Samochód zostawiliśmy pod blokiem cioci Maćka, która mieszkała nieopodal Balic. Nie chcieliśmy już się bawić w autobusy, więc wezwaliśmy taxi. Na miejscu było już kilka osób, na resztę czekaliśmy dosłownie chwilę. Najpierw mieliśmy lot do Frankfurtu, następnie do jakiegoś miejsca, którego nawet nie umiałam wymienić. Dopiero stamtąd lecieliśmy do Sapporo. Czekała nas wielogodzinna podróż... Ah, nie mogłam się doczekać. Zaraz po starcie zasnęłam z głową na ramieniu Maćka. Był cudowny, że mi na to pozwalał, chociaż doskonale wiedziałam, że zapewne nie jest to dla niego zbyt wygodne. Droga do Niemiec nie zajęła nam dużo czasu. Gorzej było z drugim etapem. Spędziliśmy kilka ładnych godzin na lotnisku we Frankfurcie. Było tam dużo ludzi, więc nie było jak rozłożyć się na kilku krzesłach w poczekalni. Z pomocą przyszedł mój ukochany Kociak, pozwalając mi położyć się na swoich kolanach. Nie było to wygodne, ale zawsze coś. Wkrótce weszliśmy do samolotu, który leciał ładnych 12 godzin. Na następnym lotnisku czekaliśmy godzinę na lot do Sapporo. Nasz hotel znajdował się w centrum, niedaleko skoczni. Okazało się, że dostałam pokój w pojedynkę. Może to i lepiej. Maciek dzielił go z nikim innym jak z Piotrkiem. Natychmiast rzuciłam swoje bagaże i poszłam pod prysznic. Po niemal 40h w samolocie czułam, że śmierdzę potem na kilometr. Po długiej kąpieli nie marzyłam o niczym innym, jak o spaniu. Na szczęście w Japonii był już późny wieczór, więc idealna pora. Zasnęłam niemal natychmiast. Rano obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Proszę.-Odpowiedziałam nieprzytomnym głosem.
-Śpisz jeszcze?-W drzwiach zobaczyłam Maćka.
-W nocy się śpi.-Odrzekłam oschle, chowając twarz w poduszki.
-Kochanie, trener już kazał przyjść i Ciebie obudzić.-Wskoczył mi do łóżka.
-Kolejny, który mnie terroryzuje.
-Kolejny? To kto jeszcze?
-TY!-Zaśmiałam się przyciągając go do swoich ust.-Serio nas wzywa? Trening pierwszego dnia miał być odpuszczony...
-Szczerze? Nie. Chciałem mieć pretekst, by Cię obudzić.
-Wiesz, że mogłeś to zrobić w inny sposób...-Zaniżyłam głos.
-Trzeba się rozwijać, a nie wiecznie tak samo.-Jeszcze bardziej się do mnie przybliżył.
-Ty mi się tam nigdy nie znudzisz.-Odpowiedziałam, po czym wpiłam się w jego wargi i zdjęłam mu koszulkę.

-Ania, jesteś już gotowa?-Usłyszałam wołanie Maćka.
-Tak, już idę!-Zabrałam tylko torebkę i wyszłam z pokoju. Na zewnątrz czekał już na mnie Kot.
-Wczoraj cały dzień się byczyliśmy, ale dzisiaj już musisz poznać japońską kulturę!
-Jeszcze nigdy tutaj nie byłam! Idziemy sami?
-Pieterowi zachciało się do nas przyłączyć. Nie masz nic przeciwko?
-Jasne, że nie!
Chwilę później znaleźliśmy się pod ich pokojem, gdzie dołączył do nas Żyła. Dojście do centrum nie zajęło nam dużo czasu. Byliśmy bardzo blisko. Na pierwszy rzut oka było widać, że to duże miasto. W centrum znajdował się park, co troszkę mnie zaskoczyło. W Polsce o mówi się zazwyczaj, że Japonia to owszem kraj kwitnącej wiśni, jednak z tzw. "betonowymi" miastami. To był duży plus! Miałam wrażenie, że jesteśmy tutaj wręcz wielkoludami. Tubylcy wydawali się tacy malutcy! I jednocześnie mili. Niemal każdy się do nas uśmiechał, zwłaszcza w sklepach. Nie mogłam wyjechać stąd z jakimiś pamiątkami dla rodziców, Marty i Kasi. Na obiad wybraliśmy się na sushi. Byłam cholernie ciekawa jak bardzo różni się od tego w Polsce. Co chwilę podpływały do nas nasze talerzyki. Smak był wyborny, u nas aż tak dobrych na pewno nie robią. Na sam koniec dnia chłopacy postanowili pokazać mi jedną z buddyjskich świątyń. Zarówno na zewnątrz jak i w środku była bogato zdobiona, a wszędzie dało się zauważyć wielką postać Buddy. Kiedy wróciliśmy do hotelu udałam się z chłopakami do ich pokoju. Byłam zmęczona, ale bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia. Opadłam na łóżko i przytuliłam się do Maćka.
-Ej, chodźcie tutaj!-Usłyszeliśmy po chwili głos Pietera z łazienki.
-Co się dzieje?-Spytałam wchodząc do środka.
-W sumie Maciek mi bardziej pomoże... Słuchaj, pamiętasz który to przycisk było do podgrzania kibelka?
-Boże, Piotrek...-Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym litości.
-Żyła... nie jesteś tutaj pierwszy raz... I za każdym razem prosisz o to samo!-Kot wywrócił oczami.-Przyciskasz tutaj, a potem regulujesz.
-Aaa faktycznie! Dobra, dzięki! A teraz uciekajcie, muszę się wysrać hehe.
-Czy on kiedykolwiek dojrzeje?-Oparłam się czołem o ramię swojego chłopaka po tym, jak wyszliśmy z łazienki.
-Obawiam się, że jest już za późno.-Poklepał mnie po plecach.
-AAAAAA!!-Nagle usłyszeliśmy krzyk.
-Co się stało??!!!-Kot wbiegł z powrotem. Stanęłam tuż za nim.
-Niechcący ustawiłem sobie na najwyższą temperaturę i przypaliłem sobie dupę...-Piotrek mówił tak, jakby chciał i się śmiać i płakać.
-Nie wierzę...-Wyszłam kręcąc głową.
-Posmaruj ją sobie kremem.-Maciek nie wyrabiał ze śmiechu.
-Pomyłka. On nie dojrzeje. On się cofa w rozwoju.-Schowałam twarz w dłonie.

Następne dni nie były już tak ulgowe, jak te pierwsze. Ciągłe treningi, jednak dalej przeplatane z wolnym czasem. Razem z resztą chłopaków przepełnialiśmy je różnymi grami, lub przyjmowałam Maćka osobiście w swoim pokoiku :) . Trzy dni później miały się odbyć pierwsze zawody. Seria próbna wskazywała na to, że po raz trzeci z rzędu wygra Stefan Kraft. Austriak wygrał już dublet w Willingen, teraz szedł po to samo w Sapporo. W serii próbnej najlepszym z naszych był Maciek, który zajął trzecie miejsce. Zaraz po skoku narzekał, że popełnił jakiś błąd przy progu. Eh, wiecznie niezadowolony! Na pierwszą serię szedł wyjątkowo skupiony. Ale widziałam, że jest mocny. Wierzyłam w niego. Z Kacprem mieliśmy masę roboty, ale nie mogłam odpuścić jego skoku. Nieźle się wybił, po czym... 139 metrów! Pięknie! Zwłaszcza, że w klasyfikacji po pierwszej serii prowadził! Kiedy ponownie siedział na belce, moje serce waliło jak dzwon. Myślałam, że odejdę na zawał. 138 metrów. Piękny wynik, lepiej niż Peter Prevc. Jednak Maciek miał lepsze warunki. To czekanie na wynik mnie wykończy.... PIERWSZY !!! RAZEM Z PETEREM !!! Boże, nie mogłam w to uwierzyć... Wreszcie mu się udało! Tyle na to czekał, kilku Polaków przed nim już wygrało zawody Pucharu Świata, a to on ciągle był uważany za wicelidera kadry. Widziałam, że to go nurtuje. Jego ambicja była bardzo wysoka. I wreszcie się udało. Kiedy stał na podium, a dla niego grano ,,Mazurka Dąbrowskiego", popłakałam się. Jednak udało mi się nagrać ten moment telefonem. Mój chłopak musiał to później zobaczyć. Zaraz gdy zszedł z pudła, wpadłam mu w ramiona. Jak mogłabym mu nie pogratulować? Nie trwało to jednak zbyt długo, Maciek miał teraz masę zobowiązań. Ale kazałam mu przyjść w nocy do mnie, musieliśmy chociaż trochę poświętować. Na drugi dzień odbyły się kolejne zawody. W takiej sytuacji denerwowałam się jeszcze mocniej. Chociaż widziałam, że z Maćka spadł jakiś kamień. Pewnie już wystarczająco czuł tę presję, że nie wygrywał. Nie dość, że media go cisnęły, to jeszcze sam nie był dla siebie łagodny. Kwalifikacje do drugiego konkursu wygrał Dawid. Jednak popis dał ponownie mój Maciek! Co prawda nie musiał się kwalifikować, ale i tak skakał. I to jak!! Nowy rekord skoczni! Coś pięknego. Po pierwszej serii zawodów prowadził Andreas Wellinger, tuż przed Kamilem Stochem i Kotem. Jednak tym razem wiatr pokręcił losem tego konkursu. Ostatecznie mieliśmy i tym razem powody do zadowolenia. Wygrał Kamil! Niestety, Maciek wypadł tuż za podium. Chodził później cały na siebie zły. Na następny dzień ruszyliśmy w drogę do Korei. Kolejny azjatycki kraj, który zobaczę! Tym razem czekała nas próba przedolimpijska. Bardzo ważna próba. Chłopacy się bardzo ekscytowali tym, że poznają nowe miejsca. Kwalifikacje do pierwszego konkursu wygrał... Janek Ziobro. Ale to w sumie nie miało znaczenia. W pierwszych zawodach triumfował Stefan Kraft, trzecie miejsce przypadło naszemu Kamilowi. Niestety, Maćkowi tym razem nie wyszło po jego myśli i ostatecznie zajął 7 miejsce. Pojawiła się ta sportowa złość, ale to dobrze. Miałam wrażenie, że to go zawsze jeszcze bardziej motywowało do ciężkiej pracy. Chociaż i tak już hardo pracował. Tym razem zawody zostały przeniesione na skocznię normalną. Wiatr uniemożliwił start na skoczni dużej. Może jest to i mniej atrakcyjne dla widzów, jednak przynajmniej umożliwia odbycie się zawodów. Po pierwszej serii prowadził Peter Prevc. Moje kochanie uplasowało się na 4 miejscu, 3 punkty za Słoweńcem. Jeszcze nic nie było stracone, chociaż Kot chodził wkurzony. Dlatego w przerwie poszłam do niego, aby go spróbować zmotywować. Generalnie nie powinnam tego robić, aby go nie rozproszyć. Ale jak mam nic nie robić, gdy widzę swojego partnera w takim stanie? I chyba pomogło. Maciek skoczył bardzo dobrze i... wygrał!! Mojemu szczęściu nie było końca. Ponownie płakałam ze szczęścia.
-Kochanie, jeszcze raz gratulacje!!-Zawołałam siedząc w pubie razem z resztą kadry. My też musimy się czasami rozerwać i świętować.
-To Ty mnie zmotywowałaś!-Odpowiedział radośnie.
-Mam jeszcze jedne dobre wiadomości!-Oznajmiłam.
-Mów!
-Dzwoniła do mnie mama. Odbyła się kolejna rozprawa. Alana skazano za gwałt na Marcie. Niestety, dostał tylko 5 lat. Ale to zawsze coś.
-Dzisiaj jest cudowny dzień!-Ucałował mnie w usta.

poniedziałek, 10 lipca 2017

ROZDZIAŁ XXVII

Niestety, po feralnych wydarzeniach nie było mowy o chwili wolnego. Zaraz po Zakopanem miały odbyć się zawody w niemieckim Willingen. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Było mi cholernie wstyd za te wszystkie wydarzenia. Najpierw pobiłam się z Agnieszką, potem wylądowałam przez to w areszcie. I na tym na pewno się nie skończy. Aż się bałam pomyśleć, jaka droga mnie czeka. Sądowa. A doskonale ją znałam. W końcu sprawa gwałtu na mojej siostrze nadal się nie skończyła. I nie było widać końca, chociaż wszystkie dowody opowiadały się przeciwko Alanowi... Teraz to ja będę jedną ze stron. I to oskarżoną. Nieźle się wkopałam. Dwa dni po wyjściu z aresztu mieliśmy trening na siłowni w COSie w Zakopanem. Z samego rana pod internat przyjechał po mnie Maciek. Bałam się, jednak na jego widok ten strach nieco złagodniał.
-Cześć.-Ucałowałam go, kiedy stał przy swoim białym subaru.
-Gotowa?-Założył mi włos za ucho.
-Nie za bardzo...-Spojrzałam na niego znacząco.
-Spokojnie, cały czas jestem przy Tobie. Zresztą, powiedziałem chłopakom, że mają Cię nie męczyć.-Uśmiechnął się pogodnie, po czym mnie przytulił.
-Nie wiem co bym zrobiła, gdyby Ciebie nie było.-Wtuliłam się w niego mocniej.
-Na pewno byś się wtedy nie biła z moją byłą!-Zaśmiał się.
-Fakt.-Zawtórowałam mu.-Ale to akurat jakoś przeboleję.
-Chodźmy, czekają na nas.-Ucałował mnie w czoło, po czym otworzył mi drzwi do samochodu. Umiał mnie podnieść na duchu. Nie chciało mi się odrywać od niego ani na chwilę, jednak wiedziałam że muszę to zrobić. Bardzo niechętnie wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Chwilę później za kierownicą usiadł Maciek i uruchomił subaru. Całą drogę opowiadał mi różne kawały i śmieszne anegdotki. Byłam mu za to cholernie wdzięczna, przynajmniej w tym momencie nie myślałam o tym, że za chwilę zostanę zlinczowana przez chłopaków z kadry. No, może nie tyle co zlinczowana, a wyśmiana. No nic, muszę stawić temu czoła. Kilka minut później znajdowaliśmy się pod budynkiem Centralnego Ośrodka Sportowego. Zrobiłam dobrą, mocną minę. Do tego Maciek złapał mnie za rękę i poprowadził. W środku była już cała kadra A i kadra B. Chłopacy śmiali się z czegoś tuż przed rozpoczęciem sesji treningowej. 
-Ooo nasz Tyson!-Usłyszałam roześmiany krzyk.
-Pieter!-Warknął Maciek.
-Spokojnie, Kocurze!-Żyła poklepał go po plecach.-Jestem pod wrażeniem, Ania ma charakterek!
-I nie jestem z tego dumna.-Odpowiedziałam unosząc brwi.
-Przesadzasz!-Podszedł do nas Kacper, po czym mnie lekko przytulił. Zaraz po nim zjawił się Kamil.
-Walczyłaś o swoje, to ona Cię sprowokowała.-Uśmiechnął się mój były.
-Na pewno nie pozwolimy Cię wsadzić do paki. Byliśmy z Kamilem niedaleko, więc zamierzamy zeznawać przeciwko Agnieszce.-Oznajmił starszy z braci Skrobot.
-Dziękuję Wam bardzo mocno!-Teraz to ja się uśmiechnęłam.
-A jak tam było na dołku?-Spytał nadal roześmiany Piotrek.
-Jak w luksusowym hotelu!-Odpowiedziałam sarkastycznie.
-A kawior Ci podali?-Zawtórował mu Janek.
-Lepiej, podali ambrozję!-Wywróciłam oczami.
-Kogoś tam poznałaś?-Przyleciał Dawid.
-Tak, kilka gejów którzy nie mogą się doczekać, aby Was poznać!
-Chyba ich tutaj nie zaprosisz?
-Za późno, już to zrobiłam.-Przykleiłam na buzię sztuczny uśmiech. Na szczęście nie zdążyli nic dodać, ponieważ w tej chwili na salę wszedł trener. Szybko zaprosił wszystkich zawodników i członków sztabu wokół siebie. Zaczął omawiać program dzisiejszego treningu, po czym przeszedł do naszego wyjazdu do Niemiec. Na zawody mieliśmy się wybrać już dzisiaj. Kiedy wszystko zostało wyjaśnione wezwał mnie na osobistą  rozmowę. Właśnie tego bałam się najbardziej.
-Ania, masz mi coś do powiedzenia?-Spytał wyraźnie lekko poddenerwowany.
-Zależy o co pytasz.
-Doskonale wiesz, o co! Co to była za sytuacja w klubie? Byłaś aresztowana?
-Aaa, o to.-Spuściłam głowę.-Była dziewczyna Maćka mnie sprowokowała. I niestety, rozpoczęłam bójkę. Owszem, Agnieszka doniosła na mnie na policję.
-Co ja mam z Tobą zrobić?-Skrzyżował ręce.
-A czy zaniedbałam jakieś obowiązki zawodowe?-Uniosłam brwi.
-Zgadza się, nie zaniedbałaś. Ale martwię się o Ciebie. Czuję się za Ciebie odpowiedzialny.
-Nie musisz. Poradzę sobie.-Uśmiechnęłam się blado.
-Obiecaj mi, że to ostatni raz.
-Obiecuję!-Odpowiedziałam pospiesznie.
-No dobrze. Wracaj do swoich obowiązków.-Poklepał mnie po ramieniu i odszedł.
Zauważyłam, że cały czas przyglądał nam się Maciek. Jeny, jak on się martwił. Przez to jeszcze zaniedba swoje treningi! Oo nie, nie mogłam do tego dopuścić. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym uniosłam do góry kciuk, aby pokazać że wszystko jest w porządku. Odniosłam wrażenie, że nieco go to uspokoiło, ponieważ jakoś lepiej się skupiał na swoich ćwiczeniach. Sama natychmiast zabrałam się do pracy. Musiałam poprawić kilka kombinezonów, które przygotowywaliśmy już w kontekście zbliżających się Mistrzostw Świata w Lahti. Nie obyło się oczywiście bez komentarzy chłopaków. I samego Maćka! Doskonale wiedziałam, że sobie żartują, więc też starałam się to robić. Zostałam okrzyknięta dosłownie przez wszystkich Tysonem. Udałam, że jestem chwilowo obrażona na swojego chłopaka. Co prawda, nie obraziłam się, ale czymże byłby związek bez małego focha? :) Trening trwał murowane 2 godziny. Wszyscy dali z siebie 300% normy. Zresztą, nie mieliśmy wyjścia. Trener Horngacher rządził nami twardą ręką. Jednak to było bardzo dobre. Pomimo tego, stwarzał również bardzo dobrą atmosferę, która panowała w całym zespole. Dzisiaj wykończył dosłownie wszystkich, chłopacy ledwo stali na nogach.
-Nadal masz focha?-Maciek przytulił mnie od tyłu.
-Mam!-Odpowiedziałam mocnym głosem.
-Oj, nie miej.-Próbował pocałować mnie w policzek, ale go cofnęłam.
-Nadal mam!
-Przepraszam..-Mówił takim głosem, jakby miał się zaraz załamać.
-A bardzo żałujesz?-Uśmiechnęłam się lekko, ale próbowałam mu tego nie pokazywać.
-Bardzo, bardzo!-Przycisnął mnie jeszcze mocniej.
-No dobrze, ale żeby mi to było ostatni raz!-Zagroziłam mu palcem. Odwróciłam się w jego stronę, po czym wbiłam się w jego usta. Kątem oka zauważyłam, że przygląda nam się Kamil. I to wzrokiem pełnym bólu. Jednak pozostałam kompletnie obojętna, nie obchodziło mnie to ani trochę.
-Zakochani, te czułości to po pracy!-Zawołał Stoch.
-My już jesteśmy po pracy!-Odparł mój chłopak.
-Ty, Maciek musisz uważać.-Zaczął Pieter.-Jeden zły wyskok i dostaniesz od Tysona!
-Najpierw ten Tyson dobierze się Tobie do tyłka!-Uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową.
-Już się zaczyna!-Zaśmiał się.
-Dobra, dobra. Będziecie się bić innym razem.-Maciek złapał mnie za rękę.-Chodźmy już.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Kot kazał mi wsiąść do swojego auta. Myślałam, że zawiezie mnie po prostu do internatu, jednak on podjechał pod swój dom.
-Czy już Ci mówiłem, że idziemy na obiad do mojej mamy?-Wyszczerzył zęby, gdy parkował.
-My?-Zdziwiłam się.
-Tak, my. Bardzo chce Cię zobaczyć.
-Ale ja muszę się przebrać... przygotować jakoś...
-Właśnie prosiła mnie, bym Cię przywiózł od razu po treningu.
-Dzięki, że mnie wkopałeś!-Nie kryłam niezadowolenia.
-Oh, daj spokój, nie będzie tak źle.
Jedynie wywróciłam oczami. Nie miałam już żadnego wyboru, musiałam iść. Nie licząc zimowej kurtki i kozaków, byłam ubrana typowo na sportowo. Sportowe kolorowe legginsy, sportowa bokserka. Nie musiałam, jednak tak mi było najwygodniej pracować. Dlatego byłam zła na Maćka, nie nadawałam się na obiady z jego rodzicami. Ale nie mogłam już nic poradzić. Przykleiłam do siebie uśmiech i wysiadłam z samochodu. Mama Maćka przywitała nas bardzo ciepło, po czym zaprosiła do jadalni. Wszystko było pięknie nakryte, aż zrobiło mi się jeszcze bardziej wstyd. Szybko skierowałam się w kierunku kuchni, aby pomóc pani Małgosi w przynoszeniu potraw. Na obiad zrobiła klasyczne schabowe z ziemniakami i marchewką z groszkiem. Przeprosiłam ją i jej męża za mój strój, zwalając całą winę na Maćka. Jednak oni się jedynie ucieszyli z tego, że nie wyszło nic oficjalnego. W trakcie posiłku oczywiście został poruszony temat Agnieszki i naszej bójki. Czy ja muszę tego przez cały dzień wysłuchiwać? Jednak państwo Kot oznajmiło, że są po mojej stronie i zaprosili mnie właśnie po to, aby mi to powiedzieć. Zrobiło mi się bardzo miło z tego powodu. Obiad wyszedł znakomity. Zaraz po nim Maciek zabrał mnie na spacer. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim i o niczym. Czułam, że jest to osoba której mogę powiedzieć o każdej nurtującej mnie sprawie. Położyliśmy się na polanie i patrzyliśmy na zachód słońca.


____________________

Heeej!
Najmocniej przepraszam za taką nieobecność... Miałam niestety ogromny nawał obowiązków, przez co nie było kompletnie czasu na zaglądanie tutaj.... 
Mam nadzieję, że jeszcze tutaj jesteście??
Obiecuję, że postaram się, aby taka sytuacja nie miała już miejsca (przynajmniej by nie było aż tak długiej przerwy!)!
I z kim się widzę za kilka dni w Wiśle?? :)